30 sierpnia 2011

Essence - 24h hand protection balm chai tea & mandarine

Przedstawiam Wam recenzję produktu, który wygrałam w rozdaniu u SexiChic24h hand protection balm chai tea & mandarineEssence, czyli krem do rąk ;) Od samego początku z tego produktu cieszyłam się chyba najbardziej, bo uwielbiam Essence, a na dodatek jestem małą maniaczką kremów do rąk ;) Dodając fakt, że uwielbiam herbatę i pięknie pachnące kremy, można stwierdzić, że jest to kosmetyk stworzony dla mnie!

Nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań wobec tego produktu, ale dość pozytywnie mnie zaskoczył. Opakowanie jest bardzo zgrabne i estetyczne - mała, poręczna tubka o pojemności 75ml (ubolewam, że krem nie ma pojemności 125ml), biała, z pomarańczową zakrętką i nadrukami. Lubię, gdy kremy do rąk poza dobrym działaniem, również ładnie wyglądają ;)

Zapach również bardzo przypadł mi do gustu. Według mnie krem pachnie tak, jak obiecuje producent - herbatą i mandarynkami, choć aromat herbaty jest mniej wyczuwalny. To bardzo przyjemny, lekko orzeźwiający zapach, który utrzymuje się na dłoniach kilkadziesiąt minut po nałożeniu. Nie jest on dla mnie jednak w żaden sposób nachalny, nie jest zbyt mocny i co najważniejsze, chemiczny.
Konsystencja kremu jest dość standardowa - jest gęstawy i biały, ale nie "sztywny" jak zdarzyło mi się to w niektórych kremach. Bardzo dobrze rozprowadza się na dłoniach, kilkanaście sekund wcierania go w skórę powoduje, że krem się w nią wchłania, pozostawiając dłonie wyraźnie miękkie i delikatne. Efekt nie utrzymuje się bardzo długo, ale gdy stosuję krem 3-4 razy dziennie, moje dłonie są w bardzo dobrym stanie. Dodatkowo krem nie pozostawia tłustego filmu, czego nie cierpię. Chwilę po nałożeniu mogę się zajmować już innymi rzeczami. Krem nie będzie pewnie wystarczający na zimę, bo mam dość "wymagające" dłonie, ale do codziennej pielęgnacji jest idealny!
Żałuję, że to edycja limitowana, bo to jeden z moich ulubionych kremów do rąk. Z niecierpliwością czekam na kolejną serię, którą ma wypuścić Essence, tym bardziej, że ma pachnieć różnymi ciasteczkami i innymi słodkościami *,*


Co: Essence, krem do rąk 24h hand protection balm - chai tea & mandarine
Ile: 75 ml, ceny nie znam, bo wygrałam produkt w rozdaniu. Na pewno nie więcej niż 10 zł ;)
Jak: 7/10

28 sierpnia 2011

Biedronka, ach Biedronka - szkatułka na biżuterię oraz recenzja - BeBeauty - Spa masło do ciała Afryka

Muszę przyznać, że do sklepów sieci Biedronka podchodziłam sceptycznie (zapewne ze względu na aferę sprzed kilku lat związaną z fatalnym traktowaniem pracowników). Jednak u moich znajomych często widziałam produkty oznaczone logiem tego sklepu, gdzie producentami były dość znane i poważane koncerny, produkujące dla Biedronki. To mnie powoli zaczęło przekonywać. Wpadłam totalnie, kiedy w pobliżu mojego domu wybudowano Biedronkę. Nie licząc spożywczych produktów, których nie kupuję tam bardzo wiele - w moim domu zaczęły pojawiać się produkty "przemysłowe" z tego sklepu. Do własnego użytku mam szufladki, o których pisałam tutaj.

