30 sierpnia 2012

O pogromcy kołtunów, czyli Tangle Teezer w roli głównej.

Myślę, że wiele z Was zna to zjawisko - zobaczymy coś na blogu innej dziewczyny i od razu musimy to mieć... Nie mówiąc o produktach na temat których pojawia się ogromna fala pochlebnych wpisów i pisze o tym niemal każda. Wpadamy w pułapkę, myślimy - "skoro to jest tak genialne, ja też muszę to mieć!". Gdy myślę o tego typu produktach, na myśl od razu nasuwają mi się dwa z nich - magiczna gąbeczka Beauty Blender i... magiczna szczotka Tangle Teezer. I właśnie nadeszła pora, abym dorzuciła swoje trzy grosze na temat tej drugiej.


Szczotkę kupiłam w ramach swojej czerwcowej zakupowej rozpusty za 46zł (z wysyłką) na Allegro. Uległam, mimo iż gdy pierwszy raz usłyszałam o Tangle Teezer, pomyślałam, że za przeproszeniem trzeba na łeb upaść, żeby wydać na szczotkę do włosów 50zł. No i proszę, po kilku miesiącach dzielnego opierania się pokusie, podczas sesjowego kryzysu (nic tak nie koi zbolałej duszy studentki jak zakupy!), szczotka mi się "kliknęła". Zamówilam oczywiście kolor fioletowy (mój ulubiony ;)) z dodatkiem brokatu, który na szczęście z kiczem ma niewiele wspólnego.


Sama szczotka jest dość nietypowa i mnie osobiście na myśl nasuwa szczotkę do czyszczenia koni :D. Jest lekka, wykonana w całości z plastiku. Nie jest to jednak zwykły, byle jaki plastik - zęby są dość giętkie i na pewno nie drapią, mają też bardzo gładką powierzchnię. Z pewnością potrzeba trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do takiej formy szczotki, ale po kilku użyciach zaczyna naprawdę wygodnie leżeć w dłoni. Mnie samej najwygodniej trzyma się ją "do góry nogami" ;).


Po tym, jak pierwszy raz przeczesałam na szybko moje proste, długie do ramion, raczej cienkie włosy, które  nie są zbyt problematyczne pod kątem plątania się, poleciałam testować szczotkę na swoim Lubym - ma on włosy długie, gęste, falowane i po prostu uwielbiające się kołtunić. Nienawidzi się czesać, mnie też zawsze szlag trafiał, kiedy musiałam to robić - jego włosy plączą się w supełki, łamią, ciągną, wyrywają... A z użyciem Tangle Teezera? Zamiast kilku przekleństw i jęknięć, Luby nawet się nie obejrzał, kiedy rozczesałam mu włosy. Poszło gładko, jak nigdy. I to nie starą metodą - od dołu powoli do góry, tylko leciałam po całości - od przedziałka, po końce. To naprawdę zrobiło na mnie wrażenie i stwierdziłam, że ta szczotka to jednak cudotwórca. Luby tylko teraz jojczy, że zamiast czesać go 5min robię to w 30 sekund - koniec końców lubi, jak bawię się jego włosami ;).


Ja sama nie widzę piorunującej różnicy w czesaniu. Na początku byłam nawet zawiedziona, bo wydawało mi się, że szczotka nie rozczesuje głębiej schowanej warstwy włosów. Trzeba jednak tylko ciut mocniej przycisnąć, i problem znika - TT roczesuje wszystkie włosy, a przy okazji miło masuje głowę, nie ma mowy o drapaniu. Jej ogromnym plusem z pewnością jest to, że szczotka nie łamie i nie uszkadza włosów w jakikolwiek sposób. Czego od szczotki chcieć więcej? Koniec końców bardzo ją polubiłam i nie żałuję wydanych pieniędzy. Co jest jeszcze dla mnie ważne, szczotka bezproblemowo radzi sobie zarówno z mokrymi, jak i suchymi włosami.

