31 lipca 2013

Primarkowy haul, czyli jakich mam fajnych Teściów :D (photo heavy)

Dzisiaj post wyjątkowo spontaniczny i entuzjastyczny :D Wczoraj przyjechaliśmy do moich Teściów na tydzień relaksu. Teściowie byli w Berlinie, gdzie znajduje się Primark i... robiąc mi ogromną niespodziankę, przywieźli w prezencie torbę ciuchów z tegoż sklepu :D Większość to basicowe koszulki, które mnie jednak niezmiernie cieszą. Trafili w mój gust, niestety jedna z bluzek jest nietrafiona rozmiarowo, ale coś się na to zaradzi. To i tak tylko jedna! Wszystkie są z bardzo przyjemnego materiału i fajnie leżą :). Poza tym, jeszcze 2 dni temu narzekałam Mamie na zawartość mojej szafy - że większość to rzeczy stare i przyduże i przydałoby mi się solidne odświeżenie zawartości garderoby... i oto jest! W tym miejscu jeszcze raz jedno ogromne dzięęękuuujęęę dla Teściów! :)


Zdjęcia niestety robione smartfonem, więc jakość troszkę woła o pomstę do nieba, ale w domu będę dopiero w poniedziałek wieczorem i nie wytrzymałabym czekając tyle z haulem! ;)


Ciemno-granatowa, mocno stonowana bluzka z... narodowym wykazem wąsów :D 3


Chyba mój faworyt - uwielbiam ubrania w paski ;) U góry fajny, szerszy i płytki dekolt i granatowe wykończenie, dół w biało-zielone paseczki. Super jakościowo :) 5


Zdjęcie niestety wyszło fatalne... Ale jest to tuniczka z wywiniętym rękawem 3/4 (takie uwielbiam najbardziej!) i uroczymi guziczkami, z cienkiej bawełny z przeszyciami "na zewnątrz". Kolory to ciemny granat i czerwony. 5


Basicowa bluzka z czystej bawełny, takich nigdy dość :) Kolor przekłamany, w rzeczywistości to taki ciemniejszy chabrowy niebieski. 1


Jest odrobinę za duża, ale nadal fajnie leży :) Kolor to oranżowy, zgaszony koral. Podoba mi się, że jest taliowana :). 3


Świetna jakościowo, bardzo ładna bluzka, ale niestety sporo za duża... :( Myślałam o zwężeniu, ale obawiam się, że nadruk w tym mocno przeszkadza. Macie pomysł, jak ją nosić, żeby nie wyglądała na aż taką oversize? 3


Bardzo cienki, lekki topik - długość do pępka. Jeszcze niedawno nie odważyłabym się takiej nosić, ale teraz, czemu nie? :) Będzie idealna na upały. Kolor przekłamany, w rzeczywistości to śliczny fiolet - mój ulubiony kolor :). 3

I na koniec, gratisowo, koszulki Narzeczonego :D Bardzo mi się podobają :)


Kolor to taki nieokreślony, zgaszony morski, trochę 'melanż' ;) 3


Electro to może nie do końca nasze klimaty, ale koszulka mi się podoba :D 3


90's to może nie takie znowu retro, poza tym my jesteśmy bardziej 80's, no ale... :D 3

Teraz już nie narzekam na zawartość mojej szafy... :) 

27 lipca 2013

Cytrynowe cudo, czyli masełko do skórek Burt's Bees

Ostatnio dodałam posta o pielęgnacji moich paznokci, w którym wspominałam o produkcie do skórek - masełku Burt's Bees Lemon Butter Cuticle Cream. Mam go już prawie rok, powoli wykańczam, a zdjęcia zalegają na dysku już chyba kilka miesięcy... najwyższy czas napisać recenzję :).

Masełko niestety trzeba kupować on-line i jego cena nie jest najniższa. Długo się nad nim wahałam, bo jego cena z wysyłką na Allegro chyba ok. 40zł, co za tak mały produkt (15g) wydawało mi się ogromną sumą... Zdecydowałam się jednak i nie żałuję.