Na początku trochę mniej kosmetycznie, ale bardzo kobieco ;) Będąc na zakupach kilka dni temu kupiłam szkatułkę na biżuterię w zawrotnej cenie 10,99zł. W sklepie mnie nie zachwyciła, ale wyglądała na praktyczną. Za tą cenę grzechem było nie kupić. W domu, po rozpakowaniu, bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Mimo wykonania z tektury, szkatułka jest bardzo solidna, w dodatku - śliczna! Wybrałam wersję w odcieniach fioletu, z kremowym nadrukiem wieży Eiffla. Były także inne kolory i kształty. Szkatułka ma wyciąganą wkładkę na drobniejszą biżuterię, lusterko, tasiemki podtrzymujące wieczko... Wygląda ślicznie na półce w moim pokoju i świetnie mi służy. W końcu pierścionki przestały się wplątywać w łańcuszki i bransoletki ;)

Teraz przejdę do kwestii, która pewnie bardziej zainteresuje większość z Was. Z małym opóźnieniem, w porównaniu do innych blogerek, i ja padłam ofiarą manii na biedronkowe masła do ciała, peelingi itp. To znaczy, kiedy byłam na zakupach, z kolekcji "urodowej" Biedronki zostały jedynie kremy do rąk (których mam nadmiar) oraz masła do ciała, peelingów już brakowało. Nie mogłam sobie odpuścić i w moim koszyku wylądowało masło do ciała Spa - Afryka.
Jestem już po pierwszych użyciach masła i jestem z niego bardzo zadowolona. Moja skóra nie wymaga jakiegoś nadzwyczajnego nawilżenia, jednak na przykład po depilacji jest nieco podrażniona. Masło całkiem nieźle nawilża skórę, niweluje uczucie napięcia, przynosi ukojenie skórze nóg po goleniu.
Po pierwszych recenzjach blogerek wiedziałam, że zapach tego produktu będzie mi się bardzo podobał. Pachnie słodko, ale nie nachalnie - trochę orzechami, trochę wanilią, czuję też nutę jakichś przypraw i owoców... Uwielbiam tego typu zapachy :) Zapach utrzymuje się na skórze jeszcze kilka godzin po nałożeniu, ale nie jest on w żaden sposób nachalny, ciężki.
Konsystencja bardzo pasuje do nazwy produktu - przypomina miękkie masło ;) Kolorystycznie w sumie też. Bardzo ładnie się rozprowadza, trzeba użyć trochę większej ilości produktu, ale nie jest to też produkt jakoś nadzwyczajnie mało wydajny. Wydaje mi się, że wydajność jest bardzo przeciętna jeśli chodzi o masła do ciała. Masło zostawia na skórze lekki film, który wchłania się po kilku, kilkunastu minutach (choć może nie jest to reguła, stosowałam to masło gdy temperatura sięgała 39*C).
I na końcu kwestia, o której wcześniej zapomniałam - opakowanie. Jak widać na zdjęciach, jest to dość pokaźny plastikowy "słoiczek", w kremowym kolorze. Nie powala designem, ale opakowanie wydaje się dość solidne i co najważniejsze - wygodne w użyciu. Nadruk na etykiecie też mi się podoba, za każdym razem, gdy na niego spojrzę, przypomina mi się film "Pożegnanie z Afryką" ;)
Wydaje mi się, że to świetny produkt jak za tak niską cenę :)

Co: BeBeauty, Spa - Odżywcze masło do ciała - Afryka
Ile: 200 ml / ok. 5,50 zł
Jak: 8/10

Rozdanie u Massachusetts Mask

Genialne rozdanie na Massachusetts Mask *,*

 

27 sierpnia 2011

Rozdanie u Merczens

Dopadł mnie rozdaniowy fioł... -,- Ale nie mogę się oprzeć, żeby nie nabić sobie kolejnego punktu, kiedy do rozdania jest paleta 120 cieni, o której marzę od dłuższego czasu, jednak zawsze żal mi pieniędzy ;)

 

