Z "małym" poślizgiem czasowym, ale są - moje ulubione kosmetyki roku 2013. Wybrałam po 1-2 ulubieńców z każdej kategorii, choć z niektórymi miałam problem. Zastanawiałam się nad umieszczeniem tutaj też ulubionych pędzli, ale stwierdziłam, że lepiej będzie mi po prostu napisać cały osobny post na ich temat :). Co ciekawe, o ile dobrze pamiętam, każdego z tych produktów użyłam po raz pierwszy właśnie w roku 2013.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krem do twarzy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krem do twarzy. Pokaż wszystkie posty
2 lutego 2014
2 sierpnia 2013
(Duuuże) Denko 2/2013
Poprzednie denko pojawiło się na blogu w maju, a więc jak łatwo się domyślić, to denko będzie duuuże... jakoś tak ciągle czegoś miałam resztkę, którą chciałam dorzucić do tego posta i tak czekałam i czekałam... efekty poniżej ;).
O dziwo, uzbierało się sporo kolorówki, a jeszcze kilka produktów mam na wykończeniu...
- Lakier do paznokci Oriflame - perłowy beż, kupiła go moja mama i w sumie chyba od dwóch lat nie malowałam nim paznokci (ona też nie), więc powędrował do kosza. Był niezły, ale kolor nie ten.
- Lakier do paznokci Golden Rose Graffiti - fioletowy pękacz, był ze mną dość długo, ale teraz już zrobił się z niego wielki glut i przestał pękać...
- Sally Hansen Dries Instantly - mój pierwszy przyspieszający wysychanie topcoat. Był genialny, bardzo go polubiłam, ale chyba przestali go sprzedawać... przynajmniej jakiś czas temu nie mogłam go nigdzie znaleźć. Teraz przerzuciłam się na Seche Vite, który uwielbiam jeszcze bardziej!
- Szminka Lasting Finish Rimmel 170 Alarm - czysta czerwień, ale ja niestety niezbyt dobrze czuję się nosząc taki kolor na ustach. Długo leżała, więc w końcu ją wyrzuciłam.
- Szminka Carlo di Roma - kupiła ją gdzieś moja siostra, kolor był fantastyczny, ale jednak zdecydowanie za długo przeleżała bez używania - chyba dawno minął jej termin ważności.
- Catrice korektor Re-Touch Light-Reflecting Concelaer - był naprawdę świetny, miałam napisać jego recenzję, ale... nie zdążyłam. Skończył mi się w okamgnieniu, mimo, że używałam go tylko pod oczy w małych ilościach. Jego słaba wydajność spowodowała, że nie kupiłam ponownie...
- Lakier do paznokci Lemax - kupiony przez siostrę, rozwarstwił się, poza tym kolor w ogóle nie "mój"...
- Lakier Essence z LE Ballerina Backstage - z wymianki, nosiłam kilka razy, jednak to nie mój odcień, a sam lakier jest dość stary... wywalam.
- Nail Tek Foundation II - świetna odżywka i świetna baza, bardzo polubiłam i pewnie nieraz do niej wrócę, na razie jednak daję paznokciom odpocząć od formaldehydu.
- AA Help Krem-żel do mycia twarzy - ulubieniec, to moja kolejna zdenkowana tubka, więcej tutaj.
- Decubal Eye Cream - bardzo dobry i wydajny krem, zdecydowanie się polubiliśmy, więcej tutaj.
- Avon Planet Spa krem do stóp z kwasami aha - bardzo dobry krem do stóp, recenzja chyba się niedługo pojawi :).
- Decubal Face Cream - kolejny bardzo dobry produkt od Decubal, recenzja tutaj.
- L'Occitane krem do twarzy Immortelle - zapowiadał się całkiem nieźle, ale cena pełnowymiarowego opakowania powala, więcej tutaj.
- Isana mydło w płynie Sensitiv - mydło jak mydło, całkiem fajne w dobrej cenie, nie przesuszało dłoni :).
- Nivea żel pod prysznic water lily & oil - ładnie pachniał, był wydajny, dobrze się pienił, nie przesuszał czyli wszystko, co lubię.
- L'Ocitanne żel pod prysznic Verbena - to samo, co odnośnie żelu Nivea. Zapach bardzo oryginalny i ładny. Więcej tutaj.
- Joanna Naturia truskawkowy peeling myjący - wygrałam w którymś rozdaniu, przyjemniaczek, fajnie pachniał, ale jak dla mnie za mało zdzierał ;).
- Płyn do higieny intymnej Lactacyd hydro-balance - mój pierwszy Lactacyd i kompletnie nie trafiony, zużyłam, bo żal mi było wyrzucić. Mył, ale przy tym powodował lekkie pieczenie... boję się teraz wypróbować klasyczną wersję.
- Szamon do włosów babydream - wielofunkcyjny ulubieniec. Myłam nim pędzle i używałam do zmywania olejów z włosów. Więcej nie będę pisać, bo chyba każda z nas go zna :).
- Odżywka do włosów Nivea Long Repair - hit, hit, hit! Żadna inna odżywka jej póki co u mnie nie zdetronizowała. Recenzja tutaj.
- Szampon do włosów Joanna Argan Oil - szampon jak szampon, niezły, ale szału nie robił. Recenzja tutaj.
- Odżywka do włosów Joanna Argan Oil - mooocno przeciętna, a nawet mniej, ja się z nią nie polubiłam i nie kupię ponownie. Więcej tutaj.
- Płyn do soczewek Bausch + Lomb Bio True - w sumie nie kosmetyk, ale jakoś się przyplątał. Płyn jak płyn, ja między nimi nie widzę żadnej różnicy :D.
- Pasta do zębów Aquafresh - w zasadzie to zużyliśmy chyba 2 tubki. Pokazuję, bo wyjątkowo lubię pasty Aquafresh, a szczególnie w tym opakowaniu! W Polsce chyba nie jest dostępne, ja kupuję tą pastę na stoiskach z niemiecką chemią. Właściwie baaardzo rzadko kupuję jakąkolwiek inną.
- Zmywacz do paznokci Isana - absolutny ulubieniec, nie kupuję innych zmywaczy! Chyba muszę napisać jego recenzję :).