W zwykłych szczotkach problem dla mnie stanowiło także ich czyszczenie. Nigdy nie dały się doprać do końca i po pewnym czasie wyglądały ohydnie. Z TT bardzo łatwo wyciągnąć włosy po każdym czesaniu, a myję go 1-2 razy w tygodniu pod strumieniem bieżącej wody z użyciem mydła do rąk w płynie. TT super spisuje się także przy rozprowadzaniu odżywki na mokrych włosach. Po 2 miesiącach używania niektóre z zębów nieco się odkształciły, ale w niewielkim stopniu i nie wpływa to w żaden sposób na komfort i skuteczność używania. Ach, no i trzeba pamiętać, żeby nie kłaść szczotki na zębach!


Podsumowując, TT może nie powalił mnie na kolana, ale jestem z niego naprawdę bardzo zadowolona. Myślę, że 50zł za szczotkę, która, jak dobrze pójdzie, posłuży mi minimum 1,5-2 lata, to nie dużo. Znikają wszystkie "plączące" problemy, włosy nie łamią się, nie ciągną, na pewno są zdrowsze. TT z pewnością nie krzywdzi włosów tak, jak pozostałe szczotki czy grzebienie i myślę, że przypadnie do gustu każdej długowłosej, nie mówiąc już o tych, które naprawdę mają problemy z kołtunami.

25 sierpnia 2012

Odchudzanie: A gdy znudzi się cała reszta, zostaje... skakanka!

Jak zapewne wiecie jestem ogromną zwolenniczką Jillian Michaels i jej treningów. Jednak po skończeniu 30 Day Shred i Ripped in 30 odbiegłam nieco od rygorystycznego trzymania się terminów i kiedy czuję, że nie mam ochoty na trening z Jillian, szukam innych form ruchu. Poza tym doszłam do wniosku, że ciut więcej cardio mi nie zaszkodzi, dlatego niezależnie od tego, czy danego dnia ćwiczę z Jillian, czy też robię coś innego, staram się choć chwilę... poskakać na skakance

A wszystko zaczęło się od challenge'a, który zorganizowała FitRudaPodróż ze skakanką po Europie (szczegóły tutaj). Polega on na tym, aby w sierpniu wyskakać ilość podskoków odpowiadającą ilości kilometrów, które składają się na podróż po stolicach Europy. Dziś właśnie zakoczyłam challenge osiągając wynik 14310 podskoków :).

Skakanie na skakance to świetna forma treningu, kiedy nie chce nam się wykonywać różnorodnych ćwiczeń albo iść pobiegać, a jednak chcemy się trochę poruszać. Jest to ćwiczenie typu cardio, przy którym fantastycznie spalamy tłuszcz oraz modelujemy nogi, pośladki, ramiona oraz pozostałe części ciała. Istnieje bardzo dużo technik skakania, ja sama skaczę szybką "żabką" - obunóż, z nogami złączonymi, nie wybijając się za wysoko. Robiąc krótkie przerwy na złapanie oddechu, wykonanie 1000 podskoków zajmuje mi 15-20min.

"Skakankuję" dopiero od niedawna, bo niecały miesiąc, ale już mnie to wciągnęło na maksa :). Skakankę z licznikiem kupiłam na Allegro za całe 7zł (wysyłka za darmo). Jest to wyrób chiński i co prawda licznik kcal można za przeproszeniem o tyłek rozbić - po 20min skakania, co daje ok. 1000 podskoków, licznik mówi mi, że spaliłam 10kcal, podczas gdy w wielu innych źródłach jest napisane, że 30min na skakance to ok. 200-300 spalonych kcal ;). Chociaż tyle, że licznik podskoków działa bez zarzutu. 

Polecam skakanę wszystkim tym, które chcą efektywnie spalić tłuszczyk - skakanka jest tania, nie wymaga dużo miejsca, nie potrzeba na nią dużo czasu i nie pozostawia miejsca na wymówki w stylu "ale dziś brzydko, nie chce mi się iść biegać...". Wystarczą dobre buty, wolna chwila i odrobina chęci. 

Uwaga! Skakanka dość mocno obciąża stawy skokowe - ja sama zabierając się za skakanie na początku nadwyrężyłam kostkę i musiałam odpuścić na kilka dni... Nie porywajcie się od razu na 1000 poskoków, jeśli wcześniej nie skakałyście wcale i wczujcie się w swój organizm - gdy poczujecie, że coś zaczyna Was boleć, odpuśćcie. Lepiej zaczynać od 300 podskoków i stopniowo zwiększać ilość, niż skończyć z kontuzją. 