Sama strona wizualna masełka bardzo do mnie przemawia. To mała, metalowa puszeczka o wysokości ok. 1cm i średnicy ok. 5cm (tak na oko). Na wieczku ma kolorowy, troszkę vintage'owy nadruk, na denku informacje o produkcie i skład. To, co mi się spodobało, to fakt, że dane są wdrukowane w metal - nie zdzierają się z czasem, nic się nie odkleja. Puszeczka jednak słynie z tego, że często bywają problemy z jej otwarciem ;). To kwestia wprawy i wyrobienia taktyki, u mnie sprawdzają się ruchy odkręcająco-podnoszące, żadne podważanie paznokciem :D

To, co zdecydowanie zachęca do zakupu to fantastyczny skład. Masełko jest w 100% naturalne, a skład po polsku prezentuje się następująco (i odrobinę się różni od składu widocznego na Wizażu):

olejek ze słodkich migdałów, wosk pszczeli, olej ze skórki cytrynowej, masło kakaowe, wosk candelila, beta-karoten, wyciąg z liści rozmarynu lekarskiego, witamina E, olej słonecznikowy, olej sojowy, olej canola (rzepakowy), limonen, cytral.


Samo masełko ma żółty kolor i bardzo zbitą konsystencję, która powoli mięknie pod wpływem palców. Najlepiej nabierać je ślizgając palcami po powierzchni, żadne gmeranie i wydłubywanie ;). To, co uderza od pierwszego momentu to cuuudowny zapach! Masełko pachnie świeżo, cytrynowo, ale absolutnie nie chemicznie - zresztą, w nim nie ma chemii, więc zapachy są naturalnie apetyczne i cudowne :). Ponadto produkt jest bardzo wydajny - denko ukazało mi się dopiero po jakichś 7-9 miesiącach regularnego i dość częstego stosowania, a od denka do wykończenia jeszcze daleka droga.

Masełko nakładam na skórki wokół paznokci i same paznokcie, jeśli nie mam na nich lakieru. Jest idealne do użytku przy komputerze lub poza domem, bo nie ma mowy o zatłuszczeniu wszystkiego wokół, jak to bywa z płynnymi olejkami. Masełko zostaje na skórkach, które po regularnym stosowaniu stają się nawilżone, miękkie i całkowicie bezproblematyczne.


Mimo dość wysokiej ceny, gorąco polecam to masełko, bo jest naprawdę cudowne w użyciu - dzięki zapachowi i formule, puszeczka jest urocza, a co najważniejsze - jest w 100% naturalne, bardzo skuteczne i wydajne! Jak dla mnie to chyba najlepszy produkt do skórek, jaki dotychczas miałam, pomijając cały proces olejowania paznokci :).

25 lipca 2013

Moja pielęgnacja (i metamorfoza) paznokci, czyli od zera do bohatera ;)

Dzisiaj post, do napisania którego zbierałam się od bardzo dawna, ale dopiero ostatnimi czasy poczułam, że naprawdę mam ku temu "pretekst", bo na moje paznokcie nie mogę powiedzieć (w końcu!) złego słowa :). Osobiście uwielbiam tego typu posty na innych blogach, mimo, iż często 90% treści się powtarza. Mogę je czytać i oglądać w nieskończoność :).


Zacznę od tego, że latami obgryzałam paznokcie. Ciężko mi określić moment, kiedy przestałam, bowiem w długi czas po tym, jak przestałam stricte obgryzanie, nadal "zgryzałam" lakier z paznokci lub też nadgryzałam same boki paznokci, co jak wiadomo, prowadziło do nadłamań i w efekcie obgryzienia/skrócenia pojedynczych paznokci, za którymi szła cała reszta... Maltretowałam też swoje skórki, dłuuugo je obgryzałam i obrywałam, często były to ranki do krwi. W sumie można powiedzieć, że moje "wychodzenie" z tych nawyków zajęło dobre kilkanaście miesięcy. Wydaje mi się, że dałam spokój moim paznokciom dopiero jakiś rok temu.

Moje paznokcie do dnia dzisiejszego przeszły wielką, moim zdaniem, metamorfozę. Wystarczy porównać paznokcie np. z tego posta, z tymi tutaj. Jak do tego doszło?


Wiele zawdzięczam odżywkom z formaldehydem - tak, u mnie on zdziałał cuda. Najpierw długo stosowałam Eveline (recenzja tutaj), najpierw solo, później jako bazę, a po niej zaczęłam stosować Nail Tek II. Obydwa produkty spisują się u mnie jako baza pod lakier fantastycznie, jednak wiadomo - trzeba na nie uważać. Teraz robię sobie od nich chwilę odpoczynku, ale na pewno jeszcze do nich wrócę. Stosuję odżywki zawsze jako podkład pod lakier.


