27 września 2013

Top coat Seche Vite + Seche Vite Restore - mój must-have w kwestii manicure!

Na moim blogu zdecydowanie brakuje kolorówki, muszę zacząć to nadrabiać, bo właśnie takie posty lubię najbardziej! ;) Tymczasem post o moim prawie-kolorówkowym ulubieńcu, produkcie iście kultowym, a mianowicie - Seche Vite, czyli niezawodny topcoat przyspieszający wysychanie lakieru.

Zanim natknęłam się na SV, stosowałam topcoat Sally Hansen Dries Instantly, jednak zanim zdążyłam napisać jego recenzję, produkt zniknął z Allegro i nie wiem, czy nie został całkowicie wycofany, więc pisanie recenzji uznałam za mijanie się z celem. Ponieważ nie mogłam już dostać tego topcoatu, zdecydowałam się kupić kultowy Seche Vite. I nie żałuję!


Ja fanką Seche Vite na pewno zostanę. U mnie nie powodował ściągania lakieru, wymagał tylko precyzji przy nakładaniu - przy linii skórek topcoat musiał sięgać "za" lakier, a zarówno lakier, jak i topcoat nakładałam "na zakładkę". Zazwyczaj malowałam 1 warstwę odżywki, po jej wyschnięciu 1 warstwę lakieru, której dawałam czas na wyschnięcie w 90%, na to druga warstwa i niemal od razu Seche Vite (dość grubą warstwą). Efekt? Po kilku minutach lakier jest już nie do uszkodzenia, choć np.wkładać jeansy bym się troszkę bała, ale po kilkunastu już naprawdę nic nie jest w stanie go uszkodzić.

Topcoat pozostawia na paznokciach piękną, lśniącą taflę - wiele razy dostawałam pytanie, czy mam naturalne czy żelowe paznokcie. U mnie też znacznie przedłużał trwałość lakieru - zero odprysków, końcówki też prawie się nie ścierały (malowanie na zakładkę!). Nawet przy zmywaniu lakieru idzie bardziej opornie - zmywacz potrzebuje chwili, żeby rozpuścić warstwę SV i przebić się do koloru.


Pędzelek jest dość standardowy, okrągły w przekroju i wygodnie nakłada mi się nim topcoat. Jak pisałam, ja go raczej nie szczędziłam i nakładałam dość grubą warstwą, bardziej, żeby sam "rozlał" się po lakierze, niż żebym ja musiała go na siłę manewrować pędzelkiem. Buteleczka 14ml wystarczyła mi na ok. 2-3 miesiące stosowania ok. 2 razy w tygodniu.


Ja razem z SV kupiłam od razu Seche Vite Restore, który jest niesamowicie wydajny. Jak większość wie, SV lubi z czasem zgęstnieć. U mnie zgęstniał, gdy w opakowaniu zostało ok. 1/3 produktu. Dodałam wtedy jedną pipetkę SV Restore, "poturlałam" chwilę w dłoniach i SV od razu wrócił do starej formy, nie zmieniając właściwości.

Teraz stosuję równie słynny, czerwony Sally Hansen Insta-Dri, którego recenzję być może również opublikuję. Jednak u mnie zdecydowanie wygrywa Seche Vite i na pewno będę do niego wracać. Insta-Dri jest bardzo dobry, ale to jednak nie to samo ;).

22 września 2013

Demakijażowi pomocnicy od Cleanic, czyli chusteczki do demakijażu, płatki i patyczki kosmetyczne

Podczas tegorocznych wakacji nie wyjechałam nigdzie na dłużej. W sierpniu pojechaliśmy na jakiś tydzień do domu rodzinnego Narzeczonego na mały zjazd rodzinny, a w zeszłym tygodniu była mała powtórka ;). Zwykle wtedy mam dni wolne od makijażu, ale tym razem nadarzyło się kilka okazji - 2 wesela i spotkania ze znajomymi - wobec czego musiałam zabrać ze sobą coś, co pomoże mi w demakijażu.


Ucieszyłam się, że w końcu nadarzy się okazja do przetestowania chusteczek do demakijażu Hydro Fromula od Cleanic. Wg producenta chusteczki oczyszczają, nawilżają i poprawiają kondycję skóry. W opakowaniu znajdziemy 10 sztuk. Wszystkie są dobrze, ale nie przesadnie nasączone płynem do demakijażu.


