31 grudnia 2013

Bardziej prywatne podsumowanie roku 2013

Rok temu na blogach królowało podsumowanie roku w kilku podpunktach, które chciałabym zrobić i w tym roku :). Podsumowanie roku 2012 znajdziecie tutaj, a tymczasem pora na podsumowanie kolejnego roku - 2013 :).


Dominujące uczucie w 2013 roku?
Ten rok miał wiele odcieni, ale w większości dominowało chyba po prostu szczęście, wielowymiarowe, na które składały się zarówno te malutkie, jak i wielkie radości :). Oczywiście nie obyło się też bez stresów i smutków, ale było ich zdecydowanie mniej, poza jednym ciężkim emocjonalnie miesiącem na początku roku. W sumie było dość podobnie do roku zeszłego: pierwszy trymestr roku był nieco trudny, za to cała reszta - w zasadzie cudowna :).

Co zrobiłaś po raz pierwszy w 2013 r.?
Biegałam! I mimo, że mój flow trwał 4 miesiące, jestem z tego dumna, bo nie porzuciłam biegania z lenistwa tylko ze świadomego przerzucenia się na inną dyscyplinę. Ale do biegania na pewno powrócę wiosną :).

Czego nie zrobiłaś w 2013 r.?
W niektórych dziedzinach zrobiłam dużo więcej, niż planowałam, w innych dużo mniej. Mogę napisać, że znowu nie schudłam, jak planowałam, ale w tym roku jakoś mi to nie przeszkadza, czuję się ze sobą całkiem dobrze :). Od stycznia za to po raz kolejny - reaktywacja - ale tym razem liczę na solidną motywację w postaci wizji siebie w sukni ślubnej :D.

Słowo roku?
Ślub, a raczej przygotowania do ślubu - jestem pewna, że w przyszłym roku wygra to samo słowo :D.

Przytyłaś czy schudłaś?
Utrzymałam wagę, a przy okazji zarówno nieco schudłam jak i przytyłam.

Miasto roku?
Jestem totalną domatorką, więc dla mnie odpowiedź raczej zawsze będzie brzmieć Kraków. Ważnymi miastami były też Nowy Jork i Filadelfia, gdzie na 3 miesiące uciekła moja Siostra.

Odwiedzone miejsca?
Jak wyżej - jestem domatorką i nie podbijam za bardzo nowych miejsc... ;).

Ekscesy alkoholowe?
Zero. Z ekscesów chyba już wyrosłam :D.

Włosy dłuższe czy krótsze?
Dłuższe.

Wydatki większe czy mniejsze?
Większe, ale na szczęście i finansowo jest nieco lepiej (tfu, tfu, odpukać!).

Wizyty w szpitalu?
Zero, uff! I moich i moich bliskich, niech tak zostanie na zawsze!

Miłość?
5 lat stuknęło! :) A na dłoni zagościł pierścionek zaręczynowy <3.

Osoba, do której dzwoniłaś najczęściej?
Wszystkich najważniejszych miałam w zasięgu ręki, mało dzwoniłam :).

Z kim spędziłaś najpiękniejsze chwile?
Z Narzeczonym.

Z kim spędziłaś najwięcej czasu?
Z Narzeczonym :).

Piosenka roku?
Brak...

Książka roku?
Mam Kindle'a i w końcu dużo czytam! Najbardziej ze wszystkich przeczytanych książek oczarowała mnie bardzo ciepła powieść "Marley i ja", zaczytywałam się też w trylogii "Spętani przez bogów" (3cia część ciągle przede mną). A za ogólną książkę roku, nie w moim rankingu osobistym, uznaję chyba "50 twarzy Grey'a" ;).

Serial roku?
Dexter - jak rok temu, tylko że w tym roku Dexter dobiegł (kiepskiego) końca. Najmocniej w mózg jednak wrył mi się 1 sezon American Horror Story, który mnie sparaliżował i do tej pory wywołuje u mnie nie strach, a lęk, szczególnie ten młody aktor, który gra we wszystkich sezonach - mogę zobaczyć jego zdjęcie i mieć przyspieszone z lęku bicie serca, nie mam pojęcia czemu aż tak bardzo dziwnie na mnie działa :P. Odkryłam, że po prostu jeden motyw z serialu bardzo mocno uderza w jeden z moich czułych punktów - spoiler alert - zawsze mocno emocjonalnie działają na mnie akcje pt. "jeden z uczniów zrobił masakrę na korytarzach szkoły zabijając mnóstwo kolegów i nauczycieli". Na kolejne sezony brakło mi odwagi i nerwów.