Jeśli chodzi o skórki, i z nimi toczyłam długą batalię. Mam ogólną manię kremowania dłoni i kremy do rąk trzymam wszędzie, gdzie mam do nich łatwy dostęp - w torebce, obok łóżka, w salonie, gdzie spędzam większość dnia. Ponadto przez moje ręce przewinęło się i ciągle przewija wiele mazidełek przeznaczonych stricte do skórek. Na blogu pisałam o masełku Inglota, posiadam także krem z Avonu i słynne masełko Burt's Bees, którego recenzja pojawi się wkrótce na blogu.


Raz na jakiś czas, wedle potrzeby, stosuję także produkt-hit, jakim jest Sally Hansen Instant Cuticle Remover. Uuuwielbiam go, napisałam już wszytko na jego temat w recenzji. Odkąd go mam, cążki całkowicie poszły w odstawkę - wystarczy mi on i drewniane patyczki, ewentualnie gumowe kopytko.


Od jakiegoś czasu jednak porzuciłam stosowanie preparatów do skórek, ponieważ do ich pielęgnacji w pełni wystarczają mi olejki, odkrycie których spowodowało prawdziwy przełom w mojej pielęgnacji paznokci. W maju poprzez post Idalii trafiłam na wątek na Wizażu, dotyczący olejowania paznokci (mój nick to Anesthesia).


Od 20 maja codziennie olejuję paznokcie i sprawdza się to u mnie rewelacyjnie! Co wieczór przed snem olejuję paznokcie oliwką Alterra migdał i papaja. W ciągu dnia staram się choć raz nasmarować paznokcie samodzielnie przygotowaną mieszanką. W jej skład wchodzi: zawartość kilku kapsułek z wit. A+E, kilka rybek keratynowych GAL, kilka "pompek" Alterry i dopełnienie niebieską oliwką Babydream. Krótko mówiąc, wszystko, co dobroczynne, w miarę naturalne i znajduje się w moim domu :). Olejuję pomalowane paznokcie, ponieważ warstwa lakieru wyraźnie wzmacnia moje paznokcie i chroni je przed urazami mechanicznymi. Olejuję je tak, aby oliwka dostała się do skórek wokół paznokci i pod spód paznokcia. Zauważyłam wyraźny przyrost płytki u palców wskazujących, pozostałe powoli idą w ich ślady i właśnie na tym efekcie najbardziej zależy mi w całym procesie olejowania. Poza tym paznokcie zdecydowanie rosną szybciej, co również mnie bardzo cieszy.

Na zdjęciach na końcu posta możecie zobaczyć metamorfozę moich paznokci od momentu rozpoczęcia olejowania. Poprawa wyglądu jest wyraźna, ja sama widzę, że paznokcie są mocne i zdrowe jak nigdy! Dzięki odżywkom z formaldehydem pozbyłam się problemu rozdwajania, ale to oleje naprawdę wyraźnie wzmocniły moje paznokcie.


Co do pozostałych akcesoriów, jakie stosuję w swojej pielęgnacji paznokci to zdecydowanie pierwsze miejsce ma u mnie szklany pilnik. Mój pochodzi z Rossmanna, z serii For Your Beauty. Kosztował ok. 11-13zł i mam go już ponad rok. Jego właściwości ani trochę się nie zmieniły, używam go regularnie, a on piłuje tak samo dobrze jak pierwszego dnia po zakupie. Szklane pilniki wydają mi się najzdrowszym rozwiązaniem do skracania paznokci. Pilnik wystarczy po użyciu spłukać go wodą z mydłem i gotowe! Ewentualne nierówności, zadziorki czy minimalnie rozdwojoną płytkę traktuję blokiem polerskim, który można kupić w niemal każdej drogerii. Jeśli chodzi o zmywacz, od lat wierna jestem dużej, zielonej Isanie, którą wręcz uwielbiam.

Każde zdjęcie możecie powiększyć!