26 sierpnia 2011

Wibo - Beautiful As Rose Collection - Maskara do rzęs wydłużająco-pogrubiająca

Jeśli chodzi o rzęsy, do moich ulubionych tuszy należą te pogrubiająco-rozdzielające, choć jeśli także wydłużają, nie narzekam ;) Odkąd pamiętam zawsze często zmieniałam tusze do rzęs (jeden wystarcza mi na kilka miesięcy, do pół roku, więc średnio testuję 2-3 tusze rocznie). Do ulubieńców należą wszystkim znany i lubiany Maybelline Colossal VolumeEssence Multi Action, choć bardzo dobrze wspominam także Oriflame Wonder Lash Mascara oraz Wibo Extreme Lashes Volume. Jako następny planuję kupić Milion Lashes L'oreala, bo podkradłam go siostrze i okazał się super ;)
Ale tyle drogą wstępu, przejdę do rzeczy. Prezentuję Wam dzisiaj tusz, którego użyłam do tej pory tylko kilka razy, ale już mam wyrobioną opinię. Jest to tusz wydłużająco-pogrubiający Wibo, z limitowanej edycji Beautiful As Rose, która ukazała się jakoś w czerwcu. Kupiłam go skuszona niską ceną oraz ciekawą szczoteczką, przypominającą tę z tuszy L'oreala - okrągła, silikonowa.

Tusz, jak wszystkie kosmetyki z tej limitowanki, otrzymujemy w oryginalnym, różanym opakowaniu. Tusz akurat ma biało-złote opakowanie, które z jednej strony przyciąga oko i podoba się, z drugiej - zalatuje trochę kiczem. Mnie ani grzeje, ani chłodzi ;)
Szczoteczka jest bardzo ciekawa - okrągła, o czym już wspominalam. To pierwsze moje dotyczenia z tego typu szczotką, zwykle preferuję te tradycyjne, nie silikonowe, dość duże i gęste. Niestety, podczas nabierania produktu, a szczoteczce osiada dużo tuszu, a stąd krótka droga do nieestetycznie posklejanych rzęs... Trzeba jednak nabrać wprawy i wychodzi lepiej. Szczoteczką całkiem dobrze mi się manewruje, łatwo wymalować włoski w kącikach oczu oraz te na dolnej powiece.

Sama formuła tuszu jest całkiem w porządku, tusz to dość intensywna czerń, nie kruszy się w ciągu dnia (nawet przy upałach). Jednak mimo przeleżenia 2 miesięcy w kosmetyczce, produkt nie zgęstniał - a szkoda, bo tusz jest bardzo mokry.
Efekt, jaki otrzymujemy za pomocą tuszu, to niestety nic spektakularnego. Rzęsy są wydłużone, odrobinę pogrubione, ale tak jak pisałam - łatwo też o posklejanie... Tusz potrzebuje także chwili, aby zaschnąć, inaczej odbija się na górnej powiece. Efekt dość naturalny, codzienny - ja wolę zdecydowanie efekt sztucznych rzęs.


Co: Wibo, Beautiful As Rose Collection, Maskara do rzęs wydłużająco-pogrubiająca
Ile: 6 ml / ok. 7 zł
Jak: 6/10

23 sierpnia 2011

Essence - lakier do paznokci colour&go - 57 Can't Cheat On Me

Uff, troszkę się zapuściłam z notkami i przez kilka dni królowały rozdania, ale co zrobić, jak dziewczyny oferują tak świetne nagrody ;)
Dzisiaj przedstawię Wam pierwszy w moim wykonaniu swatch lakieru do paznokci, na tapetę idzie colour & go – 57 Can’t Cheat On Me.



Będąc ostatnio na zakupach, natrafiłam na szafę Essence z przecenami – wycofywane produkty (o których możecie przeczytać np. na blogu Em) były w cenie 3,99zł. Skuszona niską ceną zakupiłam dwa lakiery z serii colour & go, o których wspominałam już tutaj.
Lakier otrzymujemy w standardowej buteleczce, która mieści 5 ml produktu. Zakrętka ma kolor lakieru, co zdecydowanie ułatwia odnalezienie go wśród innych lakierów. Pędzelek w tych lakierach należy do jednego z moich ulubionych – dość szeroki (ale nie za bardzo!), płaski, bardzo dobrze rozprowadza lakier.