Więcej informacji na temat skakanki znajdziecie też u FitRudej, w tym poście.

Na koniec mam dla zainteresowanych skakankowe propozycje treningowe:

Źródło: http://pinterest.com

Źródło: http://pinterest.com
Wszystkie niezdecydowane zachęcam do zakupu skakanki i spróbowania tej formy wysiłku :)

23 sierpnia 2012

Depilacja woskiem - co i jak, czyli krótki przewodnik plus moja opinia na ten temat :)

Na początku lata pytałam Was o to, co sądzicie o poszczególnych rodzajach depilacji (klik). Ja sama  miałam dość golenia się za pomocą zwykłej maszynki. Metoda szybka i efektywna, ale z moim szczęściem do zacięć i lenistwem jednak nie było to rozwiązanie idealne. Koniec końców zdecydowałam się zainwestować w zestaw do depilacji woskiem na ciepło, który pobieżnie pokazałam Wam już tutaj.


Zestaw kupiłam za 75zł (55zł - podgrzewacz plus 3 woski, 4,90zł wosk z wąską rolką i 15zł wysyłka) na Allegro. Wcześniej robiłam dość duże rozeznanie w internecie i wiedziałam 2 rzeczy - im wyższa moc podgrzewacza, tym szybciej będzie rozpuszczał wosk (choć może to mało odkrywcze :P) plus, że najlepsze woski są firmy Erbel (tak wywnioskowałam po przejrzeniu kilku for, głównie Wizażu). Kupiłam więc zestaw, w którego skład wchodziły 3 woski tej firmy, a podgrzewacz miał najwyżsżą moc ze wszystkich dostępnych wtedy na Allegro (firma Sonobella). W skład zestawu wchodziło też 100 pasków. 


Poza samym podgrzewaczem i woskami, zaopatrzyłam się też w kosmetyki, które są bardzo przydatne (a wręcz niezbędne) przy depilacji woskiem. Są to:
- oliwka - wosk zmywa się tylko z jej pomocą, mydłem raczej resztek ze skóry się nie domyje. Służy też do czyszczenia rolek i samego podgrzewacza;
- zasypka dla niemowląt/talk - do posypywania skóry przed depilacją, aby podczas samego zabiegu nie uszkodzić nadto naskórka;
- woda utleniona - do dezynfekcji skóry przed depilacją - nie jest to konieczne, ale lepiej na zimne dmuchać;
- krem Pilarix - jest to całkowicie opcjonalne, jest do bardzo dobry krem nawilżający z mocznikiem, który łagodzi podrażnienia po depilacji i w pewnym stopniu zapobiega też wrastaniu włosków. Podrażnienia bardzo dobrze łagodzi ponoć też Sudocrem lub maść Alantan, ja ich jednak nie używałam.


Depilowałam się do tej pory dokładnie 3 razy i stwierdziłam, że mogę już conieco na ten temat napisać. Depilowałam jedynie nogi (łydki + uda). Pachy i bikini również próbowałam, ale nie wiem czy to kwestia wosku (do tych miejsc mam inny rodzaj, z aloesem, z wąską rolką), czy specyfiki tych miejsc, ale włosków nie dałam rady wyrwać. Nie chodziło o ból, ale po prostu wosk tych włosków nie chwytał. Może są za mocne?  Niedługo spróbuję zrobić jeszcze jedno podejście i zobaczę, co z tego wyjdzie - poczekam jednak, aż upały się już skończą.

Przechodząc do "praktycznej" części, postanowiłam podzielić ją 3 podtematy: przed depilacją, w trakcie i po. 