Dla podsumowania, moja rutynowa pielęgnacja paznokci zebrana w punktach:
  1. Codziennie olejuję paznokcie - jeśli to możliwe, to 1-3 razy w ciągu dnia i obowiązkowo na noc.
  2. Dbam o regularne nawilżenie dłoni i skórek za pomocą kremów do rąk.
  3. Zawsze noszę pomalowane paznokcie, robiąc im max. 1 dzień odpoczynku w tygodniu, czasami jest to po prostu kilka godzin bez lakieru. Pomalowane paznokcie są wg mnie zdecydowanie lepiej chronione przed czynnikami zewnętrznymi.
  4. Zmywam lakier, gdy tylko pojawią się pierwsze odpryski.
  5. Po zmyciu, jeśli jest potrzeba, używam preparatu usuwającego skórki Sally Hansen lub stosuję peeling do dłoni.
  6. Następnie kilkakrotnie wcieram w paznokcie i skórki olejki - albo przygotowaną przeze mnie mieszankę, albo moczę paznokcie kilkanaście minut w ciepłej oliwie z oliwek z kilkoma kroplami soku z cytryny, którą na sam koniec wsmarowuję w płytkę paznokci.
  7. Gdy olejki zrobią już swoje, dokładnie myję ręce i odtłuszczam płytkę paznokci zmywaczem do paznokci. Powinno się w tym celu używać specjalnego odtłuszczacza, na który poluję dość długi czas i w końcu muszę sobie zakupić.
  8. Maluję paznokcie jedną warstwą odżywki - Eveline, Nail Tek II lub jakakolwiek inna. Odżywkę, pierwszą warstwę lakieru i topcoat maluję "na zakładkę", pokazywała to m.in. Hatsu-Hinoiri.
  9. Gdy odżywka wyschnie, maluję paznokcie pierwszą warstwą lakieru.
  10. Po wyschnięciu pierwszej warstwy, maluję paznokcie drugą warstwą lakieru.
  11. Zaraz po pomalowaniu paznokci drugą warstwą lakieru, nakładam mój ulubiony top coat przyspieszający wysychanie - Seche Vite.
  12. Gdy top coat już wyschnie, kremuję dłonie i smaruję paznokcie olejkiem.
To chyba już wszystko :). Mam nadzieję, że post okazał się dla Was przydatny i ciekawy. Zachęcam Was do udzielania się w wątku na wizażu i regularnego olejowania paznokci, bo to naprawdę fantastyczna metoda! Wiele osób zauważyło poprawę stanu moich paznokci, zaczęły się pojawiać pytania, czy są one sztuczne oraz w czym tkwi sekret ich pielęgnacji, co mnie niezmiernie cieszy :). Olejowaniem zaraziłam też moją Mamę, która również jest bardzo zadowolona. Olejki pomogły mi też uporać się z przesuszoną skórą na jednym z nadgarstków, gdzie najprawdopodobniej nastąpiła reakcja alergiczna od zegarka. Według mnie oleje to cudotwórcy w niemal każdym zakresie pielęgnacji :).

23 lipca 2013

Joanna Sensual - żel pod prysznic i balsam do ciała z proteinami jedwabnymi

Jakiś czas temu otrzymałam od firmy Joanna kolejne produkty do testów - tym razem zestaw w skład którego wchodziły kremowy żel pod prysznic i balsam do ciała, obydwa z serii Sensual zawierającej proteiny jedwabne. 


Najpierw zacznę od cech wspólnych. Obydwa produkty mają posobny design opakowania - butelka jest przeźroczysta, dzięki czemu widzimy ile kosmetyku nam jeszcze pozostało, co ja osobiście lubię. Kolor obydwu produktów jest jasnoróżowy, co w połączeniu z etykietami w podobnej kolorystyce prezentuje się całkiem ładnie. Obydwa produkty mają taki sam zapach, który jest wyraźnie wyczuwalny i nie do końca możliwy do opisania - kremowy, słodkawy, może nieco kwiatowy. Po zastosowaniu tego duetu dość długo utrzymuje się na skórze.


Przechodząc konkretnie do żelu pod prysznic, zaskoczyła mnie jego duża pojemność - butla mieści bowiem 500ml kosmetyku. To bardzo dużo i biorąc pod uwagę to, że mnie samej zużycie standardowej pojemności 250ml zajmuje trochę czasu, nie wiem, kiedy zużyję ten żel :D. Ma fajną, gęstą, nieco kremową konsystencję. Żel bardzo dobrze się pieni i myje ciało. Nałożony na gąbkę wytwarza całkiem sporo kremowej piany, co osobiście bardzo lubię. Sam żel jednak nie nawilża skóry, ale jej także nie przesusza. Ze względu na jego zapach chętnie zostawiłabym go sobie na bardziej chłodne miesiące.