- Dezodorant Nivea Fresh Natural - niezły, dosyć lubię kulki Nivei, ale niestety, upałom nie dał rady. Wrócę do niego jesienią, na razie potrzebuję czegoś "mocniejszego" (używam Rexony w sprayu i jest b. dobra!)
Uff, to już wszystko :). Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Następnym razem postaram się wrzucać ciut mniejsze denka. Już teraz mam minimum 3 kosmetyki na wykończeniu, więc kolejny taki post może będzie już za miesiąc?
Etykiety:
AA,
Decubal,
Essence,
Joanna,
krem do twarzy,
krem pod oczy,
lakier do paznokci,
Nail Tek,
Nivea,
odżywka do paznokci,
odżywka do włosów,
projekt denko,
Rimmel,
szampon do włosów,
szminka,
żel do twarzy
11 maja 2013
Denko 1/2013
To pierwsze denko, odkąd zamieszkałam samodzielnie z Narzeczonym, a więc cała zawartość łazienki i toaletki jest nasza i tylko nasza ;). Mama i Siostra nie podkradają już kosmetyków, nie wyrzucają też pustych opakowań i cały projekt denko jest dla mnie jakiś klarowniejszy. Sporo kosmetyków też Mamie czy Siostrze oddaję np. takie, które zużyłam w połowie, ale jednak mi nie odpowiadają, albo po prostu mi się znudziły.
W chwili obecnej mam jednak całą masę otwartych produktów, np. żeli pod prysznic czy balsamów do ciała i jeszcze drugie tyle czekające w kolejce, więc denkowanie idzie mi dość wolno ;). Poza tym zauważyłam, jednak znaczną oszczędność - dawniej żel pod prysznic czy szampon zużywałyśmy w domu czasem i w tydzień, obecnie dla mnie samej to kwestia dosłownie miesięcy, mimo, że używam ich dość obficie i często.
Ale do rzeczy! Rzeczy z poniższego zdjęcia to denko mniej-więcej z okresu luty-teraz. Kilka opakowań umknęło mojej uwadze i automatycznie wyrzuciłam je do kosza - dezodorant, jeszcze jeden płyn do płukania ust itp. O kilku pewnie zapomniałam i dodam je przy następnym denku - jak np. opakowania miniaturek L'Occitane. Znaczna większość jednak załapała się do zdjęcia ;).
- Dezodorant Lady Speed Stick, Invisible, gel - od jakiegoś czasu używałam głównie dezodorantów z tej serii. Na chłodniejszy okres były w sam raz, ładnie pachniały i wystarczały mi na długo. Najbardziej lubię w nich formułę żelu i łatwość aplikacji. Teraz poszukuję ideału na lato.
- Anida, Milk cream, krem do rąk i paznokci - bardzo dobry krem, recenzja była tutaj.
- Isana, Krem do ciała sheabutter&kakao - kolejny hit, uuuwielbiam ten zapach. Czuję, że kiedyś do niego wrócę. Recenzja była tutaj.
- Listerine Coolmint, ochronny płyn do płukania jamy ustnej - zużyliśmy już kilka butelek, szczerze - nie przetestowaliśmy wielu innych wersji, bo ta nam naprawdę odpowiada. Uwielbiam ten płyn i nie zamienię firmy Listerine na żadną inną. Niestety nie używam go przy każdym myciu zębów, najczęściej co drugi dzień wieczorem. Kupuję zawsze na promocji w Super-Pharmie.
- Essence, Ballerina Backstage, róż - moje drugie opakowanie, bardzo go lubiłam i żałuję, że róże dostępne na stałe nie mają tej formuły, tylko są bublami... Chyba poszukam jego następcy w Inglocie, choć na razie i tak przerzuciłam się na róże prasowane.
- CleanHands, Antybakteryjny żel do rąk - niezbędnik do torebki, nie wyobrażam sobie dłuższego wyjścia poza dom bez tego typu żelu.
- L'Oreal, Triple Active Dzień, Ochronny krem nawilżający - kupiłam na promocji w Super-Pharmie za ok. 10zł. Był w porządku, ale bez szału, wydaje mi się, że producent bardziej przyłożył się do strony wizualno-zapachowej niż do samego działania.
- Nivea, Odżywka odbudowująca long repair - do tej pory ulubiona, recenzja tutaj.
- Garnier, Intensywna pielęgnacja bardzo suchej skóry, regenerujący krem do rąk - używałam go gdy jeszcze królowała u nas zima i spisał się bardzo dobrze. Właściwie wszystko mi się w nim podobało, od opakowania, poprzez konsystencję, aż po działanie. Chyba mam jeszcze jego zdjęcia na dysku, więc być może pojawi się recenzja ;).
- Marion, NaturaSilk, jedwabna kuracja - czyli po prostu jedwab do włosów. Używałam do ochrony końcówek, spisywał się bardzo dobrze.
- L'Occitane, Krem do rąk z masłem shea - recenzja miniaturek pojawiła się tutaj.
- AA Help, Cera atopowa, krem-żel do mycia twarzy - muszę zrobić jego recenzję, to mój ideał do mycia twarzy - dzięki niemu uwolniłam się od okropnego uczulenia powiek, nie musząc rezygnować z porządnie myjących produktów do twarzy.
- Essence, I <3 Extreme, tusz do rzęs - dla wielu hit, dla mnie raczej kit, choć pokładałam w tym tuszu duże nadzieje. Kiedyś uwielbiałam duże szczoteczki, teraz jednak wolę mniejsze. Tusz mimo wszelkich starań pozostawiał u mnie grudki i szybko się osypywał. No i zawsze się nim upaćkałam, a efektu wow i tak zbyt dużego nie było...
Etykiety:
AA,
dezodorant,
Essence,
Isana,
jedwab do włosów,
krem do ciała,
krem do rąk,
krem do twarzy,
L'Oreal,
Marion,
Nivea,
odżywka do włosów,
projekt denko,
róż do policzków,
tusz do rzęs,
żel do twarzy
19 kwietnia 2013
Mini-recenzje mini-produktów...
...i wszystko jasne ;). Na temat słynnej współpracy z firmą L'Occitane zostało powiedziane już chyba wszystko. Ja również odczułam może nie tyle niesmak, ale raczej rozczarowanie - wolałabym naprawdę dostać jedną pełnowymiarową tubkę kremu do rąk, niż 5 miniaturek, każda (może poza mydełkiem i perfumami) na kilka użyć... Musiałam się mocno pilnować, żeby nie zużyć kosmetyków, zanim znajdę czas, żeby zrobić im zdjęcia :P.