I. Przed depilacją:
Uciążliwy dla niektórych może być z pewnością fakt, że aby móc wydepilować się za pomocą wosku, włoski muszą być dość długie - nie wiem, na ile dokładnie milimetrów, no ale wydaje mi się, że ok. 0,5cm powinny mieć. Krótko mówiąc - im dłuższe, tym lepsze. Na jakieś 24h przed depilacją nie powinno nakładać się na skórę żadnych balsamów. Zalecany jest za to peeling. Tuż przed depilacją wybraną partię ciała przecieram dokładnie wacikiem nasączonym wodą utelnioną, aby zdezynfekować skórę. Gdy skóra przeschnie (wystarczy chwilka), zasypuję ją talkiem.
Co do samego podgrzewacza - wkładamy do niego wosk i czekamy cierpliwie. Mój podgrzewacz ma moc 95W i podgrzewanie wosku trwa ok. 20min. Ważne, by był on całkowicie płynny - niektóre podgrzewacze (w tym mój) mają "okienko", przez które widać wosk. Najlepiej sprawdzić płynność na pasku flizelinowym (czyli takim, jakiego używamy do depilacji) - gdy przesuwając woskiem po rolce, wosk bez problemu i równomiernie się rozprowadza, jest gotowy. (Chyba wszystkie podgrzewacze mają termostat, więc bez obaw - wosk nigdy nie stanie się za gorący, jednak wiadomo - ostrożność nigdy nie zaszkodzi).



II. W trakcie:
No to jedziemy. Wosk ma formę rolki i nakładanie go jest naprawdę łatwe. Wosk nakładamy zgodnie z kierunkiem rośnięcia włosków. Następnie (od razu po nałożeniu wosku) nakładamy pasek, również w tym samym kierunku. Wygładzamy, możemy nieco naciągnąć skórę tuż pod paskiem i... szybkim i zdecydowanym(!) ruchem zrywamy pasek. Ważne, by ciągnąć go tuż przy skórze, nie pod kątem prostym - wtedy minimalizujemy ryzyko uszkodzenia skóry. Trzeba to zrobić pewnym ruchem, inaczej możemy uszkodzić skórę. I tak kawałek po kawałku, aż całe nogi będą gładkie :). 


Jeśli mogę Wam coś poradzić, to polecam nakładać wosk na mniejsze fragmenty. Ja nakładam pasek wosku długości mniej-więcej 1/2 paska flizelinowego. Pasek przykładam tak, żeby  ta część, która nie przyklei się do wosku, była dość duża - mogę wtedy zdecydowanie i wygodnie chwycić za pasek, co ułatwia dobre i szybkie zrywanie.
Jeśli chodzi o kwestię bólu, ciężko mi się wypowiedzieć. To kwestia bardzo indywidualna. Nigdy nie stosowałam depilatora, więc ciężko mi porównać. Zrywanie boli, ale umiarkowanie. Dla mnie całkowicie do przeżycia, jak się na tym nie skupiam, to naprawdę nie jest to dla mnie dyskomfort. Może uda są nieco bardziej wrażliwe, ważne jest wtedy, aby mocno naciągać skórę przy odrywaniu - będzie mniej bolało.
Nie polecam też "poprawiania" - jeśli w jakimś miejscu już oderwałyśmy pasek, nie nakładajmy tam ponownie wosku, nawet gdy kilka włosków zostało. Zbyt mocno podrażnimy skórę, lepiej dać jej odpocząć i poprawić następnego dnia lub po prostu to miejsce później ogolić.


II. Po depilacji:
Po depilacji dobrze jest poprzykładać pasek miejsce po miejscu (już bez nakładania wosku), żeby zebrać nim wszystkie resztki wosku.  Potem wszystkie pozostałości zmywamy delikatnie oliwką. Wosk potrafi być nieco uporczywy, ale to jedyne rozwiązanie. Oliwka poza tym bardzo dobrze łagodzi wszystkie podrażnienia. Ja po depilacji wchodzę pod prysznic i dodatkowo myję nogi delikatnym mydłem, bez użycia gąbki. Po osuszeniu skóry (radzę jedynie przykładać ręcznik do skóry, nie pocierać) nakładam na nogi krem Pilarix - można go kupić w aptece za ok. 20zł. Sam producent pisze, że krem dobrze spisuje się jako środek tonujący po depilacji.

Depilację najlepiej wykonywać wieczorem - nogi w nocy "odpoczną" i wszelkie zaczerwienienia znikną do rana. Ważne jest, aby po depilacji regularnie wykonywać peelingi - powinno to pomóc w walce z wrastającymi włoskami. Poza tym krem Pilarix także pomaga - wspomaga on złuszczanie naskórka, więc warto użyć go od czasu do czasu. Warto zadbać, by skóra była dobrze nawilżona - to także przeciwdziała wrastaniu.