Same chusteczki wykonane są z dość miękkiego, niedrącego materiału. Mają standardową wielkość mniej-więcej chusteczki higienicznej. Jedna chusteczka wystarcza mi do wykonania całego demakijażu tyle, że nie jest to demakijaż perfekcyjny... Zwykle składałam chusteczkę na cztery i tak złożoną przykładałam do oka na kilkanaście sekund, ale nawet długie przytrzymywanie przy oku nie sprawiło, żeby makijaż zszedł bez walki. Później zaczyna się pocieranie, pocieranie i jeszcze raz pocieranie, a makijaż i tak nie jest domyty w 100%. Nie mówię tu nawet o makijażu wieczorowym czy eyelinerze, ale chusteczki mają problem z domyciem czarnej kredki i tuszu do rzęs... niestety. Na wyjazd zapomniałam żelu do mycia twarzy, ale na szczęście przydługawa walka z chusteczką plus mycie twarzy wodą dało radę usunąć makijaż, skóra wokół oczu była jednak mocno podrażniona... Nie była to wina samego płynu, bo on np. nie piekł mnie w oczy, ale sama tekstura chusteczki nawet bez mocnego pocierania, podrażniała moje oczy. Niby miękka, ale jednak przy bliskim kontakcie, okazywała się nieco szorstka.

Dla mnie te chusteczki to rozwiązanie czysto awaryjne, w dodatku raczej do zmywania jak najlżejszych makijaży. Z lekkim podkładem, cieniem do powiek i tuszem, może by dała radę, ale wolę jednak sprawdzone kosmetyki i zwykłe waciki.


Pozostali pomocnicy od Cleanic to płatki kosmetyczne Silk Effect oraz patyczki higieniczne do dokładnego oczyszczania (ponoć polecane przez profesjonalistów). Z tymi płatkami kosmetycznymi miałam do czynienia jeszcze zanim dostałam je w ramach współpracy. Płatki na jednej stronie mają na sobie prążki, co bardzo lubię, ale brzeg nie jest w żaden sposób wzmocniony. Waciki są bardzo miłe w dotyku i z pozoru nie zostawiają kłaczków, ale niestety bardzo łatwo o ich rozwarstwienie i wtedy kłaczki już są... Przy demakijażu sprawdzają się całkiem fajnie, ale już np. do zmywania lakieru z paznokci wolę mocniejsze waciki. Poza tym waciki mają posiadać ponoć proteiny jedwabiu, jednak nie widzę żadnej różnicy pomiędzy nimi a zwykłymi bawełnianymi płatkami. Są w porządku, ale jednak wolę już np. waciki z Biedronki.


Co do patyczków higienicznych, te są całkiem fajne. Patyczków używam głównie przy korekcie makijażu. Te wyróżnia to, że jedna z końcówek ma w sobie rowki, które mają pomóc w dokładniejszym oczyszczeniu. Dla mnie ta końcówka nie różni się zbytnio od drugiej ;). W samych patyczkach jednak na zdecydowany plus jest fakt, że "watka" mocno trzyma się patyczka i jest dość mocno zbita, a w efekcie nie zsuwa się i nie kłaczy. Można precyzyjnie wytrzeć np. rozmazany tusz, bez obaw, że wacik zsunie się z patyczka, jak to bywa przy niektórych produktach tego typu. Patyczki oceniam więc bardzo dobrze, choć sama czekam aż zużyję swoje zapasy i kupię sobie precyzyjne patyczki z wąską końcówką ;).

17 września 2013

Denko 3/2013


Pogoda jest tragiczna, a mnie samą powoli rozkłada jakieś małe przeziębienie - pewnie efekt przewiania na sobotnim weselu. Tymczasem mam dla Was kolejne duże denko. Ostatnio denkowanie idzie mi całkiem sprawnie, za to przystopowałam z zakupami, z czego bardzo się cieszę. Na początku blogowania wydawanie pieniędzy na kosmetyki szło mi baaardzo lekką ręką, teraz myślę nad niemal każdym zakupem i prawie nigdy nie kupuję czegoś bez promocji lub po prostu jeśli coś jest mi zbędne. Jestem z siebie dumna :)


Na pierwszy ogień dwie rzeczy z kolorówki:
- Podkład Revlon Colorstay - kupiłam go dzięki promocji na Grouponie, niestety mój odcień okazał się dla mnie ciut za ciemny i długi czas musiałam go mieszać z jasnymi podkładami, z kolei w lecie podkład był dla mnie za ciężki. Rozumiem jego fenomen, ale ja jednak wolę nieco inną formułę podkładów.
- Tusz Max Factor 2000 Calorie - kolejny kultowy produkt, którego miałam przyjemność używać po raz pierwszy. Kupiłam go rok temu na promocji w SP za 10zł i długo czekał na swoją kolej ;). Na początku mnie nie zachwycił, a później im był starszy, tym lepszy. Efekt jaki dawał określiłabym jako naturalne, mocne podkreślenie, coś w sam raz na co dzień.