Tyle słowem wstępu, mimo wszystko z zainteresowaniem "testowałam", a raczej "wypróbowałam" kosmetyki L'Occitane i poniżej kilka moich uwag na ich temat:
Najbardziej ciekawa byłam chyba kultowego już kremu do rąk z masłem shea. Wielkość tego produktu rozwaliła mnie najbardziej, bo wystarcza na ok. 4-5 aplikacji, no ale... mogłam się przynajmniej obejść smakiem ;). Krem ma gęstą konsystencję, która przy rozprowadzaniu bardzo fajnie otula dłonie. Ręce po zastosowaniu kremu są mięciutkie i nawilżone. Z racji na wielkość próbki, używałam go tylko na noc, więc ciężko ocenić mi, jak długo taki efekt się utrzymuje (np. czy znika po umyciu rąk). Zapach też przypadł mi bardzo do gustu, jest lekko wyczuwalny i kremowy.
Krem do twarzy Immortelle zauroczył mnie nieco rozmiarem słoiczka i samą stroną estetyczną. Nazwa sugeruje, że krem zapewni nam "nieśmiertelność", co mnie mocno rozbawiło, co za odwaga w nazewnictwie! ;) Jest to krem na noc, z tego co się orientuję, przeciwzmarszczkowy. Zmarszczek na szczęście póki co nie mam, ale krem bardzo fajnie nawilża, jest mocno odżywczy i w sumie się z nim polubiłam. Minusem jak dla mnie jest zapach - jakiś taki... bardzo ziołowy, mnie się kojarzy z pietruszką(sic!), Narzeczonemu z syropem na kaszel. Dodatkowy minus to wydłubywanie go z tego mini słoiczka - 50% kremu ląduje pod paznokciami. Krem mnie zaintrygował i chętnie dałabym mu szansę, gdy moja skóra będzie już "dojrzała" (oby to szybko nie nadeszło :D).
W żelu pod prysznic Verbena zauroczył mnie zapach. Przed otwarciem go nie miałam pojęcia, jak pachnie werbena, ale spodobało mi się! Zapach jest lekki, nieco orzeźwiający, ale nie jest to takie typowe "cytrusowe orzeźwienie". Lubię używać go po treningu, bo cudownie odświeża. Niestety, jak na moje gusta jest mało wydajny - na gąbkę muszę nałożyć go dość sporo (50ml wystarczy mi na ok. 6 myć? Na razie mam za sobą 3 użycia, a pół buteleczki prawie nie ma...), a nawet mimo tej ilości żel dość słabo się pieni, czego nie lubię. Jednak za zapach ma u mnie duuuży plus. Wydaje mi się też, że nie wysusza zbyt mocno, ale nawilżenia też nie odczułam.
Mydełko z masłem shea za to mnie rozczarowało. Muszę zacząć od tego, że w ogóle jestem "dzieckiem mydła w płynie" i odkąd pamiętam u nas w domu używało się raczej mydła w płynie. Mydła w kostkach nawet lubię, gdyby nie to, że mydelniczka i jej okolica po 2 myciach rąk wygląda jak pobojowisko i bardzo ciężko uniknąć rozmiękczenia mydła. Ale nie o tym miało być. Cóż, mydełko L'Occitane ma naturalny skład i masło shea, więc wydaje się bardzo obiecujące - jednak podczas mycia rąk nie widzę żadnej różnicy pomiędzy tym mydełkiem a zwykłym Arko czy innym. Z "kostkowych" to już chyba wolę mydło Dove. Mydełko L'Occitane lekko się pieni, dobrze myje, ale skóry nie odżywia czy nawilża - i tak po umyciu ręce proszą się o krem do rąk. Zapach na dłoniach utrzymuje się dość długo, niestety - kostka niby pachnie ładnie i kremowo, ale po umyciu rąk zostawia zapach typowego... mydła. Próbowałam nawet wykrzesać coś więcej z tego mydła i użyć go do twarzy - skończyło się to wielką klapą, nie polecam :P. Jedyny plus jest taki, że właściwie nie piekło w oczy - może jedynie odrobinkę.
Na sam koniec zostawiłam smaczek, jakim jest miniaturka perfum Pivoine Flora, czyli Peonia. Uwielbiam piwonie, to chyba mój ulubiony kwiat, a na pewno jeden z ulubionych. Zapach perfum jest kwiatowy, dość intensywny i długo utrzymuje się na skórze. Mnie osobiście przypadł do gustu, ale nie będą to też moje ulubione perfumy - pachną ślicznie, ale tak... jednoznacznie, mam nadzieję, że rozumiecie ;). Po prostu poza kwiatem piwonii (a może to mieszanka jakichś kwiatów?) ciężko wyłapać mi jakiekolwiek inne nuty zapachowe, zapach raczej się nie "rozwija" - od chwili po nałożeniu, do ostatniego wyczuwalnego momentu pachnie dla mnie tak samo.
Tyle słowem wstępu, mimo wszystko z zainteresowaniem "testowałam", a raczej "wypróbowałam" kosmetyki L'Occitane i poniżej kilka moich uwag na ich temat:
Najbardziej ciekawa byłam chyba kultowego już kremu do rąk z masłem shea. Wielkość tego produktu rozwaliła mnie najbardziej, bo wystarcza na ok. 4-5 aplikacji, no ale... mogłam się przynajmniej obejść smakiem ;). Krem ma gęstą konsystencję, która przy rozprowadzaniu bardzo fajnie otula dłonie. Ręce po zastosowaniu kremu są mięciutkie i nawilżone. Z racji na wielkość próbki, używałam go tylko na noc, więc ciężko ocenić mi, jak długo taki efekt się utrzymuje (np. czy znika po umyciu rąk). Zapach też przypadł mi bardzo do gustu, jest lekko wyczuwalny i kremowy.