Stwierdzenie roku?
Brak.

Trzy rzeczy, z których równie dobrze mogłabyś zrezygnować?
Z nadmiaru jedzenia i lenistwa - zdecydowanie za mało się ruszałam i za dużo jadłam w ostatnich 2 miesiącach...

Najpiękniejsze wydarzenie?
Zaręczyny.

2013 jednym słowem? 
To pytanie zawsze nabija mi ćwieka... chyba tak jak wyżej - zaręczona! ;)

Na razie jestem poza domem, ale kiedy wrócę postaram się zrobić dla Was kosmetyczne podsumowanie roku 2013, które pojawi się na blogu pewnie w okolicach drugiego tygodnia stycznia :).

W tym miejscu chcę też złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności w Nowym Roku! Niech spełnią się Wasze marzenia i zrealizują cele. Bądźcie radośni i szczęśliwi! :)

26 grudnia 2013

Co znalazłam pod choinką, czyli photo heavy ;)

To stało się już swego rodzaju tradycją. Na miesiąc przed Świętami Mama chodzi i lamentuje, że w tym roku to będzie naprawdę mało prezentów, a jak przychodzi Wigilia, prezenty nie mieszczą się pod choinką, a nawet na stole obok choinki ;). Prezenty w tym roku są niesamowicie trafione. Część z nich wybrałam sobie sama (spódniczkę czy perfumy), a część to była całkowita niespodzianka, ale jakże udana! :) Co jeszcze fajniejsze, kilka z nich przywędrowało wraz z moją Siostrą z Filadelfii bądź Nowego Jorku, gdzie spędziła ona ostatnie 3 miesiące :).


Na sam początek prezent imieninowy, który wybrałam sobie sama - cudowna torebka TOM&EVA. Jest idealna! Idealny rozmiar, sztywność, kolor i styl... :)


Przez długi czas nie mogłam się zapachowo dograć z moim Narzeczonym - lubiłam nosić słodkie i ciężkie zapachy, których on nie cierpi. Mój gust zapachowy się nieco zmienił i wybrałam perfumy, które podobają się nam obydwojgu - Lanvin Eclat d'Arpege. Nie dość, że zapach cudny, to jeszcze ta buteleczka i opakowanie...!


Z Ameryki przyleciał do mnie cudowny kalendarz. Jest niesamowicie praktyczny i bardzo cieszę się z powrotu do kalendarza papierowego, ponieważ ten na komórce to jednak nie to samo... Jestem sentymentalna i lubię przeglądać swoje stare kalendarze, szczególnie te, które noszą znamiona pamiętników :).


Jesienią namiętnie oglądałam drugi sezon MasterChefa. Ogólnie uwielbiam gotować i coraz bardziej doceniam książki kucharskie. Dlatego też pod choinką totalnie niespodziewanie znalazłam książkę zwyciężczyni tej edycji MasterChefa :). Niektóre przepisy są za bardzo "ę ą", ale sporo z nich na pewno zrealizuję! Po przeglądnięciu już widzę, że książka otwiera trochę głowę na nowe kuchenne eksperymenty :).


Pod choinką znalazłam też cudowny, subtelny naszyjnik, który wypatrzyłam kiedyś podczas zakupów z Mamą. Wg mnie jest niesamowicie kobiecy i na pewno będę po niego sięgać :). To niezbyt duża perełka na krótkim, wężykowatym łańcuszku. Kończy się mniej-więcej na wysokości kości obojczykowych, więc długość idealna.


Dostałam także zestaw biżuterii z Kruka, którą za bardzo fajną cenę można było dostać w SP przy zakupie perfum. Będzie na specjalne okazje, takiej klasyki nigdy za wiele :). (Przepraszam za paproszki na zdjęciu... :x)


Aniołek przyniósł mi też miniaturkę perfum Bvlgari Rose Essentielle. Ostatnio bardzo polubiłam różane zapachy i z chęcią będę go używać.


Z Ameryki przyleciały do mnie też cudowne kolczyki! Siostra idealnie trafiła - dwa czarne kolczyki trafią do "extra" dziurek w moim uchu, a inicjały moje i Narzeczonego będę nosić jako klasyczne kolczyki. Coś czuję, że przechodzę w nich 80% czasu w nadchodzących miesiącach :).