Can’t Cheat On Me to z pozoru zwykły srebrny lakier z drobinkami. Jednak swoje prawdziwe oblicze ukazuje w mocnym oświetleniu albo najlepiej – na słońcu. Wtedy drobinki mienią się feerią barw, lakier daje lekko holograficzny efekt – wygląda to cudownie! Niestety na zdjęciach nie udało mi się  uchwycić tego efektu tak, jak wygląda on w rzeczywistości…
Jeśli chodzi o trwałość, wiem, że c&g nie cieszą się dobrą renomą, ale ja byłam dość pozytywnie zaskoczona – jednak to prawdopodobnie było zasługą nowego top coatu, bądź co bądź, również z Essence, ale o tym będzie kiedy indziej. Jednak na moich paznokciach lakier niekiedy odpryskuje już drugiego dnia, a tym razem (z top coatem) wytrzymał całe 4 dni.
Co do krycia, mam małe zastrzeżenia. Lubię lakiery mocno kryjące, kiedy nie widać białych końcówek paznokcia. Ten lakier wygląda nieźle przy 2-3 warstwach, jednak dla lepszego krycia, musiałam zastosować 4 warstwy… jednak wysycha dość szybko i dla końcowego efektu warto się pomęczyć.
Podsumowując, kolejny udany zakup od Essence ;) Mimo różnych minusów, koniec końców lubię lakiery c&g, a ten srebrzak mnie urzekł totalnie (choć do srebrnych lakierów od dawna mam słabość ;) ).

Co: Essence, lakier do paznokci colour&go, 57 - Can't Cheat On Me
Ile: 5 ml / 3,99 zł
Jak: 7/10

Kolejne rozdanie z BB Cream'ami

Kolejne rozdanie z BB Cream'ami w roli głównej, tym razem na From Woman To Woman :)


20 sierpnia 2011

Rozdanie u Kathrinjot

Ostatnio zewsząd docierają do mnie bardzo fajne rozdania, i w tym u  Kathrinjot musiałam wziąść udział :) Tym bardziej, że poza kosmetykami, do wygrania jest książka Simon's Cat - którego uwielbiam - oraz film DVD, na który na pewno ucieszy się mój Luby, który kolekcjonuje DVD :)


Rozdanie u Orlicy na dobry start

Biorę udział w rozdaniu u Orlicy na dobry start, z nagród kusi mnie przede wszystkim cień z Essence oraz lakier :)

Rozdanie u Antii

Biorę udział w świetnym rozdaniu u Antii :) Super nagrody do wygrania, chętnie ujrzałabym je u siebie ;)


19 sierpnia 2011

Krośnieńskie zakupy i fryzurowe dylematy

Dzisiejszy post będzie zakupowy - połowa zakupów to lakiery do paznokci, a druga - produkty do włosów.
Ostatnie dwa tygodnie spędzam na leniuchowaniu u Lubego w Krośnie. Nie ma tutaj Rossmanna, jest za to sporo mniejszych (i większych, ale "mniej  sieciowych") drogerii, co ma swoje plusy. W Krakowie, gdzie 99% moich kosmetycznych zakupów kończy się w Rossmannie, ani razu nie kupiłam w Krakowie lakierów Jumpy, kosmetyków Marion itp. Pewnie można dostać je we Flircie, ale rzadko tam bywam - po prostu mi nie po drodze, choć bardzo lubię tą drogerię.
Moje ostatnie zdobycze prezentują się tak:



Kosmetyki do włosów:

  • Donegal, Okrągła szczotka do włosów; 11,99 zł
  • Marion, Termoochrona, Mleczko chroniące włosy przed działaniem wysokiej temperatury, suszarka & prostownica; 7,99 zł
  • Hergon New Style, Żel mocny w rozpylaczu; 9,90 zł

Lakiery do paznokci:

  • Essence, Colour & Go - 31 Hypnotic Poison; 3,99 zł
  • Essence, Colour & Go - 57 Can't Cheat On Me; 3,99 zł
  • Vipera, Jumpy - 140; ok. 3,30 zł

Na zdjęciu brakuje Nail Art Sealing Top Coat'u z Essence, ponieważ kupiłam go pojedynczo, nie przy okazji większych zakupów i zawieruszył się gdzieś w kosmetyczce.
Lakiery bardzo przypadły mi do gustu, choć tych z Essence jeszcze nie używałam. Ten odcień Jumpy widziałam kiedyś u Kleopatre i mi się spodobał. U mnie prezentuje się fioletowo, jednak słabo widać ten złoto-zielony blask. Mimo to, lakier mi się podoba, jednak jest to wg mnie bardziej "zimowy" kolor.
Co do lakierów Essence, kupiłam je skuszona promocyjną ceną 3,99 zł - są one wycofywane ze stałej oferty.
31 Hypnotic Poison kupiłam dla zachcianki, po prostu  mi się spodobał. 57 Can't Cheat On Me wzięłam, bo lubię srebrne lakiery. Zakochałam się w nim, kiedy zobaczyłam jak cudownie - nieco holograficznie - mieni się w słońcu *,* Już wiem, że go uwielbiam ;) Nail Art Sealing Top Coat stosuję od  jakiegoś czasu na każdy lakier, po jakimś czasie zamieszczę jego recenzję.  Wydaje mi się jednak bardzo dobrym produktem w tym przedziale cenowym.