Moje pozostałe uwagi:
  • Nie zrażajcie się po pierwszej depilacji. Włoski są w różnych fazach wzrostu i po pierwszej depilacji mogą dość szybko pojawić się nowe. Jednak z każdą kolejną powinno być ich coraz mniej, a odrastanie będzie wolniejsze. 
  • Ja sama depilowałam się dopiero 3 razy, a już widzę, że na łydkach robią mi się placki, gdzie włoski nie odrastają (co za radość :D). 
  • Kilka włosków mi wrosło, ale tylko jeden tak, że powstała krostka. Reszta wrastała, ale bezboleśnie - podważyłam je pęsetą i po problemie, nie wyglądało to nieestetycznie. Nie były to też żadne zatrważające ilości. Peelingi robią swoje.
  • Depilację wykonuję jakoś co 3-4 tygodnie. W międzyczasie zdarzy mi się ogolić nogi maszynką, ale to tylko tak pobieżnie, bo odrastających włosków nie ma wiele - poza tym rosną one w różnych stadiach, nie równocześnie. Nie ma porównania ze śmiganiem maszynką co 2-3 dni.
  • Wydajność - jedna rolka wosku wystarcza mi na około 2 depilacje całych nóg (choć z czasem może nauczę się wydajniej używać wosku). Jeden wosk kosztuje na Allegro ok. 5-7zł, więc nie jest to duży koszt. Co do pasków - na jedną nogę schodzi mi ok. 7 pasków - jeden można przykładać do skóry wielokrotnie. Niektóre dziewczyny używają ich więcej, czytałam też o takich, które całe nogi depilują trzema paskami. Nie jest to też duży wydatek.
  • Krwiaki, siniaki, naczynka - depilacja woskiem z pewnością nie będzie dobra dla dziewczyn ze skłonnością do pękających naczynek. Przy nieumiejętnym odrywaniu pasków łatwo dorobić się krwiaka. Ważny jest dobry kąt zrywania, szybkość i dobre napięcie skóry. Ja sama przy każdej depilacji zrobiłam sobie po jednym, dwóch krwiakach, jednak nie były one duże i goiły się w ciągu 2 dni.
  • Polecam Wam też filmiki Nissiax83, która ostatnio nakręciła filmiki o depilacji woskiem. Wydaje się naprawdę pomocny.


Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z tej metody depilacji. W pigułce: 

Plusy:
  • Efekt utrzymuje się długo;
  • Niewysoki koszt w porównaniu do depilacji w salonie czy nawet depilatora - dobry depilator jest nawet pięć razy droższy od podgrzewacza (albo i więcej);
  • Włoski odrastają słabsze i jest ich coraz mniej - po kilku latach depilowania się woskiem odrastającyh włosków może być naprawdę mało;
  • Dokładna metoda (kilka włosków zawsze pominę, ale z każdą depilacją mam coraz mniej miejsc do "poprawiania");

Minusy:
  • Najbardziej przeszkadza mi chyba czasochłonność - wydepilowanie 2 nóg zajmuje mi ok. 1h. Jednak już po depilacji mam spokój na dłuuugi czas, więc mogę się poświęcić ;);
  • Jest to dość "brudna" metoda. Wosk się klei, oliwka tłuści, talk rozsypuje. Potrafi to zdenerwować, ale jak wyżej - jestem w stanie się poświęcić ;);
  • Trudno samemu wydepilować sobie np. tył ud, no ale przy odrobinie gimnastyki da się zrobić ;);
  • Dla niektórych jest to bolesne.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania, piszcie, chętnie odpowiem na nie pod postem! :)

21 sierpnia 2012

Wyniki rozdania!

W niedzielę zakończyło się urodzinowe rozdanie na moim blogu :) Do udziału zgłosiło się aż 114 dziewczyn, zyskując w sumie 335 losów! Jednak zwyciężczyni może być tylko jedna, a maszyna losująca wybrała...


Moje gratulacje! Już wysyłam do Ciebie maila :)

Wszystkim pozostałym uczesniczkom bardzo dziękuję za udział w zabawie i zapraszam w przyszłości :)

19 sierpnia 2012

TAG: 10 pytań

Dawno już nie było na blogu notki, a już tym bardziej taga. Stan rzeczy ulega właśnie zmianie za sprawą Kleopatre, która zaprosiła mnie do zabawy w tagu 10 pytań. Uwielbiam odpowiadać na wszelkiej maści pytania, więc nie mogłam sobie odmówić okazji dla małej "spowiedzi" ;).