- Isana, zmywacz do paznokci - mój ideał, zużyłam dziesiątki butelek i będę kupowała nadal.
- Rexona, dezodorant Crystal Diamond - byłam wierna dezodorantom w kulce lub sztyfcie, ten kupiłam ze względu na fajną promocję. Całkiem dobry ;)
- Babydream, oliwka dla dzieci - jest u mnie zawsze obecna, dawniej używałam do olejowania włosów, teraz do zmywania makijażu, peelingu kawowego, nawilżania ciała czy łagodzenia skóry po depilacji woskiem.
- Altera, olejek migdał i papaja - kolejny must-have, uwielbiam jego zapach i właściwości, dzięki olejowaniu tym produktem paznokci moje paznokcie osiągnęły stan niemal idealny. Więcej tutaj.
- Colgate, pasta do zębów - pojawiła się tutaj w zasadzie przypadkiem, pasta jak to pasta ;).
- Nić dentystyczna Oral B Pro Expert - w zasadzie może i nie powinno jej tutaj być, ale to zdecydowanie najlepsza nić dentystyczna, jakiej kiedykolwiek używałam. Różni się od innych w pozytywny sposób.


- Balea, krem do rąk z masłem shea i olejkiem arganowym - bardzo fajny krem na co dzień do używania "na szybko", więcej tutaj.
- Kamill, krem do rąk Hand Repair - kupiłam na promocji w SP za niecałe 10zł, bardzo treściwy i dobry krem dobry do stosowania na noc.
- Ziaja, krem do twarzy masło kakaowe - kupiłam za grosze podczas promocji w Rossmannie. Jest dość tłusty i treściwy, ale ma świetny zapach i moja skóra go polubiła. Chętnie kupię ponownie, bo w tej cenie to produkt niemal idealny ;).
- Cien, krem do rąk z migdałami i masłem shea - znów produkt kupiony za grosze w Lidlu. Zerknęłam na skład podczas zakupów i dość pozytywnie się zaskoczyłam, bo faktycznie widnieje w nim olejek z migdałów i masło shea. Bardzo dobry krem :).


- Alterra, peeling pod prysznic kwiat pomarańczy i brązowy cukier - dla mnie bubelek, więcej tutaj.
- Wellness&Beauty, peeling do ciała algi morskie i minerały - jak dla mnie prawie ideał, końcówkę trzymałam "na specjalne okazje" i dopiero ostatnio przypomniałam sobie, że warto go w końcu zużyć ;). Więcej tutaj.
- Paloma, peeling do dłoni - dla niektórych peeling do dłoni to fanaberia, ja jednak uwielbiam ten kosmetyk i chętnie kupię go ponownie, jak na niego trafię. Podobnie jak z tym powyżej, trzymałam końcówkę, bo po prostu żal było mi go wykończyć ;). Więcej tutaj.


- Balea, szampon do włosów z mango i aloesem - bardzo fajny szampon, obecnie zużywam drugą butelkę. Jednak dla mnie większość szamponów jest w porządku, jakiś musi mi naprawdę robić krzywdę, żebym zauważyła różnicę między produktami ;).
- Garnier, odżywka z awokado i masłem karite - bardzo dobra odżywka, choć dla mnie nie zdetronizuje Nivei Long Repair. Recenzja będzie wkrótce :).
- Decubal, pianka do mycia twarzy - świetny produkt, więcej tutaj.
- Nivea, balsam pod prysznic - dostałam próbkę podczas zakupów w SP i rozumiem fenomen tego produktu :). To bardzo fajna opcja dla leniwców i na lato, może kiedyś kupię pełnowymiarowe opakowanie, najpierw jednak muszę zużyć ogromne zapasy balsamów, jakie mam ;).