Krem do twarzy Immortelle zauroczył mnie nieco rozmiarem słoiczka i samą stroną estetyczną. Nazwa sugeruje, że krem zapewni nam "nieśmiertelność", co mnie mocno rozbawiło, co za odwaga w nazewnictwie! ;) Jest to krem na noc, z tego co się orientuję, przeciwzmarszczkowy. Zmarszczek na szczęście póki co nie mam, ale krem bardzo fajnie nawilża, jest mocno odżywczy i w sumie się z nim polubiłam. Minusem jak dla mnie jest zapach - jakiś taki... bardzo ziołowy, mnie się kojarzy z pietruszką(sic!), Narzeczonemu z syropem na kaszel. Dodatkowy minus to wydłubywanie go z tego mini słoiczka - 50% kremu ląduje pod paznokciami. Krem mnie zaintrygował i chętnie dałabym mu szansę, gdy moja skóra będzie już "dojrzała" (oby to szybko nie nadeszło :D).
W żelu pod prysznic Verbena zauroczył mnie zapach. Przed otwarciem go nie miałam pojęcia, jak pachnie werbena, ale spodobało mi się! Zapach jest lekki, nieco orzeźwiający, ale nie jest to takie typowe "cytrusowe orzeźwienie". Lubię używać go po treningu, bo cudownie odświeża. Niestety, jak na moje gusta jest mało wydajny - na gąbkę muszę nałożyć go dość sporo (50ml wystarczy mi na ok. 6 myć? Na razie mam za sobą 3 użycia, a pół buteleczki prawie nie ma...), a nawet mimo tej ilości żel dość słabo się pieni, czego nie lubię. Jednak za zapach ma u mnie duuuży plus. Wydaje mi się też, że nie wysusza zbyt mocno, ale nawilżenia też nie odczułam.
Mydełko z masłem shea za to mnie rozczarowało. Muszę zacząć od tego, że w ogóle jestem "dzieckiem mydła w płynie" i odkąd pamiętam u nas w domu używało się raczej mydła w płynie. Mydła w kostkach nawet lubię, gdyby nie to, że mydelniczka i jej okolica po 2 myciach rąk wygląda jak pobojowisko i bardzo ciężko uniknąć rozmiękczenia mydła. Ale nie o tym miało być. Cóż, mydełko L'Occitane ma naturalny skład i masło shea, więc wydaje się bardzo obiecujące - jednak podczas mycia rąk nie widzę żadnej różnicy pomiędzy tym mydełkiem a zwykłym Arko czy innym. Z "kostkowych" to już chyba wolę mydło Dove. Mydełko L'Occitane lekko się pieni, dobrze myje, ale skóry nie odżywia czy nawilża - i tak po umyciu ręce proszą się o krem do rąk. Zapach na dłoniach utrzymuje się dość długo, niestety - kostka niby pachnie ładnie i kremowo, ale po umyciu rąk zostawia zapach typowego... mydła. Próbowałam nawet wykrzesać coś więcej z tego mydła i użyć go do twarzy - skończyło się to wielką klapą, nie polecam :P. Jedyny plus jest taki, że właściwie nie piekło w oczy - może jedynie odrobinkę.
Na sam koniec zostawiłam smaczek, jakim jest miniaturka perfum Pivoine Flora, czyli Peonia. Uwielbiam piwonie, to chyba mój ulubiony kwiat, a na pewno jeden z ulubionych. Zapach perfum jest kwiatowy, dość intensywny i długo utrzymuje się na skórze. Mnie osobiście przypadł do gustu, ale nie będą to też moje ulubione perfumy - pachną ślicznie, ale tak... jednoznacznie, mam nadzieję, że rozumiecie ;). Po prostu poza kwiatem piwonii (a może to mieszanka jakichś kwiatów?) ciężko wyłapać mi jakiekolwiek inne nuty zapachowe, zapach raczej się nie "rozwija" - od chwili po nałożeniu, do ostatniego wyczuwalnego momentu pachnie dla mnie tak samo.
31 marca 2013
Decubal cz. I - produkty do twarzy: krem pod oczy, krem do twarzy i balsam do ust
Wiem, że pewnie niektóre z Was mają już dość recenzji produktów Decubal, ale teraz przyszła moja kolej na dorzucenie kilku groszy do krążących dotychczas opinii :).
Recenzji będzie kilka, postanowiłam opisać kosmetyki pewnymi kategoriami - pielęgnacja twarzy, ciała, dłoni etc., choć niektóre kosmetyki oczywiście mają zastosowanie i do ciała, i do twarzy (lub inne kombinacje). Poza tym - kosmetyki tak pozytywnie mnie zaskoczyły, że pisanie tych recenzji z pewnością nie jest przykrym obowiązkiem, a pewną "misją" szerzenia wiadomości o dobrych kosmetykach, do której podchodzę z entuzjazmem ;).
Na pierwszy rzut wybrałam kosmetyki do pielęgnacji twarzy, bo te chyba polubiłam najbardziej.
Chyba moim największym faworytem z całej decubalowej grupki jest maleństwo, jakim jest regenerujący i ujędrniający krem pod oczy, czyli Decubal Eye Cream. Jestem niemal pewna, że sięgnę po ten kosmetyk ponownie, kiedy wykończę obecne opakowanie.
Pierwszym plusem, jaki zauważyłam tuż po wyciągnięciu kremu z kartonika, jest opakowanie. Zawiera 15ml produktu - czyli standardową pojemność jak na krem pod oczy. Opakowanie jest bardzo estetyczne i solidne, co najlepsze - z pompką. Jak dla mnie ideał :).
Sam krem ma bardzo lekką konsystencję, jest jak mgiełka - odrobina wystarczy, by pokryć nim skórę wokół oczu (krem stosuję nie tylko pod oczy, ale też na powieki). Jednak mimo lekkiej formuły, krem po nałożeniu na skórę wydaje się dość treściwy (ale nie ciężki czy tłusty) - wręcz czuję, jak odżywia skórę. Wg producenta jest bezzapachowy, jak dla mnie ma bardzo delikatny, nieokreślony zapach, ale jest on naprawdę prawie niewyczuwalny.
Jeśli chodzi o działanie, jestem bardzo zadowolona. Od kremu wymagam przede wszystkim nawilżenia skóry i z tego zadania Decubal wywiązuje się znakomicie. Ciężko mi ocenić efekt ujędrniający, bo na szczęście na razie nie mam z tym problemów ;). Co najważniejsze - krem naprawdę się wykazał, bo od października notorycznie męczył mnie problem z powiekami - mnóstwo produktów mnie podrażniało, oczy bywały totalnie spuchnięte (raz po nocy ledwo mogłam otworzyć powieki), skóra się bardzo łuszczyła, piekła... Decubal nie wywołał u mnie takich objawów - a wcześniej niemal KAŻDY kosmetyk do twarzy/oczu mnie skrajnie podrażniał. Odkąd stosuję ten krem pod oczy, problem zniknął. Uff!