Pozwolę sobie zacytować zasady z bloga Kleopatre:
Zadanie polega na tym, żeby odpowiedzieć na 10 pytań, następnie wymyślić swoje pytania i zaprosić do odpowiedzi 10 blogów.

Poniżej moje odpowiedzi:

1. Jeden, ulubiony kolor cienia do powiek to?
Trudny wybór... To się bardzo często zmienia. Dawniej - zdecydowanie fiolet. Później był czas na szarości i srebro. Poźniej brązy... Jednak chyba ponad wszystko wybieram fiolet, najczęściej do niego wracam.

2. Ulubiony kolor lakieru na paznokciach?
Tutaj też sprawa ma się różnie i często się zmienia... Na chwilę obecną chyba jednak klasyka - odcienie różu i czerwieni. Poza tym mam słabość do szarości i srebra (uuuwielbiam "betonowy" lakier z Vampire's Love  Essence).

3. Jaka była twoja najgorsza fryzura w życiu:D?
Na szczęście za dużo takich wpadek nie zaliczyłam :D. W okresie podstawówki i gimnazjum ścinałam się na króciutko i raz poszłam do niesprawdzonej fryzjerki. Obcięła mnie na krótko, ale ZA krótko... Może nie wyglądałam tragicznie, ale tragicznie się czułam. Inna wpadka to gdy chciałam rozjaśnić farbowane już wcześniej włosy farbą L'oreal... Skończyło się na tym, że całą długość miałam brązową, jak zawsze, a odrost oczorażąco czerwony. Na szczęście jeszcze tego samego dnia zafarbowałam włosy ponownie i było już okej ;).

4. Czy masz jakieś hobby (nie związane z blogiem)?
Zawsze chciałam mieć jakąś taką jedną pasję, hobby, ale niestety nigdy nic mnie na tyle nie wciągnęło ;). Ogólnie przechodzę różne "fazy", za każdym razem interesując się czymś innym. Jednak jeśli miałabym wskazać coś poza-blogowego, to chyba będzie to gotowanie i inne kuchenne sprawy. Myślałam nawet nad założeniem bloga kulinarnego, do czego uporczywie namawia mnie Luby, ale nie wiem czy dwa blogi do prowadzenia to nie byłoy dla mnie za dużo...

5. Czy masz jeden ulubiony film, taki naj naj? Jeśli tak to jaki?
Poza kosmetykami i gotowaniem uwielbiam filmy! Ciężko mi wskazać jeden naj... Mam przynajmniej po jednym ulubionym z każdego gatunku ;). Jeśli jednak miałabym wybrać jeden, to byłby to chyba "Pamiętnik". Ckliwy, babski, ale co ja poradzę, że ryczę na nim jak bóbr... W dodatku uwielbiam Goslinga i McAdams w tych rolach, są idealni. Film podoba mi się bardziej od książki.

6. Gdybyś mogła przez jeden dzień wykonywać dowolny zawód, zupełnie nie związany z twoim zawodem, to co by to było?
Ciekawe pytanie... ;> Obawiam się, że cokolwiek bym nie wybrała, żałowałabym, że nie wybrałam jednak czegoś innego :D. Hmm... Mogłabym być aktorką, ale tylko na jeden dzień. Ale w grę wchodzi aktorka hollywoodzka, pławiąca się w luksusie i rozpoznawalna... ;) Chciałabym zaznać na chwilę tego smaczku, ale nie chciałabym żyć tak na stałe, za grosz.

7. Czy masz jakiś sprawdzony trik kosmetyczny, coś co zawsze działa ale nie jest wcale popularne? (a co tam..też chce coś z tego mieć:D)
Jestem chyba zbyt tuzinkowa i niczym oryginalnym się nie pochwalę... ;) W pamięci mam jednak dwa tricki, jeden poznany dzięki Mallene, jeśli mnie pamięć nie myli, drugi dzięki Nissiax. Pierwszy - do zmycia lakieru tylko z jednego paznokcia, bez niszczenia pozostałego manicure, warto użyć wkładki higienicznej. Nie testowałam, ale brzmi odkrywczo. Drugi - do otwierania lakierów, które zaschną i nie dają się odkręcić, użyć gumki recepturki - nałożyć na nakrętkę i wtedy każdy lakier ulegnie ;).