Balsam do ciała ma działanie wygładzająco-ochronne i zalecany jest do stosowania na skórę wymagającą i szorstką. Moja skóra na szczęście ostatnimi czasy nie jest zbytnio kapryśna, ale dobre nawilżenie nigdy nie zaszkodzi :). Balsam ma już bardziej standardową pojemność 200g. Ma stosunkowo gęstą konsystencję i czasami trudno wydobyć go z opakowania - trzymam go cały czas na zakrętce, żeby balsam samoczynnie spływał na dół. Jednak ja takie gęste konsystencje lubię, więc dla mnie nie jest to wada produktu.


Mimo panujących wysokich temperatur, balsam przyjemnie się rozprowadza i stosunkowo szybko wchłania - nie mam uczucia lepkości czy brudu, jak to zdarza mi się przy innych balsamach stosowanych w upały. Pomimo tego, bardzo fajnie nawilża skórę i faktycznie pozostawia na niej pewną warstwę wygładzająco-ochronną - nie jest to żaden tłusty film, ale pewna subtelna powłoka, która sprawia, że skóra jest gładka i rozpieszczona. Balsam pozytywnie mnie zaskoczył i z chęcią zużyję go do końca, jednak ma jak dla mnie jedną wadę - wydaje mi się dość mało wydajny i szybko znika z butelki, ale może po prostu ja smaruję się nim wyjątkowo obficie ;).

22 lipca 2013

Przypomnienie o wakacyjnym konkursie z Rossmannem

Dziewczyny,
Przypominam, że do końca miesiąca możecie przesyłać swoje zgłoszenia do wakacyjnego konkursu organizowanego na moim blogu, gdzie do wygrania są kosmetyki ufundowane przez firmę Rossmann. Serdecznie Was do tego zachęcam. Wszystkie informacje znajdziecie tutaj: klik
Powodzenia!


17 lipca 2013

NOTD: Bell Air Flow - 712 - moja ulubiona miętka i przy okazji jedna z ulubionych serii lakierów :)

Dzisiaj zdjęcia miętuska, który nosiłam kilka dni temu i pokazywałam go Wam już nawet chyba więcej niż raz na Instagramie.


Mięta zapanowała już chyba 2 lata temu, ale ja długo podchodziłam do niej sceptycznie. Aż w końcu, wiosną rok temu, zapragnęłam kupić sobie miętowy lakier. Weszłam  do małej drogerii koło uczelni i wybrałam to cudo - Bell Air Flow 712. Pomijając kolor, który bardzo trafia w moje gusta, lakier sam w sobie bardzo pozytywnie mnie zaskoczył!


Kolor to mięta, jak dla mnie idealnie na granicy zieleni i niebieskości, choć może z minimalną przewagą na stronę zieleni. Zdjęcia dobrze go oddają. Uwielbiam ten kolor - po prostu. Zawsze, gdy nie wiem, jak pomalować paznokcie, sięgam po ten odcień i zawsze mi się podoba.


Formuła lakieru jest świetna. Według mnie ma idealną konsystencję, która nie uległa zmianie mimo upływu ponad roku od otwarcia. Nakłada się bezproblemowo, bez smug i prześwitów, nie rozlewa na skórki. 2 warstwy w 100% wystarczają. Buteleczka jest ładna, choć moja już dużo przeszła i nadruki się z niej zdarły - ale to nie moja wina, lakier odbył podróż do Paryża z moją siostrą i czuję, że wędrował w kosmetyczce z pilnikiem do paznokci :P.


Lakier jest też wydajny - niektórymi markami pomaluję paznokcie 2 razy i nie ma pół buteleczki, ten mam ponad rok, maluję się nim b. często, a on jest i jest ;). Pędzelek jest także bardzo wygodny, spłaszczony i równo ścięty.


Ten lakier należy do serii Air Flow, ale mam także lakier z serii Glam Wear (swatche tutaj - matko, ale ja wtedy miałam paznokcie! :x lepiej nie patrzeć :P) i wiem jedno - uwielbiam lakiery Bell! Mam tylko te dwa odcienie, ale obydwa należą do moich ulubieńców - są tanie, śliczne, pędzelek, krycie i konsystencja to niemal ideały. Chcę więcej :).