Kolejnym świetnym produktem, jest odżywczy intensywnie nawilżający krem do twarzy - Decubal Face Cream. Kremów do twarzy używam namiętnie i nie wyobrażam sobie nie nałożyć takowego po wieczornym demakijażu (rano rzadko używam kremów, wiem, zło :P). Krem ma pojemność 50ml, a więc całkiem sporą, i zamknięty jest w ładnym, plastikowym - a więc lekkim - słoiczku z matowego, przeźroczystego plastiku z czerwoną zakrętką. Słoiczek ma dość duży otwór, więc łatwo można nabrać krem, bez obaw, że wejdzie nam pod paznokcie przy nabieraniu.
Na początku do kremu podchodziłam dość sceptycznie, bo nie przemówiła do mnie jego konsystencja. Ciężko mi ją opisać, ale nie jest to taki puszysty krem - że zanurzam palce i nabieram kupkę kremu, którą aplikuję na twarz. Krem ma dość zbitą formułę, taką "śliską" i nabieram go po prostu ślizgając palcami po powierzchni kosmetyku. Chyba pierwszy raz spotkałam się z taką formułą w przypadku kremu do twarzy, ale aplikacja przebiega bezproblemowo i krem bardzo ładnie rozprowadza się na twarzy i dość szybko wchłania.
Działanie również mogę ocenić jako bardzo dobre. Krem daje uczucie faktycznego odżywienia i nawilżenia - jednak w przypadku tego drugiego, nie jest to wg mnie taki efekt natychmiastowy, jednak przy dłuższym stosowaniu wyraźnie odczułam, że krem faktycznie nawilża skórę - właśnie tak, jak trzeba, czyli "dogłębnie", a nie powierzchniowo. Suche skórki u mnie właściwie całkowicie zniknęły, nie pojawiły się żadne podrażnienia, krem stosowałam czasami też na powieki i ich również nie podrażnił. Krem na 5+ :).
Aha, co do zapachu - wszystkie kosmetyki Decubal są z założenia bezzapachowe, jednak krem ma wyraźny zapach, którego nie jestem w stanie określić. Krem nie jest w żaden sposób perfumowany, jednak same składniki aktywne chyba mają swój specyficzny zapach, bo krem z pewnością pachnie i zapach utrzymuje się na twarzy jeszcze chwilę po aplikacji.
Ostatnim produktem, jaki chciałam Wam dzisiaj pokazać, jest balsam do ust i miejscowo zmienionej, popękanej i suchej skóry - Decubal Lips & Dry Spots Balm. Jego pojemność to 30ml, dostajemy go w malutkiej, ale dość solidnej, białej tubce - opakowanie ładne i odporne na tarmoszenie ;). "Minusem" jest fakt, że balsam nie ma specjalnie wyprofilowanego dziubka - aby zaaplikować go na usta, musimy wycisnąć odrobinę i nałożyć ją palcem.
Balsam ma bardzo gęstą, skoncentrowaną konsystencję - ciężko go wycisnąć z tubki, ale dzięki takiej formule jest bardzo wydajny. Nie wygląda zbyt zachęcająco - jest półprzeźroczysty i ma żółtawy kolor - wygląda jak jakaś apteczna maść, podobnie też pachnie/śmierdzi - znów z założenia mamy produkt bezzapachowy, który w praktyce ma dość mocny i w dodatku mało przyjemny zapach, jednak można się do niego przyzwyczaić, a jego działanie wynagradza małe męki dla nosa ;).
Balsam po nałożeniu na usta wygląda, jak lekki, przeźroczysty błyszczyk - usta są pokryte nieco błyszczącą warstwą produktu, jest to ładny i dość naturalny efekt. Z pewnością regeneruje i odżywia usta, pomaga na wszelkie pęknięcia i boleści. Jednak nie wiem, czy balsam przypadkiem nie "uzależnił" moich ust - przy regularnym stosowaniu, kiedy odstawiam balsam np. na jeden dzień, usta nagle pieką i są w dość tragicznym stanie - kiedy znów używam balsamu, wszystko wraca do normy. Kiedy całkiem odstawiłam ten balsam i przerzuciłam się na Niveę, problem zniknął... Balsam jednak i tak lubię i używać będę, ale dość sporadycznie - regeneruje naprawdę dobrze, ale chyba nie powinno się przesadzać z częstotliwością nakładania.
Produkt można też stosować na inne suche i popękane miejsca - dobrze odżywia skórki u paznokci, stosowałam go też na łokieć Narzeczonego, kiedy go sobie obtarł (w sumie, nie wiem, co mu się stało - chyba podrażniła mu się skóra od opierania łokci o blat, gdy miał na sobie dość grubo pleciony sweter) i skóra była dość przesuszona i podrażniona. Pomogło, choć nie zagoiło - ale tutaj po prostu potrzebna była profilaktyka w postaci mniej drażniących tkanin :P. Podsumowując - dla balsamu, podobnie, jak dla innych produktów - kolejne "tak"!
Wiem, że brzmi to podejrzanie, że wszystkie kosmetyki tak wychwalam. Ale co zrobić, skoro naprawdę tak pozytywnie mnie zaskoczyły? Mogę Was zapewnić, że to, iż kosmetyki dostałam w ramach współpracy, w żaden sposób nie wpłynęło na moją recenzję.
Recenzji będzie kilka, postanowiłam opisać kosmetyki pewnymi kategoriami - pielęgnacja twarzy, ciała, dłoni etc., choć niektóre kosmetyki oczywiście mają zastosowanie i do ciała, i do twarzy (lub inne kombinacje). Poza tym - kosmetyki tak pozytywnie mnie zaskoczyły, że pisanie tych recenzji z pewnością nie jest przykrym obowiązkiem, a pewną "misją" szerzenia wiadomości o dobrych kosmetykach, do której podchodzę z entuzjazmem ;).
Na pierwszy rzut wybrałam kosmetyki do pielęgnacji twarzy, bo te chyba polubiłam najbardziej.