Z Narzeczonym dostaliśmy też cudowne magnesy! To aż 80 magnesów, na które składają się literki (małe i duże) plus wykrzykniki i znaczki &. Mamy z Narzeczonym swoje małe biziki i na pewno będziemy się komunikować za pośrednictwem lodówkowych magnesów :D Już kilka lodówkowych dialogów zdążyliśmy odbyć.


Moja poprzednia mata dogorywała już, ponieważ odbyłam na niej mnóstwo treningów. Była wykonana z pianki, która zaczęła się okrutnie strzępić i sypać, wobec tego po każdym treningu musiałam chwytać za miotłę, żeby posprzątać niebieskie gąbczaste okruszki. Nowa mata jest wykonana z neoprenu i na pewno nie będzie się kruszyć (Mamo, spisałaś się na medal! :)).




Pod choinką oczywiście znalazły się też słodkości - dwie Milki - jedna z Oreo, druga z kremem waniliowym. Trzecia - nowojorska czekolada - jest z toffee i solą morską, uwielbiam to połączenie, a w tej czekoladzie jest wyjątkowo udane!

Poza tym dostałam jeszcze świąteczną świecę we wzory jak z norweskiego swetra, czarną mini-spódniczkę szytą z koła i cudowne, wełniane nadkolanówki :). Na zdjęciach brak, ponieważ mimo swej ogromnej urody w rzeczywistości, prezenty te okazały się nie do końca fotogeniczne ;).

Dziękuję moim wszystkim Aniołkom! To były cudowne Święta, nie tylko ze względu na prezenty, ale przede wszystkim ze względu na wszystkie pozostałe ich aspekty... :)

19 grudnia 2013

Akademia Zmysłów L'Occitane - Lawenda [grudzień]

Z lawendą chyba jest tak, że albo się ją kocha, albo nienawidzi. Ja może nie nienawidzę, aczkolwiek podchodzę do niej jak pies do jeża. Doceniam jej uspokajające właściwości i relaksujący aromat, jednak nie odpowiada mi on w 100%. Lawendy nie można pomylić z niczym innym i chyba właśnie ta jej "dosłowność" mi w niej przeszkadzała. Jednak dzięki zestawowi od L'Occitane, oswoiłam się z zapachem lawendy i nawet go polubiłam... :)


Kiedy tylko otworzyłam grudniowe pudełko, uderzył mnie aromat lawendy. Kiedy odchyliłam żółty papier, zobaczyłam uroczy woreczek z suszkami lawendy, jej dwie gałązki oraz gwoździe programu - mydło w płynie w bardzo eleganckiej odsłonie wizualnej i mały żel antybakteryjny do rąk. Poszłam pochwalić się tym cudnym pudełkiem Mamie, której zaświeciły się oczy i z lekkim fochem stwierdziła, że powinnam była dać jej ten zestaw pod choinkę... chyba jestem złą córką :P. Mamie podarowałam woreczek z ususzoną lawendą, aby rozsiewał zapach w jej szafie :).


Mydło ma bardzo estetyczne opakowanie. Mimo, że w mojej łazience stoi całkiem ładny, szklany dozownik mydła z Ikei, z chęcią zastąpię go na jakiś czas opakowaniem L'Occitane. Mydła użyłam na razie jedynie w celach testowych, bowiem chcę je sobie zostawić na okres stricte świąteczny, a więc pójdzie w ruch na dobre za kilka dni :). Na plus z pewnością jest także jego pojemność - to aż pół litra!


 Antybakteryjny żel do rąk jednak od razu trafił do torebki i używam go, kiedy tylko jestem poza domem - na uczelni, czy po podróży w środkach komunikacji miejskiej. Żel ma nieco grudkowatą(?) formułę, jest dość gęsty, co dla mnie stanowi plus, bo nie przelewa się przez palce i z opakowania nie wydostanie się przypadkowo pół tubki. Spełnia swoje funkcje - bardzo dobrze odświeża ręce i usuwa bakterie (wierzę na słowo :D), przy okazji rozsiewając bardzo intensywny zapach lawendy. To ostatnie to równocześnie plus i minus - zapach jest piękny, nieco odświeżający, ale naprawdę intensywny i dłuuugo utrzymuje się na dłoniach.