Teraz przejdę do tematu włosów... Tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana ;) Zacznę od małego "historycznego" wprowadzenia:
Do fryzjera zaczęłam chodzić regularnie (co 3-4 tygodnie) w gimnazjum, kiedy to miałam bardzo krótko ścięte włosy - nieco punkowo, z asymetryczną grzywką, układałam je gumą do włosów Joanny (nigdy nie zapomnę tego cudownego zapachu), myłam codziennie rano i suszyłam suszarką. Włosy zaczęłam farbować w połowie trzeciej klasy gimnazjum i robię to do dzisiaj. Kiedy poszłam do liceum, grzywkę miałam prostą, włosy zaczęłam zapuszczać. Kiedy sięgnęły za ramiona, a grzywka zrównała się z całością, zaczęłam myć je wieczorem i schły same przez noc. Często zaplatałam warkocze, dla efektu fal. Nosiłam przedziałek na bok.
Po wakacjach zaczynam drugi rok studiów i powoli zaczynały mi się nudzić proste włosy z niemal zawsze takim samym ułożeniem. Niedawno co prawda zaczęłam je kręcić raz po raz na lokówce, ale to czasochłonne i w dodatku po kilku godzinach efekt znikał - moje włosy są proste jak druty i właściwie niczym nie da się utrwalić skrętu. Tak więc zaczęły się moje rozterki - tęskniłam za postrzępionymi włosami z gimnazjum, jednak czułam też, że jestem inną osobą, a tamta fryzura by mi w 100% nie odpowiadała. W dodatku mój Luby uparcie zabraniał mi ścinania włosów, a ja po prostu byłam leniwa - długie włosy są wygodniejsze w obsłudze, moim zdaniem ;). W styczniu tego roku wycieniowałam końcówki, ale chciałam większej zmiany. W dodatku moje włosy zaczęły być naprawdę płaskie, przetłuszczały się... Miałam ich dość.
W ten oto sposób dochodzimy do sedna sprawy - we wtorek odwiedziłam fryzjerkę (bardzo lubianą przeze mnie, jest to pani Monika z salonu fryzjerskiego Katrin w Krośnie, chyba jestem jedyną osobą, która z Krakowa przyjeżdża się strzyc w Krośnie, przy okazji co prawda, ale zawsze coś... :P). Nad fryzurą myślałam dobre 5 dni i ciągle nie mogłam się zdecydować. Skończyło się na tym, że mam włosy do ramion, cieniowane na całej długości, z grzywką na bok - znów asymetryczną. Po wyjściu od fryzjerki miałam włosy dość mocno ulizane. W środę wysuszyłam je z użyciem pianki, z głową w dół i ułożyłam za pomocą żelu Hegron, który na wizażu ma fantastyczne oceny. Włosy były puszyste, a na mojej głowie panował bardzo artystyczy nieład, jednak ciągle nie było to to, czego chciałam. Dzisiaj ułożyłam je z pomocą pianki i żelu Hegron (który właściwie żelem nie jest, co coś między żelem, lakierem i liotonem ;) ), ale unosiłam je szczotką przy suszeniu. I tak oto dzisiaj zakupiłam szeroką okrągłą szczotkę i mleczko termoochronne Marion. O  produktach termoochronnych Marion też wyczytałam pochlebne opinie na wizażu, jednak były tam recenzje mgiełki, którą planowałam kupić i serum - mleczka natomiast brak... Mgiełki w drogeriach nie było, więc kupiłam mleczko, zobaczymy jak się będzie sprawdzać. Najbardziej obawiam się właśnie zniszczenia włosów codziennym układaniem z pomocą kosmetyków do stylizacji i suszarki, ich zmatowienia od lakieru czy żelu... Ale dla urody trzeba cierpieć... ;)
Wszelkie rady mile widziane, bo dopiero się uczę obchodzić z taką fryzurką - podobnej nigdy nie miałam. Żebyście lepiej mogły to sobie wyobrazić, zauważyłam, że moja fryzura przypomina nieco brązową perukę Shakiry z teledysku "Rabiosa" - jest jednak bardziej puszysta i wycieniowana, a włosy sięgają ramion ;)