Chyba moim największym faworytem z całej decubalowej grupki jest maleństwo, jakim jest regenerujący i ujędrniający krem pod oczy, czyli Decubal Eye Cream. Jestem niemal pewna, że sięgnę po ten kosmetyk ponownie, kiedy wykończę obecne opakowanie.
Pierwszym plusem, jaki zauważyłam tuż po wyciągnięciu kremu z kartonika, jest opakowanie. Zawiera 15ml produktu - czyli standardową pojemność jak na krem pod oczy. Opakowanie jest bardzo estetyczne i solidne, co najlepsze - z pompką. Jak dla mnie ideał :).
Sam krem ma bardzo lekką konsystencję, jest jak mgiełka - odrobina wystarczy, by pokryć nim skórę wokół oczu (krem stosuję nie tylko pod oczy, ale też na powieki). Jednak mimo lekkiej formuły, krem po nałożeniu na skórę wydaje się dość treściwy (ale nie ciężki czy tłusty) - wręcz czuję, jak odżywia skórę. Wg producenta jest bezzapachowy, jak dla mnie ma bardzo delikatny, nieokreślony zapach, ale jest on naprawdę prawie niewyczuwalny.
Jeśli chodzi o działanie, jestem bardzo zadowolona. Od kremu wymagam przede wszystkim nawilżenia skóry i z tego zadania Decubal wywiązuje się znakomicie. Ciężko mi ocenić efekt ujędrniający, bo na szczęście na razie nie mam z tym problemów ;). Co najważniejsze - krem naprawdę się wykazał, bo od października notorycznie męczył mnie problem z powiekami - mnóstwo produktów mnie podrażniało, oczy bywały totalnie spuchnięte (raz po nocy ledwo mogłam otworzyć powieki), skóra się bardzo łuszczyła, piekła... Decubal nie wywołał u mnie takich objawów - a wcześniej niemal KAŻDY kosmetyk do twarzy/oczu mnie skrajnie podrażniał. Odkąd stosuję ten krem pod oczy, problem zniknął. Uff!
Kolejnym świetnym produktem, jest odżywczy intensywnie nawilżający krem do twarzy - Decubal Face Cream. Kremów do twarzy używam namiętnie i nie wyobrażam sobie nie nałożyć takowego po wieczornym demakijażu (rano rzadko używam kremów, wiem, zło :P). Krem ma pojemność 50ml, a więc całkiem sporą, i zamknięty jest w ładnym, plastikowym - a więc lekkim - słoiczku z matowego, przeźroczystego plastiku z czerwoną zakrętką. Słoiczek ma dość duży otwór, więc łatwo można nabrać krem, bez obaw, że wejdzie nam pod paznokcie przy nabieraniu.
Na początku do kremu podchodziłam dość sceptycznie, bo nie przemówiła do mnie jego konsystencja. Ciężko mi ją opisać, ale nie jest to taki puszysty krem - że zanurzam palce i nabieram kupkę kremu, którą aplikuję na twarz. Krem ma dość zbitą formułę, taką "śliską" i nabieram go po prostu ślizgając palcami po powierzchni kosmetyku. Chyba pierwszy raz spotkałam się z taką formułą w przypadku kremu do twarzy, ale aplikacja przebiega bezproblemowo i krem bardzo ładnie rozprowadza się na twarzy i dość szybko wchłania.
Działanie również mogę ocenić jako bardzo dobre. Krem daje uczucie faktycznego odżywienia i nawilżenia - jednak w przypadku tego drugiego, nie jest to wg mnie taki efekt natychmiastowy, jednak przy dłuższym stosowaniu wyraźnie odczułam, że krem faktycznie nawilża skórę - właśnie tak, jak trzeba, czyli "dogłębnie", a nie powierzchniowo. Suche skórki u mnie właściwie całkowicie zniknęły, nie pojawiły się żadne podrażnienia, krem stosowałam czasami też na powieki i ich również nie podrażnił. Krem na 5+ :).
Aha, co do zapachu - wszystkie kosmetyki Decubal są z założenia bezzapachowe, jednak krem ma wyraźny zapach, którego nie jestem w stanie określić. Krem nie jest w żaden sposób perfumowany, jednak same składniki aktywne chyba mają swój specyficzny zapach, bo krem z pewnością pachnie i zapach utrzymuje się na twarzy jeszcze chwilę po aplikacji.
Ostatnim produktem, jaki chciałam Wam dzisiaj pokazać, jest balsam do ust i miejscowo zmienionej, popękanej i suchej skóry - Decubal Lips & Dry Spots Balm. Jego pojemność to 30ml, dostajemy go w malutkiej, ale dość solidnej, białej tubce - opakowanie ładne i odporne na tarmoszenie ;). "Minusem" jest fakt, że balsam nie ma specjalnie wyprofilowanego dziubka - aby zaaplikować go na usta, musimy wycisnąć odrobinę i nałożyć ją palcem.
Balsam ma bardzo gęstą, skoncentrowaną konsystencję - ciężko go wycisnąć z tubki, ale dzięki takiej formule jest bardzo wydajny. Nie wygląda zbyt zachęcająco - jest półprzeźroczysty i ma żółtawy kolor - wygląda jak jakaś apteczna maść, podobnie też pachnie/śmierdzi - znów z założenia mamy produkt bezzapachowy, który w praktyce ma dość mocny i w dodatku mało przyjemny zapach, jednak można się do niego przyzwyczaić, a jego działanie wynagradza małe męki dla nosa ;).
Balsam po nałożeniu na usta wygląda, jak lekki, przeźroczysty błyszczyk - usta są pokryte nieco błyszczącą warstwą produktu, jest to ładny i dość naturalny efekt. Z pewnością regeneruje i odżywia usta, pomaga na wszelkie pęknięcia i boleści. Jednak nie wiem, czy balsam przypadkiem nie "uzależnił" moich ust - przy regularnym stosowaniu, kiedy odstawiam balsam np. na jeden dzień, usta nagle pieką i są w dość tragicznym stanie - kiedy znów używam balsamu, wszystko wraca do normy. Kiedy całkiem odstawiłam ten balsam i przerzuciłam się na Niveę, problem zniknął... Balsam jednak i tak lubię i używać będę, ale dość sporadycznie - regeneruje naprawdę dobrze, ale chyba nie powinno się przesadzać z częstotliwością nakładania.