14 lipca 2013

In photos #4

Minął ponad miesiąc od poprzedniej dawki instagramowych zdjęć, mamy spokojną, miłą niedzielę... wszystko wskazuje na to, że właśnie taki, a nie inny post powinien się tutaj dzisiaj pojawić :D

dwa hity w końcu u mnie - micel z Biedronki i Jantar // weselny mani - do tej pory odnajduję brokat w niektórych zakamarkach domu, a wesele było 8 czerwca... // Runner's Extra - najdroższa gazeta świata, ale ciekawa :) // zgapione od Oleśki // mogłabym mieć ten rodzaj róż w bukiecie ślubnym... ktoś wie, jak konkretnie się nazywają? :) // stuningowany nudziak // dobroci od Enki! // neon pink // nowe narzędzie tortur od Avonu...

mały ślubny prezencik dla gości // jedna z ulubionych przekąsek czerwca // poranna kawa na Kazimierzu // arbuzowelove // truskaaawki <3 czyli gwiazda czerwca // tak Narzeczony serwuje bułkę do jajecznicy :) // mrożone latte - moje osobiste popisowe :D // pistacjowe-fistaszkowe omnomnom // pomidory <3 tęskniłam!

domowa produkcja dżemu // towarzysze porannej kawy na Kazimierzu - w oknie na przeciwko były upchnięte 3 klatki, w dwóch były papugi, w trzeciej królik... :) // zostawiłam Narzeczonemu chrupki na wieczór beze mnie... wracam od przyjaciółki, a na moim stoliku nocnym leżą chrupki, na nich karteczka "Jak chrupki to tylko z tobą :*" :D // Pani Licencjat - moje zdrowie // świętujemy podpisanie póki co ostatniej umowy :) // popołudnie bez internetu // uwielbiam bławatki  // Kraków // wczorajsze popołudnie: kawa, kanapa, kocyk, książka

12 lipca 2013

Czysta przyjemność od Isana Med i Alterry

Na sam koniec recenzowania wiosennej paczki Rossmanna, mam dla Was recenzję żelu pod prysznic Isana Med oraz mydełka w kostce Alterra. Obydwa produkty przypadły mi do gustu, choć nie wiem, czy kupię je ponownie. Dlaczego - o tym niżej.


Na pierwszy ogień kilka zdań na temat żelu pod prysznic Isana Med z olejkiem pomarańczowym. Sporo dziewczyn opisywało już ten kosmetyk na swoich blogach, więc ja dorzucę jedynie kilka groszy od siebie ;). Żel od strony wizualnej nie zachwyca, to raczej ten typ, na który w normalnych warunkach nie zwróciłybyśmy uwagi w drogerii. Butelka jest dość ascetyczna, biała, z napisami po niemiecku i niewielką grafiką. Cena jest przyjazna, bo wynosi 5,79zł za 250ml.


Zawartość prezentuje się już korzystniej. Żel ma standardową, jak dla takiego produktu formułę. Kolor półprzeźroczysty, o lekko pomarańczowym zabarwieniu. To, co wyróżnia ten produkt to zdecydowanie zapach. Nie spotkałam się z takimi nutami w żadnym innym kosmetyku - żel ma intensywny, owocowy zapach, mnie kojarzy się z dzieciństwem i napojami pomarańczowo-multiwitaminowymi. Niestety, jest dla mojego nosa odrobinkę chemiczny, ale nadal apetyczny :). Co do właściwości myjących, nie mogę na nic narzekać. Żel całkiem dobrze się pieni, dobrze myje i nie przesusza naskórka. 
Wątpię, żebym   kupiła go ponownie, bo jednak ten zapach nie trafia w 100% w moje gusta, ale wiem, że wiele z innych blogerek zapach zachwycił, więc warto spróbować na sobie :).


Drugi produkt to mydło w kostce Alterra o zapachu konwalii. Osobiście należę zdecydowanie do grupy zwolenników mydła w płynie. Z chęcią jednak przetestowałam to mydełko, bo mam duże zaufanie do Alterry, ponadto słyszałam o tych mydłach dużo dobrego. I faktycznie, to mydło wydaje mi się nieco lepsze od innych mydeł w kostce. Fajnie się pieni i jest bardzo aksamitne w użyciu. Dobrze myje i nie przesusza skóry. Często po użyciu mydeł w kostce miałam nieprzyjemne uczucie na skórze, która wołała o krem do rąk, tutaj tego nie ma. Co do zapachu, jest on dla mnie neutralny - lekko kwiatowy, ale niestety nie powalająco konwaliowy (uwielbiam zapach tych kwiatów), i wyczuwam w nim odrobinę takiego typowo mydlanego zapachu. Jednak to mydełko działa na moje dłonie lepiej niż niejedno mydło w płynie, więc z przyjemnością je zużyję. Jednak ze względu na komfort używania - mydło w płynie z pompką jest dla mnie jednak wygodniejsze i bardziej estetyczne - raczej nie kupię go ponownie.