Ufff, znów się rozpisałam, ale jestem nadal bardzo zaaferowana tymi włosami, wybaczcie ;)

18 sierpnia 2011

TAG: 10 pytań kosmetycznych od Majorki

"Kopnął mnie zaszczyt" i po raz pierwszy w mojej krótkiej historii blogowania, zostałam otagowana przez Natalię z Moje Kosmetyki By N :) Dziękuję bardzo i przechodzę do konkretów:



Zasady:
1. Umieść obrazek "10 pytań kosmetycznych od Majorki"
2. Odpowiedz na 10 pytań kosmetycznych
3. Powiedz, kto Cię oTAGował
4. oTAGuj 12 blogów tym "TAG'iem"
5. Poinformuj blogi o TAGowaniu

Pytania i odpowiedzi:
1. Używasz kolorowych cieni do powiek, czy neutralnych?
I takich, i takich, choć zdecydowanie częściej sięgam po kolory - najczęściej fiolety i szarości. Neutralne cienie wybieram właściwie tylko na egzaminy i inne okazje, kiedy skromność jest na miejscu.

2. Co wolisz bardziej: pomadkę czy błyszczyk?
Bardzo długi czas nie stosowałam w ogóle pomadek ani błyszczyków, jedynie balsamy - wszystko ze względu na dawne skłonności do uczuleń. Teraz uczulenia zdarzają mi się rzadko, a na co dzień używam kolorowych kosmetyków do ust. Ale do sedna: lubię obydwa rodzaje produktów, ale jednak błyszczyki przeważają - wydaje mi się, że lepiej pielęgnują moje usta i estetyczniej z nich znikają.

3. Czy uważasz, że tylko drogie produkty są dobre?
Absolutnie nie! Mimo - a może właśnie przez - mój mały zakupoholizm, rzadko kupuję kosmetyki droższe niż 20-30 złotych. Ten lub wyższy pułap cenowy dotyczy u mnie właściwie tylko perfum, podkładów, pędzli i tuszy do rzęs, resztę kosmetyków kupuję raczej tanią. Dlatego uwielbiam Essence, bo za małe pieniądze można mieć super kosmetyki :)

4. Co sądzisz i czy używasz różu do policzków?
Róż doceniłam jakieś 2 lata temu i od tamtej pory uwielbiam. Niby nic, ale bardzo ożywia cerę i jest dla mnie niezbędnym elementem makijażu.

5. Jaki jeden produkt kosmetyczny kolorowy zabrałabyś na bezludną wyspę? :)
Biorąc pod uwagę fakt, że ma być to kosmetyk kolorowy, byłby to na pewno tusz do rzęs. Jednak po co mi on, skoro wyspa jest bezludna? ;)

6. Miałaś kiedykolwiek problemy z cerą?
Nigdy zbyt dużych, żadnego trądziku ani dużego łojotoku. Wiadomo, jak każdej nastolatce i mnie przetłuszczała się cera i raz po raz pojawiały się niedoskonałości, ale nie pamiętam sytuacji kiedy stojąc przed lustrem pomyślałam "O rety, jak ja wyjdę z tym do ludzi".

7. Używasz filtrów?
Zbojkotujcie mnie, ale nie używam. Wiadomo, do opalania tak, ale na co dzień nie. Chyba że akurat filtry "trafią się" w zakupionym przeze mnie kremie czy balsamie do ust, ale nigdy nie kupuję kremu mając na szczycie listy oczekiwań "posiadanie filtra". Teraz akurat i w balsamie do ust, i w kremie mam filtry, ale tak jak pisałam - to racze kwestia przypadku. Choć gdy widzę napis "posiada filtry", czuję się nieco zachęcona do zakupu.