- Balea, żel pod prysznic figi i czekolada - bardzo fajny żel, choć zapach nie wszystkim odpowiada, ja się jednak z nim polubiłam. A żele Balea uwielbiam :). Więcej tutaj.
- Nivea for Men, żel pod prysznic Muscle Relax - zużyty przez Narzeczonego, fajnie pachniał i wystarczył na bardzo długo ;).
- Isana Med, żel pod prysznic z olejkiem pomarańczowym - bardzo fajny żel, zostawiał skórę nawilżoną i miał bardzo oryginalny, wakacyjny zapach. Więcej tutaj.
- Clear Men, przeciwłupieżowy szampon do włosów - kolejny produkt Narzeczonego, który niestety boryka się z łupieżem. Szampon na początku stosowania działał fantastycznie, teraz raz działa lepiej, raz gorzej, ale ciągle to najlepszy szampon przeciwłupieżowy, jakiego używał TŻ. To druga zużyta butelka, w łazience jest już trzecia.

I to by było na tyle. Nie spodziewałam się tak obszernego denka, jednak cieszy mnie ono i liczę na to, że kolejne znów będzie tak obfite :).

9 września 2013

Blogowa WYPRZEDAŻ!

U mnie rozpoczęły się już przed-jesienne porządki, przeglądam bacznie zawartość szafy, toaletki... Postanowiłam wyprzedać rzadko stosowaną przeze mnie zawartość tej drugiej, może znajdziecie coś, co Was zainteresuje :)
Zainteresowanych zapraszam poniżej:



8 września 2013

Suche szampony Batiste, czyli mój totalny must-have włosowy

Szczerze, byłam przekonana, że ta recenzja na blogu już się pojawiła :D A tu zonk. Tak więc dzisiaj o produkcie, który swego czasu stał się w pewien sposób kultowy w blogosferze, a ja sama już nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego - mowa o suchych szamponach Batiste.

Batiste kupiłam jakoś na wiosnę, przy okazji otwarcia jednej z drogerii internetowych. Jako, że cena była bardzo korzystna, a szampon nie był wtedy nigdzie dostępny stacjonarnie, postanowiłam od razu wziąć dwa opakowania - wybrałam wersję Tropical i Lace. Szampony mają piękne, kolorowe, kobiece opakowania i różnią się od siebie zapachem. Żółto-zielony Tropical ma zapach kokosa i tropikalnych owoców, bardzo mi się podoba, ale jest naprawdę słodki. Lace to również słodkawy, pudrowy, kobiecy zapach.


Moje włosy są w fazie zapuszczania, ale raczej bez tego "muszęmuszęmuszęmiećdługiewłosy"... Sięgają mniej-więcej do łopatek i tak sobie rosną, bo w zasadzie nie mam na nie specjalnego pomysłu, a z takimi mi po prostu najwygodniej. Nie wykluczam wybrania się w tym miesiącu do fryzjera na lekkie podcięcie, ale nie o tym miało być ;). Taka natura moich prawie-długich włosów, że o ile na długości mogłabym ich nie myć i 5 dni, o tyle u nasady dość szybko nawet nie tyle się  przetłuszczają, co są oklapnięte. Suchy szampon okazał się wybawcą dla tej "dolegliwości"!


Zwykle sprawy mają się tak, że w pierwszy dzień włosy wyglądają super, a następnego już niestety widać przyklap przy nasadzie. Wtedy biorę Batiste i psikam niewielką ilość przy przedziałku i trochę "pod" przedziałkiem. Głowa w dół, małe czochranie i po 30 sekundach po przyklapnięciu nie ma śladu, a włosy wyglądają nawet lepiej niż dnia poprzedniego! Magia! Batiste nie dość, że usuwa "tłustość" włosów, to jeszcze delikatnie je usztywnia i dodaje objętości. Użyty w nadmiarze lub z bliskiej odległości szampon potrafi nieco bielić, ale wystarczy używać go z umiarem i potem porządnie "wmasować" we włosy, przeczesać, i efekt znika.


Oczywiście nie używam Batiste co 2 dni, ale też przy codziennych treningach po prostu i tak myję włosy codziennie, więc nie mam kiedy ich "odświeżać". Jednak na dni leniwca, lub "miałam dziś nie wychodzić z domu, więc olałam fryzurę, ale muszę nagle gdzieś iść" - suchy szampon to rozwiązanie zbawienne! Dzięki niemu, w awaryjnych sytuacjach, mogę myć włosy co 2-3 dni, zamiast co 1-2,  jak bywa zazwyczaj.


Spotkałam się z opinią, że suche szampony są niewydajne. Ja stosuję je 1-2 razy w tygodniu, niewielka ilość jest wystarczająca i moje dwie butelki 200ml (bo stosuję je wedle nastroju na dany zapach :D) mają się jeszcze zupełnie dobrze i jak dobrze pójdzie, to wystarczą mi na niemal rok użytkowania. Uwielbiam!