8. Pięć kosmetyków, które planujesz kupić w najbliższym czasie?
Wolę nie planować, bo wtedy się nakręcam i łatwiej wydaję pieniądze :P. A teraz obiecałam sobie oszczędzanie... Tym bardziej ciężko mi coś wskazać, bo w ostatnim czasie kupiłam kilka takich planowanych zachciewajek. Jednak rozmyślam nad:
- Wysuszacz do lakieru Sally Hansen Insta-Dri;
- Fioletowy cień do powiek w kremie z nowości Essence;
- Wybielający lakier do paznokci z nowości Essence;
- Paletka Sleek Storm albo Au Naturel - ale to takie bardzo niepewne;
- Miejsce zarezerwowane dla całkowicie spontanicznej zachciewajki, bo nic więcej nie przychodzi mi do głowy ;).

9. Ulubione perfumy?
Nie mam takich. Nie przywiązuję bardzo dużej uwagi do zapachów i ciągle szukam nowych. Jednak jeśli miałabym wybrać jedne, to na dzień dzisiejszy stawiam na Pulse od Beyonce. Za to moimi najulubieńszymi są męskie Hugo Boss No. 6 - szary. To zapach mojego mężczyzny i zawsze, gdy go poczuję, automatycznie mam motyle w brzuchu :).

10. Czy jest jakiś kosmetyk, który bardzo chciałabyś mieć ale ze względu na cenę/dostępność/nie pasujący odcień/inne powody nie kupisz?
Nie rozmyślam za dużo nad kosmetykami, które są poza zasięgiem mojego portfela ;). Jednak chciałabym spróbować kultowych meteorytów Guerlain, choć raczej nigdy ich nie kupię. Jeśli jednak fundusze by mi na to pozwalały, chciałabym też sprawić sobie naprawdę dobry korektor z MAC'a, idealnie dopasowany. Obydwu kosmetyków jednak nie planuję, ze względu na cenę.

Tag krąży od kilku dni na blogach i nie wiem, kto już brał udział w zabawie, a kto nie, dlatego nie wskażę konkretnych osób. Chętnie poczytam Wasze odpowiedzi na moje pytania w komentarzach, lub jeśli chcecie, możecie czuć się zaproszone i napisać osobne notki na swoim blogu :).

1. Absolutnie ulubiony kosmetyk kolorowy? Najlepiej podaj dokładną nazwę i markę, ale jeśli nie możesz się zdecydować, możesz podać np. kategorię - cienie, tusze, podkład.
2. Ulubiona książka?
3. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia? Mogą być zarówno rozwiązania pragmatyczne, jak np. suszarka do włosów, jak i te bardziej "niematerialne", jak np. wspólne obiady z rodziną :).
4. Odkrycie kosmetyczne, które całkowicie zrewolucjonizowało Twoją kosmetyczkę?
5. Ulubiony film?
6. Co studiujesz/studiowałaś/masz zamiar studiować? :)
7. Czym zajmujesz się na codzień (praca, dom, studia?). Szczegóły mile widziane (mam na myśli np. rodzaj wykonywanego zawodu) :).
8. Jakie kosmetyki zajmują największą część Twojej kosmetyczki/toaletki/szafek w łazience?
9. Ulubiony przepis?
10. Pozwolę sobie odgapić od Kleopatre i zapytać o jakiś sprawdzony trick kosmetyczny :>.

13 sierpnia 2012

Przypomnienie o rozdaniu + przedłużenie czasu na zgłaszanie się!

Przypominam, że lada dzień zakończyć się ma rocznicowe rozdanie na moim blogu :). Miałam je zamknąć 15 sierpnia, czyli w środę, jednak ze względu na mój wyjazd, przedłużam czas przyjmowania zgłoszeń do niedzieli 19 sierpnia do godziny 23:59 :). Macie więc jeszcze (prawie) cały tydzień! 

Wszystkie szczegóły TUTAJ!


Zapraszam do udziału te z Was, które jeszcze się nie zgłosiły i życzę powodzenia tym, które już biorą udział w zabawie!