Przy okazji przypominam Wam o konkursie, jaki organizuję na blogu we współpracy z marką Rossmann. Na razie jeszcze nikt się do niego nie zgłosił, więc macie duuuże szanse na wygraną ;). Na zgłoszenia czekam do końca lipca!

PS: Przepraszam za nieco słabsze zdjęcia, ale pogoda strzela focha...

5 lipca 2013

Drugie urodziny!

Dokładnie dzisiaj mój blog obchodzi swoje drugie urodziny! Ale ten czas leci :) 

Źródło: klik
To, co napiszę, to może i banały, ale jakże prawdziwe - bez Was nie byłoby tego bloga :) Dlatego dziękuję za każdy komentarz, za każdego obserwatora. Te dwa lata były świetne i liczę, że kolejne też takie będą :).

4 lipca 2013

Opiniotwórczość polskich blogerek oraz etyka współprac - wyniki moich badań przeprowadzonych w ramach pracy licencjackiej :)

Uff, wczoraj nastąpił wielki dzień - obroniłam się! :D Na razie to tylko licencjat, ale jednak :) Tydzień wcześniej zdawałam duuuży egzamin z 3 lat studiowania, przy którym obrona to już była swego rodzaju formalność ;). Na szczęście i z jednego, i z drugiego egzaminu dostałam 5,0 :).

Chciałam jeszcze raz podziękować Wam za pomoc w badaniach do pracy! :) Teraz mam dla Was obiecane wnioski płynące z badań.

A więc, w ramach badania przygotowałam 2 ankiety - dla czytelniczek blogów i dla samych blogerek. W ankiecie czytelniczej mogły wziąć udział jedynie te z Was, które nie prowadzą własnego bloga. W sumie ankiety wypełniło 165 czytelniczek i 137 blogerek. To o wiele więcej, niż niezbędne minimum, za co bardzo dziękuję! :)

Zastanawiałam się, w jakiej formie przedstawić Wam badania, ale stwierdziłam, że najprościej będzie mi po prostu przedstawić wykresy - wnioski płyną z nich same ;). Zacznę od ankiety czytelniczej:












Wśród odpowiedzi "inne" pojawiły się następujące odpowiedzi:
  • Uważam, że blogerce zależy jedynie na otrzymywaniu darmowych produktów/wynagrodzenia i/lub możliwości brania udziału w kampaniach;
  • Nie chce mi się czytać o ciągłych współpracach. Z czasem odczuwam, że blog jest tylko dla darmowych produktów prowadzony a od czasu do czasu coś własnego w nim jest;
  • Widzę, że blog jest popularny i to zwiększa moje zaufanie;
  • To zależy od blogerki, jeśli recenzje są rzetelne i uczciwe, nienachalne i nie polegają na „wpisach sponsorowanych” – lubię je czytać, bo interesuję się tym tematem i wręcz cieszę się, że dana blogerka, którą darzę sympatią mogła dany produkt przetestować;
  • Przestaję zaglądać, czekam aż zakończą się wpisy tego typu. Hurtowe publikowanie recenzji tego samego produktu/urządzenia na wielu blogach w tym samym czasie zmniejsza moje zainteresowanie tymi stronami.
  • Uważam, że blog jest po to, aby pokazać część siebie, a co za tym idzie kosmetyków używanych na co dzień, sprawdzonych, wybranych osobiście przez blogerkę a nie tylko tych, które blogerka otrzymuje w ramach współpracy. Kiedy jest więcej wpisów „od siebie” b… (wpis niedokończony);
  • Odnoszę wrażenie, że blog został założony wyłącznie po to, by „załapać się” na parę darmowych produktów;
  • Im więcej produktów, tym bardziej pobieżne recenzje;
  • Uważam, że blog jest profesjonalny skoro firmy z nim współpracują.

Wyniki ankiety przeprowadzonej wśród samych blogerek prezentują się następująco:



Co ciekawe, odpowiedź "żadną" zaznaczyły blogerki ze wszystkich możliwych "staży" swojej blogowej działalności, zarówno te z najmłodszymi blogami, jak i "stare wyjadaczki" ;). Ten wariant zaznaczyło 48% blogerek ze stażem 1-6 miesięcy, 17% blogerek o stażu 7-11 miesięcy i 35% blogerek o stażu 1-3 lata.