6 września 2013

Gotowa na każde spotkanie - wyniki konkursu!

Przepraszam za mały poślizg czasowy, ale teraz już pędzę do Was z wynikami konkursu Gotowa na każde spotkanie, do jakiego nagrody ufundowała firma Cleanic. Poniżej przestawiam wszystkie nadesłane prace, wg kolejności nadsyłania zgłoszeń:

1. MD BŻ

Muszę się przyznać, moje drogie Panie, 
Że jestem gotowa na każde spotkanie :)
Rano wstaję, wnet śniadanie,
I przed lustrem długie stanie.
Wszystko po to, by pewnie się czuć
I pozytywne wizje spotkania snuć :)
Czuję się lepiej z lekkim make-upem 
I na paznokciach przyjemnym nudziakiem.
Do tego kawa, bułka na start-
Ten dzień z pewnością jest wiele wart!
Jeszcze optymizm, uśmiech zabrać mogę

I już gotowa wyruszyć w drogę :)

2. nika88


3. Paradoxa raz


4. 56manka


5. Ciekawska Beti

--Gotowa na każde spotkanie--
Drodzy panowie i panie-
Kobiety już tak mają
Że długo się wybierają
Makijaż nałożyć, dobrać dodatki
Wyszukać pasujące do siebie szmatki
Życząc innym cierpliwości w czekaniu
Ty wyrywasz sobie  włosy w szybkim bieganiu
Po swoim pokoju szukając portfela albo kluczy
To bałaganiarstwa potrafi oduczyć!
Zwłaszcza gdy koleżanki myślą, że zaginęłaś
A ty nawet jeszcze domu nie zamknęłaś
Ja jestem chaotyczna i nieco nerwowa
Więc kilka razu rzucam – Jestem gotowa!
A potem znowu do domu się wracam
I jeszcze raz wszystkie kosmetyki przewracam
Bo za mało błyszczyku nałożyłam,
Bo już kurczę się spociłam
Już nawet bluzkę zdążyłam pobrudzić
Jak ja mam tak wyjść do ludzi?
Potem wybiegam, autobus łapię
Kupując bilet, cała sapię
Nagle spojrzenia innych się na mnie kierują
Niech mnie tym wzrokiem nie torturują!
O nie, chyba przesadziłam z perfumami
Eksperymentując z różnymi flakonikami
I jeszcze na spotkaniu obawa o rozmazany tusz się pojawia
Co brakiem koncentracji się objawia
I innych słuchać w mig przestaję
Duszności z każdą minutą dostaję
Więc kiedy jestem w pełnej na spotkanie gotowości?
Wtedy gdy nie brakuje mi pewności
Że z ubiorem, makeupem jest wszystko okey
Że wszystko potrzebne mam w torbie swej
Grunt to być pozytywnie nastawioną
Może niekoniecznie jak na galę odstrzeloną
Ale gdy bluzka jest na lewą stronę ubrana
To ty jesteś rumieńcem oblana
I niepotrzebnie w nerwach uciekasz spojrzeniem
Zajęta w myślach swoim dręczeniem
Wychodząc na spotkanie nie zapomnij o uśmiechu,
„różowych okularów” nie zgub w pośpiechu!
  
Jak chciałabym by moje przygotowanie do spotkania wyglądało (scenariusz nr 1) a jak niestety czasem wygląda (scenariusz nr 2)
Scenariusz numer 1 – AKCJA-

Zegar wybija 14:00. Siedzę w kuchni spokojnie sącząc filiżankę kawy. –Autobus mam za godzinkę, zdążę – rzucam do siebie i powoli zmierzam do pokoju, wybieram ulubione rzeczy z szafy, dobieram biżuterię, nakładam sprawnymi ruchami makijaż, jeszcze kropla perfum i mogę przejść do fryzury, zerkam przez okno i upewniam się, że mój strój jest adekwatny do pogody, sprawdzam co mam w swojej torbie i uśmiecham się do siebie w lustrze, wychodzę na autobus z małym zapasem czasu by jeszcze porozmawiać z sąsiadką i mogą z czystym sumieniem powiedzieć – JESTEM GOTOWA!