Prowansja, czyli niejako źródło marki L'Occitane, bardzo kojarzy się z lawendą i stanowi ona symbol tego regionu. Nie wiedziałam nawet, że jest nazywana "błękitnym złotem" :). Od bardzo dawna znane są dobroczynne właściwości tego kwiatu, który w przeszłości służył m.in "odstraszaniu" chorób czy insektów. Lawenda często wykorzystywana jest w farmacji, perfumiarstwie czy aromaterapii. Lawenda równocześnie uspokaja, jak i pobudza, działa kojąco na nasz umysł - zestresowanemu pomaga się zrelaksować, zmęczonemu - pobudzić. Inhalacje pomagają w walce z przeziębieniem, kaszlem czy katarem, kąpiele z dodatkiem olejku pomagają przy reumatyzmie, lawenda koi też podrażnioną skórę, ma działanie dezynfekujące. Ponoć przynosi także szczęście! Naprawdę magiczna roślina... ;)


Grudniowe pudełko od L'Occitane znowu zachwyciło mnie stroną wizualną. Czerwone, listopadowe, leży sobie obok grudniowego - granatowego - i pilnują wszelkich drobiazgów, spoczywając na szerokim parapecie mojego salonu.

14 grudnia 2013

Perfumy szukają nowego domu! - Escada Magnetism & Beyonce Pulse

Perfumy to chyba najbardziej indywidualna kwestia pośród wszystkich możliwych około-kosmetycznych spraw. Rok temu spędziłam dobry miesiąc na szukaniu zapachu idealnego, a kiedy ostatecznie stanęłam przed półką perfum i tak wybrałam spontanicznie coś innego, niż dotychczas rozważane zapachy... w tamtej chwili to było "wow", myślałam, że to totalnie moje zapachy i przez pierwsze kilka psiknięć było idealnie. Ale mój Narzeczony tych perfum nie polubił a i mnie samej po pewnym czasie przestały odpowiadać. Powracam więc do szukania zapachu idealnego, a tymczasem moje dwa nie do końca trafione zakupy, oddaję w świat. Zapachy nadal szalenie mi się podobają, ale nie na mnie... :(


Mam nadzieję, że perfumy trafią do którejś z Was i sprawią dużo radości w noszeniu :). Wszystkie zainteresowane zapraszam do kontaktu mailowego: kotwkosmetyczce@gmail.com. Dopuszczam negocjację cen ;)

Escada Magnetism, 75ml, Eau de Parfum - zużycie widoczne na zdjęciu - 110zł z wysyłką

 Beyonce Pulse, 30ml, Eau de Parfum - zużycie widoczne na zdjęciu - 40zł z wysyłką

Komplet: 135zł z wysyłką

Może zrobicie sobie prezent pod choinkę? :)

10 grudnia 2013

NOTD: Wibo - nude ze złocistym pyłkiem

Dzisiaj szybki wpis, prezentujący Wam mój pierwszy lakier nude (od czasu jego zakupu kolekcja nieco się powiększyła ;) ). Niestety numerek starł się z naklejki, ale jest na swój sposób niepowtarzalny i na pewno bez problemu rozpoznacie go w szafach Wibo, lakier pochodzi z serii Express Growth i jest to ciepły, beżowy nude z mnóstwem złocistego pyłku.


Lakier, jak to na Wibo przystało, kosztował jakieś śmieszne pieniądze, a spisuje się u mnie bardzo dobrze. Konsystencja jest niemal idealna, pełne krycie uzyskuję przy dwóch warstwach. Ze względu na swój ciepły odcień, lakier może nie pasować każdej karnacji, ale wydaje mi się, że znaczącej większości będzie odpowiadał :). Ja osobiście bardzo go lubię, złoty pyłek dodaje mu niesamowitego uroku.


Lakier nadaje się zarówno na co dzień, jak i na nieco bardziej odświętne okazje - wg mnie złoto to zdecydowanie świąteczny kolor, a więc lakier będzie dobrym wyborem np. na Wigilijną kolację (choć ja postawię pewnie na klasyczną czerwień :)). 



6 grudnia 2013

Około-mikołajkowe zdobycze :) Czyli dużo dobroci nie tylko kosmetycznych!

Jestem już dużą i chyba nie zawsze grzeczną dziewczynką, dlatego rano pod poduszką nie znalazłam żadnego podarku... jednak wszystko wynagrodził mi Rossmannowy Święty Mikołaj, ponieważ dzięki niemu kurier dostarczył mi dzisiaj cudną paczkę! Poza tym oczywiście w poniedziałek skorzystałam z Dnia Darmowej Dostawy i ogólnie ostatnie dni sprzyjały zakupom, więc dziś post o moich nowych, około-mikołajkowych nabytkach :). Będzie chronologicznie:


Pierwsze zamówienie złożyłam w zeszły weekend w księgarni Wydawnictwa Znak, korzystając z ich promocji i kodu rabatowego uprawniającego do zakupu książek aż 50% taniej! W dodatku wysyłka do Paczkomatów była za darmo, więc już w ogóle cudnie :) Kupiłam książkę, na którą polowałam od dawna - Kuchnię Filmową Pauliny Wnuk, czyli książkową wersję bloga From Movie To The Kitchen, który uwielbiam i polecam :).