4. Jakie rodzaje współpracy na blogu nawiązywała Pani z firmami kosmetycznymi? (można było zaznaczyć dowolną liczbę odpowiedzi)
  • Testowanie produktów kosmetycznych przed ich premierą na rynku powszechnie dostępnym dla konsumentów - 21%
  • Testowanie produktów kosmetycznych obecnie dostępnych na rynku powszechnie dostępnym dla konsumentów - 41%
  • Konkursy, próbki, rozdania dla czytelników bloga - 19%
  • Otrzymywanie wynagrodzenia finansowego za stworzenie konkretnej treści - 5%
  • Udział w grupach fokusowych - 1%
  • Standardowa reklama na stronie (np. w formie banneru) - 10%
  • Branie udziału w promocjach nie skupionych na blogach - 2%
  • Inne, jakie? - 1%
    • Eventy promocyjne
    • Kosmetyki dla mnie, w zamian za info o konkursie, w którym i tak chciałam wziąć udział

5. Które z tych rodzajów współpracy na blogu nawiązywała Pani z firmami kosmetycznymi najczęściej? (można było zaznaczyć max. 3 odpowiedzi)
  • Testowanie produktów kosmetycznych przed ich premierą na rynku powszechnie dostępnym dla konsumentów - 14%
  • Testowanie produktów kosmetycznych obecnie dostępnych na rynku powszechnie dostępnym dla konsumentów - 67%
  • Konkursy, próbki, rozdania dla czytelników bloga - 10%
  • Otrzymywanie wynagrodzenia finansowego za stworzenie konkretnej treści - 1%
  • Udział w grupach fokusowych - 0%
  • Standardowa reklama na stronie (np. w formie banneru) - 7%
  • Branie udziału w promocjach nie skupionych na blogach - 0%
  • Inne, jakie? - 1%
    • Kosmetyki dla mnie, w zamian za info o konkursie, w którym i tak chciałam wziąć udział






Jakie były powody odrzucenia przez Panią współpracy?

  • Proponowane przez firmę produkty kosmetyczne nie odpowiadały moim potrzebom (np. posiadałam wystarczającą ilość produktów tego typu) - 22%
  • Proponowane przez firmę produkty kosmetyczne nie odpowiadały moim oczekiwaniom (np. nie lubię danej marki, nie interesuje mnie jej asortyment) - 16%
  • Proponowana przez firmę ilość i rodzaj produktów kosmetycznych nie był miarodajny względem pracy, jaką musiałabym włożyć we współpracę - 16%
  • Nie mogłabym testować danego produktu kosmetycznego ze względu na typ posiadanej skóry, włosów etc. - 19%
  • Firma chciała wpłynąć na recenzję na blogu (np. nie pozwalając publikować opinii nt. wad produktu) - 17%
  • W tamtej chwili miałam nawiązaną wystarczającą lub/i satysfakcjonującą mnie liczbę współprac - 8%
  • Inne - 2%
    • Nie jestem zainteresowana współpracami, nie prowadzę bloga dla jakichkolwiek korzyści;
    • Firma wymagała dodatkowo zamieszczenia na blogu banneru;
    • Firma proponowała mi podejrzane umowy, które wiązały się z dużymi kosztami z mojej strony;
    • Firma oferowała przesłanie próbek - nie piszę recenzji na podstawie samych próbek;
    • Brak czasu na testowanie.

Takie wyniki badań pozwoliły na pozytywną weryfikację wszystkich postawionych przeze mnie hipotez:
  1. Polskie blogerki kosmetyczne mają silny potencjał opiniotwórczy i można uznać je za liderki opinii, co wykorzystują firmy w swoich działaniach ePR.
  2. Czytelnicy podczas podejmowania decyzji zakupowych często kierują się informacjami zamieszczonymi na polskich blogach kosmetycznych.
  3. Wśród polskich blogów kosmetycznych współprace z firmami są zjawiskiem powszechnym i często spotykanym.
  4. Polskie blogerki kosmetyczne podczas prowadzenia bloga i podejmowania współpracy kierują się zasadami etycznymi.
  5. Zbyt duża ilość wpisów recenzujących produkty otrzymane w ramach współpracy na blogach kosmetycznych sprawia, że czytelnicy zaczynają negatywnie oceniać danego bloga.

Mam nadzieję, że badania okazały się dla Was interesujące :) 

Zapraszam do komentowania i dyskusji poniżej! :) Chętnie odpowiem też na Wasze ewentualne pytania :).