Scenariusz nr 2 – AKCJA-
Trzęsącymi się dłońmi wpycham w siebie resztkę zupy. Zerkam na zegarek – już wpół do trzeciej? Wpadam jak błyskawica do pokoju, macham szczoteczką od tuszu jednocześnie próbując wciągnąć buty, szarpię włosy grzebieniem, szukam jakiejś pary czarnych rajstop, wysypuję zawartość torebki, szukam kluczy, próbuję podładować telefon, zerkam do jednego okna – zaczyna padać! Gdzie mój parasol? Zerkam w drugie okno – nadjeżdża autobus, chyba nie zdążę! NIE JESTEM GOTOWA!

Przepis na GOTOWOŚĆ na każde spotkanie
Szczypta delikatnego makijażu (albo odważniejszego w zależności od sytuacji)
10 kg uśmiechu (szczerego, beztroskiego)
10 kg pozytywnego nastawienia (kup różowe okulary!)
8 kg planowania (tak, wiem, że nie wszystko da się przewidzieć, ale zarys stylizacji, makeupu mile widziany :))
5 kg zapasu czasu (czy tylko mi śnią się uciekające autobusy?)
5 kg wyrozumiałości koleżanek, rodziny (każdy czasem się spóźnia, prawda?)

Mieszamy, doprawiamy – teraz jestem GOTOWA na KAŻDE spotkanie :)

***

Niestety jedna ze zgłoszonych prac - praca xxxedytaxxx nie została wzięta pod uwagę, albowiem autorka nie spełniła warunku obserwowania bloga.

Nie przedłużając jednak, zwyciężczynią zostaje... 

Ciekawska Beti

Gratuluję i już piszę do Ciebie maila! :)

4 września 2013

Perfumowane chusteczki odświeżające z płynem antybakteryjnym od Cleanic

Mokre chusteczki zamiennie z żelem antybakteryjnym to niezbędne produkty w chyba każdej damskiej torebce. Niestety nie mam dostępu do Bath and Body Works, gdzie żele antybakteryjne kuszą cudownymi zapachami i zwykle jestem skazana na lekko śmierdzące alkoholem żele mniej znanych marek. Cleanic w swojej ofercie ma natomiast chusteczki odświeżające z płynem antybakteryjnym, które mają zdecydowanie oryginalne zapachy i wychodzą na przeciw kobiecym potrzebom :).


Chusteczki dostajemy w małym, kolorowym opakowaniu, które z pewnością zmieści się do każdej torebki, nawet kopertówki. Opakowanie zawiera 15 chusteczek. Chusteczki są bardzo dobrze nawilżone i jedna spokojnie wystarczy do odświeżenia obydwu rąk. Ręce po użyciu nie lepią się, nic się nie klei. Po chwili dłonie są suche i można wrócić do działania.

Chusteczki występują w dwóch wariantach zapachowych: Pure&Glamour (różowe) oraz Clean&Chic (fioletowe). I właściwie atut tych chusteczek, jakim jest zapach, jest równocześnie ich największym minusem, moim zdaniem. Same zapachy są dość ładne, wg producenta to chusteczki z nutą zmysłowych, kobiecych perfum. Clean&Chic na opakowaniu mają cytrynę i kwiat orchidei, zapach jest więc kwiatowy z orzeźwiającą cytrusową nutą. Wersja Pure&Glamour na opakowaniu ma kokos i również kwiat orchidei. Chusteczki pachną kwiatowo i zdecydowanie słodko, choć kokos nie jest dla mnie wyraźnie wyczuwalny.

Zapachy same w sobie bardzo mi się podobają, mogłabym mieć takie mgiełki do ciała, ale gdy używam chusteczek, zapach staje się zbyt natarczywy i zdecydowanie za długo utrzymuje się na dłoniach. Przeszkadza mi to, ponieważ chusteczek używam głównie przed posiłkami jedzonymi poza domem, kiedy nie mogę umyć rąk w łazience. Chusteczki użyte w knajpce czy restauracji rozsiewają zapach na całą okolicę, co innym osobom, jak i mnie samej, może przeszkadzać w jedzeniu. Raz użyłam ich przed zjedzeniem kebaba i niestety, zamiast pieczonego kurczaka, czułam zapach perfum. Gdy użyjemy chusteczek, zapach naszych perfum zostaje natychmiast przyćmiony zapachem chusteczek, a wszyscy ludzie wokół (np. w autobusie) rozglądają się za źródłem tak intensywnego zapachu. Tak więc sama idea bardzo mi się podoba, ale intensywność zapachu jest dla mnie jednak zdecydowanie za duża.