8. Na jaki produkt kosmetyczny uważasz, że trzeba wydać więcej pieniędzy?
Ogólnie uważam, że niemal wszystko można kupić w dość korzystnych cenach. Biorąc pod uwagę swoje potrzeby, uważam że ważny jest dobry podkład - kryterium są dla mnie jego pielęgnujące właściwości, oprócz matowienia i krycia oczywiście. Głównie to, czy nie przesusza skóry. Jednak póki co np. jeśli chodzi o kremy, na chwilę obecną, całkowicie wystarczą mi te nawilżające, np. z Ziaji. Kiedy będę starsza (póki co w październiku stuknie mi dwudziestka ;) ), pewnie najwięcej będę wydawała właśnie na kremy.

9. Co sądzisz o maseczkach i czy ich używasz?
Myślę, że jeśli mają dobre działanie, to warto ich używać. Sama jednak ich nie stosuję, ale nie wykluczam zakupu jakiejś w przyszłości.

10. Jakiej gwiazdy makijaże podobają ci się najbardziej?
Ostatnio słabo śledzę światowy show-biznes i stylizacje gwiazd kojarzę głównie z telewizji. Rzadko też zwracam uwagę na makijaż, przeważnie na ogólny efekt. Podoba mi się makijażowa różnorodność Rihanny, zawsze też miałam słabość do wizerunku Agnes Deyn, choć do mnie takie makijaże raczej nie pasują. Ale nie mam żadnego "numeru jeden"


Do tagowania zapraszam:

Porcja rozdań

Kolejne rozdania, w których biorę udział:

1. Rozdanie u Mamy na Scooby Ciasteczka


2. Rozdanie na Natural Perfects Secret:


3. Rozdanie u Dezemki (rozgrzewający krem do stóp, to rzecz, której szukam i pragnę od jakichś trzech lat, każdej zimy! *,*):

4. Parokeets blog: Crazy Summer giveaway, w którym do wygrania są naprawdę boskie nagrody:

17 sierpnia 2011

Recenzja 2 w 1 czyli: Joko - Virtual - baza pod cienie oraz Rimmel - podwójne cienie do powiek 382 Limelight

Dzisiaj recenzja, do której zabierałam się od dawna, jednak zawsze brakowało mi trochę motywacji ;) W pierwszej części recenzji będziecie mogły przeczytać o bazie pod cienie firmy Joko, z serii Virtual. Druga część notki to recenzja podwójnych cieni do powiek marki Rimmel. Zapraszam do czytania i komentowania! :) (I mam nadzieję, że uda Wam się dotrwać do końca tej notki ;) )


Joko - Virutal - Baza pod cienie
Moja przygoda z bazami pod cienie - a właściwie z tą bazą, bo póki co to moja pierwsza i jedyna baza - zaczęła się stosunkowo niedawno. Od około 4 lat używam niemal codziennie cieni do powiek, jednak o takim produkcie jak baza po cienie dowiedziałam się dopiero na początku tego roku, jakoś w marcu. Wtedy też postanowiłam - na próbę - zakupić jedną z najtańszych baz dostępnych na naszym rynku. Tak oto wybór padł na bazę Joko Virtual

Nie mam zbytnio problematycznych powiek, nie są tłuste, nie opadają, a mimo to sporo cieni po kilku godzinach po prostu znikało z oka, blakło w dużym stopniu. Kiedy pierwszy raz użyłam bazy, wiedziałam, że będzie to dla mnie obowiązkowy kosmetyk przy każdym makijażu. Bazę poleciłam też mojej Siostrze, Mamie, kilku koleżankom i wszystkie są z niej bardzo zadowolone. Ale przejdźmy do konkretów.
Bazę otrzymujemy w niedużym, plastikowym opakowaniu - słoiczku. Jest to dość twardy, porządny plastik. Mimo częstych wędrówek bazy w mojej kosmetyczce, opakowanie w żaden sposób nie uległo uszkodzeniu. Pod względem estetyki nie powala - przeźroczysty słoiczek ze srebrnoszarą zakrętką. Nic specjalnego, ale nie szpeci.