9 sierpnia 2012

Na ratunek paznokciom - słynna odżywka Eveline 8w1 + kilka słów o wersji diamentowej.

Lipiec pod wpływem postowania wypadł mi niespodziewanie dobrze, za to teraz znów złapał mnie leń... ;) Zmieniłam wakacyjną lokację na najbliższe 2 tygodnie (no, teraz już półtora) i leniuchowanie tak mnie pochłonęło, że blog poszedł na chwilę na bok, mam nadzieję, że wybaczycie i zrozumiecie ;). Mam też nadzieję, że Wasze wakacje mijają równie przyjemnie!

Lipiec był dla mnie czasem paznokciowej kuracji, kiedy to naprawdę namiętnie pielęgnowałam paznokcie - codziennie odżywka, oliwka do skórek, kremowanie itd. Moje paznokcie były na miesięcznym spa ;). I kuracja nadal trwa i im służy. Nie mam niestety zdjęcia sprzed, ale obecny stan moich paznokci to naprawdę duża poprawa - na starcie biała część była długa na ok. 2mm, a niektóre z paznokci były krzywe od złamań. Możecie je porówać np. z tymi z tego posta.


Dziś moje paznokcie prezentują się tak, jak na zdjęciach, a nawet jeszcze lepiej, bo zdjęcia wykonane były tydzień temu. Muszę przyznać, że taki stan zawdzięczam przede wszystkim powszechnie znanej odżywce Eveline 8w1 + wersji diamentowej.

Diamentową odżywkę stosowałam z przerwami dłuuugi czas, zużyłam dwie buteleczki. Teraz przerzuciłam się na 8w1, żeby porównać te dwa warianty. Szczerze? Nie widzę prawie żadnej różnicy... Jedyna, jaką dostrzegam to fakt, że diamentowa odżywka jest bardziej mleczna i widoczna na paznokcich, gdy 8w1 jest bardziej przeźroczysta.


Odżywkę przez miesiąc stosowałam zgodnie z zaleceniem - codzienie 1 warstwa, po 4 dniach zmywamy i od nowa. Paznokcie rosną mocne i zdrowe. Są naprawdę twarde i ciężko je złamać (było już kilka sytuacji "awaryjnych", a one ani rusz). W dodatku... koniec rozdwajania! To kiedyś była moja zmora, szczególnie przy środkowym palcu prawej ręki. Rozdwajał się niemal od zawsze i warstwy schodziły płatami. Rozdwajanie skończyło się już podczas stosowania odżywki diamentowej i problem nigdy więcej nie wrócił. Ta odżywka naprawdę działa cuda :).


Obydwie odżywki stosowałam także pod lakier i spisują się w tej roli bardzo dobrze. Lakier trzyma się bez zastrzezeń, a ja wiem, że paznokcie są chronione i odżywione. Czego chcieć więcej?

Pod koniec używania odżywka nieco gęstnieje, ale nadal  da się ją stosować - poprzednie dwie buteleczki wykończyłam właściwie do zera.

Wiem, że zdarza się, że po dłuższym stosowaniu stan paznokci u niektórych znacznie się pogarsza, ale mnie się to nie przydarzyło, mimo, że pierwszą buteleczkę diamentowej odżywki kupiłam już chyba rok temu i od tej pory niemal zawsze mam tą (lub 8w1) odżywkę na paznokciach, czy jako podkład pod lakier, czy też solo. 


Krótko i na temat, w ramach podsumowania - ta odżywka to mój ideał. Tania, dość wydajna (przy codziennym stosowaniu wystarcza mi na ok. 2 miesiące), daje bardzo ładny efekt na paznokciach i przede wszystkim - DZIAŁA! Paznokcie są: mocne, zdrowe, nie rozdwajają się, stają się grubsze i twardsze (ale przy tym zachowują elastyczność, która pozwala na uniknięcie złamań), rosną szybciej, a biała część paznokcia staje się tak biała, że daje efekt frencha.


PS: Zapomniałam dodać! Odżywka ma w sobie składnik, który bardzo wysusza skórki. To jest właściwie jej jedyny minus. Moje skórki faktycznie mocno cierpiały, ale regularne stosowanie kremów i oliwek pomaga utrzymać je w dobrym stanie. Poza tym wg mnie dla efektu warto się pomęczyć ;).