Produkt można też stosować na inne suche i popękane miejsca - dobrze odżywia skórki u paznokci, stosowałam go też na łokieć Narzeczonego, kiedy go sobie obtarł (w sumie, nie wiem, co mu się stało - chyba podrażniła mu się skóra od opierania łokci o blat, gdy miał na sobie dość grubo pleciony sweter) i skóra była dość przesuszona i podrażniona. Pomogło, choć nie zagoiło - ale tutaj po prostu potrzebna była profilaktyka w postaci mniej drażniących tkanin :P. Podsumowując - dla balsamu, podobnie, jak dla innych produktów - kolejne "tak"!
Wiem, że brzmi to podejrzanie, że wszystkie kosmetyki tak wychwalam. Ale co zrobić, skoro naprawdę tak pozytywnie mnie zaskoczyły? Mogę Was zapewnić, że to, iż kosmetyki dostałam w ramach współpracy, w żaden sposób nie wpłynęło na moją recenzję.
3 marca 2013
Parę nowych nabytków, czyli paaaczkiii :)
W ciągu ostatnich 2 tygodni przyszło do mnie kilka mniej lub bardziej wyczekiwanych paczek, a skoro dotarły już wszystkie, najwyższy czas pokazać je na blogu :). Przy okazji, jest to blogowy debiut nowego tła dla zdjęć - postanowiłam spróbować robić zdjęcia na parapecie w nowym mieszkaniu, taka mała odmiana dla bloga. Co prawda w edytowaniu te zdjęcia są ciut kapryśniejsze, bo jednak łatwiej dostosowywać niektóre parametry na białym tle, więc ostatecznie żałuję, że nie zrobiłam zdjęć standardowo na białym tle, no ale... ;)
Pierwsza paczka, to przesyłka od firmy Decubal, z którą również ja podjęłam współpracę. Moja cera ostatnio uparcie zmierzła w kierunku suchej i wrażliwej, więc ucieszyłam się na możliwość testowania tych dermokosmetyków. Paczka była naprawdę sporych rozmiarów i kilka kosmetyków odstąpiłam do testów Mamie, która też miewa problemy z przesuszoną skórą.
Druga paczka, to coś nie-kosmetycznego, czyli... Organizer Ślubny MyMission. Pewnie większość z Was zna dość popularny Notatnik Panny Młodej, do mnie on jednak jakoś nie do końca przemawiał. Na jakiejś stronie natrafiłam na konkurencyjny Organizer Ślubny, który zainteresował mnie nieco innym układem treści w porównaniu od NPM, i dzięki uprzejmości właścicieli firmy, mógł on trafić w moje ręce. Wiosną pewnie zacznę ślubne planowanie, więc organizer z pewnością mi się przyda i z chęcią napiszę o nim kilka słów na blogu :)
Następna paczka to walentynkowe zakupy na stronie Candle Room. Dzięki Jamapi dowiedziałam się o walentynkowej promocji - wysyłka powyżej 14zł za darmo, a jako że woski Yankee Candle kusiły mnie od dawna, postanowiłam w końcu skorzystać z oferty i kupić kilka do nowego mieszkania. Testowałam do tej pory dwa - lemon lavender i vanilla cupcake i obydwa bardzo mi się podobają, choć spodziewałam się ciut intensywniejszego zapachu, przynajmniej w kwestii waniliowej babeczki.
Ostatnie dwie paczki są zdominowane przez firmę Balea ;). Do tej pory nigdy nie miałam z ich kosmetykami do czynienia, poza jednym balsamem wygranym w rozdaniu, a słyszałam o nich wiele dobrego i znów kierowana koniecznością zrobienia zakupów "pielęgnacyjnych" do nowego mieszkania, postanowiłam zaszaleć i zrobić zakupy na Allegro. Nie należę do tych, które robią zapasy pielęgnacji (chyba że "same się zrobią", czyli coś kupię, coś wygram, coś dostanę :P), więc przeprowadzając się, miałam puściutką łazienkę, którą musiałam czymś zapełnić. Postawiłam na Baleę, której byłam ciekawa od dawna. Kupiłam balsam do ciała, żel pod prysznic, szampon do włosów i dwa kremy do rąk. Kosmetyki są już w trakcie używania (poza szamponem do włosów) i jestem z nich bardzo zadowolona :).
W kilka dni po zrobieniu zakupów na Allegro, okazało się, że wygrałam rozdanie na fanpage'u Kokardi, gdzie wygrałam zestaw kosmetyków Balea :). Zawartość przesyłki miała być niespodzianką i tak też było, otrzymałam żel pod prysznic i balsam do ciała z makaronikowej serii o zapachu fig i czekolady. Jak widzicie, taki sam żel pod prysznic kupiłam na Allegro, ale zapach bardzo mi się podoba, a żele pod prysznic zawsze się zużyje, więc nie narzekam :). Tak więc moją łazienkę zdecydowanie zdominowała Balea, jeśli doliczyć jeszcze wygrany jakiś czas temu makaronikowy migdałowo-wiśniowy balsam, który czekał w zapasach ;).
O czym chciałybyście poczytać najszybciej? I jakie zdjęcia wolicie - klasyczne, na biało, czy z nowym tłem? :>
Pierwsza paczka, to przesyłka od firmy Decubal, z którą również ja podjęłam współpracę. Moja cera ostatnio uparcie zmierzła w kierunku suchej i wrażliwej, więc ucieszyłam się na możliwość testowania tych dermokosmetyków. Paczka była naprawdę sporych rozmiarów i kilka kosmetyków odstąpiłam do testów Mamie, która też miewa problemy z przesuszoną skórą.
Druga paczka, to coś nie-kosmetycznego, czyli... Organizer Ślubny MyMission. Pewnie większość z Was zna dość popularny Notatnik Panny Młodej, do mnie on jednak jakoś nie do końca przemawiał. Na jakiejś stronie natrafiłam na konkurencyjny Organizer Ślubny, który zainteresował mnie nieco innym układem treści w porównaniu od NPM, i dzięki uprzejmości właścicieli firmy, mógł on trafić w moje ręce. Wiosną pewnie zacznę ślubne planowanie, więc organizer z pewnością mi się przyda i z chęcią napiszę o nim kilka słów na blogu :)
Następna paczka to walentynkowe zakupy na stronie Candle Room. Dzięki Jamapi dowiedziałam się o walentynkowej promocji - wysyłka powyżej 14zł za darmo, a jako że woski Yankee Candle kusiły mnie od dawna, postanowiłam w końcu skorzystać z oferty i kupić kilka do nowego mieszkania. Testowałam do tej pory dwa - lemon lavender i vanilla cupcake i obydwa bardzo mi się podobają, choć spodziewałam się ciut intensywniejszego zapachu, przynajmniej w kwestii waniliowej babeczki.