Drugą zamówioną książką było Pyszne 25 Ani Starmach, która jest m.in. jurorką w MasterChefie. Czytałam o tej książce bardzo mieszane opinie, ale ja osobiście jestem oczarowana! Książka ma bardzo fajny spis treści i świetne, proste przepisy! Największym ich atutem jest szybkość wykonania i to, że niemal 99% z proponowanych składników to rzeczy, które zawsze mamy w domu lub kupimy w każdym ze sklepów. Osobiście nie cierpię ganiać po sklepach w poszukiwaniu jakiegoś wyjątkowego składnika czy wydawania na posiłki niebotycznych kwot. Szybko, tanio, prosto i smacznie - czyli tak, jak najczęściej chcemy gotować i jeść ;). PS: Książki odebrałam we wtorek wieczorem, o 22 gotowałam już krem krówkowo-bananowy! Wyszedł pysznie!


Podczas DDD zamówiłam kilka drobiazgów w Aptece Gemini, którą polecała Bella. Wzięłam parafinowy peeling do dłoni z Ziaji Pro (który z kolei polecała chyba Innoooka), bo uuuwielbiam peelingi do dłoni, a ten jest ponoć świetny (12,59zł). Do tego tani, ale skuteczny i ciężko dostępny stacjonarnie krem do rąk Anidy (4,09zł) oraz tonik Fitomedu (8,99zł), który zbiera bardzo pozytywne opinie na Wizażu.


W sklepie Goodies zrobiłam zapas zimowo-świątecznych wosków Yankee Candle. Jak widać na zdjęciu, wybrałam typowo sezonowe zapachy: Salted Carmel (najbardziej specyficzny, niby fajny, ale dziwny, już go palę :D), Christmas Cookie, Snow In Love, Christmas Eve, Christmas Memories i Spiced Orange. Woski kosztowały 6zł, a dwa z nich były na promocji po 4,50zł. Chciałam kupić zdecydowanie więcej (początkowe zamówienie było na ok. 100zł :D), ale się opamiętałam :D. Żałuję tylko, że tuż sprzed nosa wysprzedano mi Season Of Peace :(.


Jakiś czas temu z koleżankami robiłam zbiorowe zamówienie z Biochemii Urody, pierwsze w mojej historii ;). Ostatnio w ogóle bardziej ciągnie mnie do pielęgnacji, niż kolorówki, choć nigdy nie sądziłam, że to nastąpi :D. Kupiłam: 50g masła shea, peeling perłowy drobnoziarnisty, pomarańczowy olejek myjący do twarzy oraz dwie ściereczki do mycia twarzy.


Na sam koniec mój niemal "właściwy" prezent mikołajkowy, bo cudowna paczka od Rossmanna! Na zdjęciu brakuje gwoździa programu - cudownego, mięciutkiego szlafroczka, który w zasadzie od razu powędrował do prania, bo chcę go jak najszybciej zacząć nosić :D. Ten "prezent" zaskoczył mnie totalnie :) Jego kawałek uwieczniłam jedynie na Instagramie ;). Poza tym, w ogromnym, czerwonym okrągłym pudełku znalazłam: 
  • Isana Med Urea - żel pod prysznic
  • Isana Med Urea - emulsja do ciała
  • Isana Med Urea - krem do rąk (uwielbiam ich krem z mocznikiem, recenzowałam go tutaj)
  • Isana - krem do ciała owoc granatu i figa do skóry suchej (od dawna chciałam go kupić, ale ciągle mi było żal, bo miałam spore zapasy mazideł w domu)
  • Isana - kremowy żel pod prysznic masło shea i owoc pasji - cudowny zapach!
  • Isana - szampon do włosów brązowych
  • Isana - płukanka do włosów brązowych 
  • czekoladę z miodem, migdałami i nugatem :)

A Wy byłyście grzeczne? :D Co przyniósł Wam Święty Mikołaj i co zamówiłyście podczas Dnia Darmowej Dostawy? :)

PS: Zdjęcia robiłam dzisiaj, a każdy z nas wie, jakie warunki panują za oknem... jestem zaskoczona, że na w ogóle coś na nich widać :D