Z tego, co czytałam na wizażu i innych blogach, największym minusem bazy według użytkowniczek jest jej konsystencja. Baza porównywana bywa do betonu czy plasteliny. Fakt, konsystencja dość mocno przypomina plastelinę, jednak ja z tego powodu nie narzekam. Moja baza dość łatwo się nabiera i rozprowadza pod ciepłem palca, nie stwardniała z czasem. Przy nałożeniu odpowiedniej ilości (u mnie jest to naprawdę odrobina), baza nie roluje się. Zdarza się to tylko czasem, kiedy wchodzi w reakcję z korektorem. W połączeniu z podkładem czy cieniami rolowanie nie występuje. 

Wydajność uważam za świetną - stosuję bazę ponad pół roku (bardzo często podkrada ją także moja Mama i Siostra ;)), a nie wiem czy zużyłyśmy połowę. Myślę, że jeden słoiczek spokojnie starcza na rok codziennego używania.
I co najważniejsze - działanie. Kupując ten produkt spodziewałam się dwóch rzeczy:
  • utrwalenia cieni
  • podbicia kolorów
I z obydwu tych warunków baza Virtual wywiązuje się na 5+. Cienie wytrzymują każdą pogodę i okoliczności, nie znikając z oka przez wiele godzin. Najdłużej cienie gościły na moich oczach około 13 godzin - podczas wesela w czerwcu, kiedy panował upał, a ja cały wieczór i pół nocy przetańczyłam. Makijaż pozostał nienaruszony do samego końca! 
Istotne dla mnie jest także podbicie kolorów, które dobrze widać na poniższych zdjęciach. Myślę, że dobrym produktem do tego typu testu są cienie Rimmel - posiadam ich 3 sztuki, tutaj prezentuję jedne, podwójne. Cienie te nie szczycą się zbyt dobrą pigmentacją, ale ta baza sprawia, że na powiece wyglądają tak samo intensywnie jak w opakowaniu.

Podsumowując, naprawdę lubię ten produkt. Plusy znacznie przeważają nad minusem w postaci zbitej konsystencji. Nie wiem, czy kupię ją ponownie, bowiem w kolejce czeka baza z Hean, ale jeśli na jakieś bazie się zawiodę, na pewno wrócę do Joko.

Co: Joko Virtual, Baza pod cienie do powiek
Ile: 9-10 zł / 5 g
Jak: 9/10

Rimmel - Podwójne cienie do powiek 
382 Limelight
Drugim produktem, który chcę Wam dzisiaj przedstawić są podwójne cienie do powiek marki Rimmel, w ocieniu 382 Limelight. Wiele osób określa ten zestaw jako złoto-srebrny, jednak ja zakupiłam go ze względu na kolor limonkowy, który faktycznie w opakowaniu może przypominać odcień złota. 

Cienie dostajemy w prostym, plastikowym opakowaniu, razem z pacynką. Plastik jest dość mocny, cienie ani razu mi się nie potłukły mimo wielokrotnych wyjazdów. Dwa wąskie paseczki, w które uformowane są cienie, są bardzo wygodne przy nabieraniu cieni na pacynę czy pędzelek.
Zestaw 382 to srebrny oraz limonkowo-złoty cień. Obydwa kolory ładnie się ze sobą łączą i współgrają. Łatwo się rozprowadzają i na bazie wytrzymują na oczach cały dzień. Pigmentacja jest dobra, ale tylko na bazie - bez niej cienie są bardzo blade, jak każde cienie Rimmela.


W sumie, nie mam za bardzo nic więcej do napisania na temat tych cieni ;) Uważam je za całkiem udany zakup, a kolory przypadły mi do gustu. Kupiłam je jednak po promocyjnej cenie - 10zł. W standardowej cenie 18zł jednak bym ich nie kupiła, nie są aż tyle warte. 
Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej na ich temat, zadawajcie pytania w komentarzach, chętnie odpowiem. 



Co: Rimmel, Powójne cienie do powiek, 382 Limelight
Ile: Kupiłam je na przecenie w Drogerii Natura za 10 zł. Cena regularna to ok. 18 zł / 3,5 g
Jak: 7/10

16 sierpnia 2011

Rozdanie u Kleopatre

Biorę udział w rozdaniu u Kleopatre, w którym do wygrania jest zestaw nawilżających kosmetyków Olay Active Hydrating.