Ostatnie dwie paczki są zdominowane przez firmę Balea ;). Do tej pory nigdy nie miałam z ich kosmetykami do czynienia, poza jednym balsamem wygranym w rozdaniu, a słyszałam o nich wiele dobrego i znów kierowana koniecznością zrobienia zakupów "pielęgnacyjnych" do nowego mieszkania, postanowiłam zaszaleć i zrobić zakupy na Allegro. Nie należę do tych, które robią zapasy pielęgnacji (chyba że "same się zrobią", czyli coś kupię, coś wygram, coś dostanę :P), więc przeprowadzając się, miałam puściutką łazienkę, którą musiałam czymś zapełnić. Postawiłam na Baleę, której byłam ciekawa od dawna. Kupiłam balsam do ciała, żel pod prysznic, szampon do włosów i dwa kremy do rąk. Kosmetyki są już w trakcie używania (poza szamponem do włosów) i jestem z nich bardzo zadowolona :).
W kilka dni po zrobieniu zakupów na Allegro, okazało się, że wygrałam rozdanie na fanpage'u Kokardi, gdzie wygrałam zestaw kosmetyków Balea :). Zawartość przesyłki miała być niespodzianką i tak też było, otrzymałam żel pod prysznic i balsam do ciała z makaronikowej serii o zapachu fig i czekolady. Jak widzicie, taki sam żel pod prysznic kupiłam na Allegro, ale zapach bardzo mi się podoba, a żele pod prysznic zawsze się zużyje, więc nie narzekam :). Tak więc moją łazienkę zdecydowanie zdominowała Balea, jeśli doliczyć jeszcze wygrany jakiś czas temu makaronikowy migdałowo-wiśniowy balsam, który czekał w zapasach ;).
O czym chciałybyście poczytać najszybciej? I jakie zdjęcia wolicie - klasyczne, na biało, czy z nowym tłem? :>
Etykiety:
Balea,
balsam do ciała,
balsam do ust,
Decubal,
krem do rąk,
krem do twarzy,
Organizer Ślubny,
paczki,
szampon do włosów,
woski zapachowe,
współpraca,
Yankee Candle,
żel pod prysznic
27 października 2012
Rilastil Deliskin - krem do skóry delikatnej z problemami naczyniowymi, czyli pozytywne zaskoczenie
Jakiś czas temu odezwała się do mnie Pani Beata, proponując mi przetestowanie kremu Rilastil z serii Deliskin - krem do skóry delikatnej z problemami naczynkowymi, który jest produktem firmy Istituto Ganassini. Szczerze powiedziawszy, ani nazwa kremu, ani nazwa firmy nic mi nie mówiły, jednak krem brzmiał jak stworzony dla mojej cery, więc po wstępnym rozeznaniu, z chęcią zgodziłam się na przetestowanie produktu. Oczywiście jak zawsze fakt, że krem otrzymałam w ramach współpracy, nie ma absolutnie żadnego wpływu na moją recenzję.
Poniżej "trochę" informacji od producenta:
Na początku troszkę uderzyła mnie ta ilość informacji, ale po chwili potraktowałam ją jak atut - mogłam dowiedzieć się sporo o produkcie jeszcze zanim zdecydowałam się na przetestowanie. Jak widać krem jest dość drogi, dostępny w aptekach i sklepie internetowym firmy, ale za to ma dużo składników aktywnych, co działa na jego korzyść. Jak sprawdził się w praktyce? Czytajcie dalej.
To, co mnie zaskoczyło na samym początku to fakt, że krem dostajemy w metalowej tubce 50ml, zapakowanej wcześniej w kartonik. Mam do takich pewne uprzedzenie, ponieważ kojarzą mi się typowo aptecznie i w dodatku lubią pękać. Krem jednak stosuję już ponad miesiąc, a z tubką nic złego się nie dzieje. Krem dość łatwo wydostać, a tubka nie ulega uszkodzeniu. Pod względem estetycznym jest nieźle - opakowanie jest dość ascetyczne, ale nie brzydkie. W końcu to dermokosmetyk, więc moim zdaniem nie na miejscu byłyby tu nadmierne aplikacje czy kolory.
Kolejnym zaskoczeniem był... kolor kremu. Ma on odcień jasnej zieleni. Jest trochę seledynowy, trochę pistacjowy. Pewnie kolor ma pomagać trochę w niwelowaniu zaczerwienień cery naczynkowej. Konsystencja przypadła mi do gustu. Krem jest dość lekki, ale przy tym treściwy. Do rozprowadzenia na całej twarzy wystarczy naprawdę odrobina (1/3 albo i 1/4 z tej ilości, jaką widać na ostatnim zdjęciu), przez co krem jest wydajny. Zapach również mi się podoba, choć jest nieco specyficzny i nie umiem go dokładnie opisać. Niczego mi nie przypomina, jest taki... "kremowy" i dość delikatny, choć z pewnością wyczuwalny. Po nałożeniu na twarz po chwili się ulatnia.
I w końcu, przechodząc do sedna - działanie. Mam cerę mieszaną, na policzkach i przy nosie lubią robić mi się zaczerwienienia (niektóre są już właściwie permanentne), przy nosie mam kilka malutkich pękniętych naczynek. Poza tym mam cerę wrażliwą i od czasu do czasu natrafiam na produkty, które mnie uczulają (płyny do demakijażu Ziaja po 1 użyciu potrafią wysuszyć mi skórę na powiekach na wiór...). Krem bardzo dobrze nawilża, koi skórę. Zaraz po aplikacji kremu odczuwam przyjemną ulgę. Czuję, że krem zostawia na skórze ochronny, otulający film, ale nie jest on absolutnie tłusty. W kilka minut po nałożeniu kremu mogę już nakładać podkład, z którym nie dzieje się nic złego. Krem nadaje się więc także pod makijaż. Jeśli chodzi o kwestię naczynek, bardzo wyraźnej poprawy nie zauważyłam, ale sprawa tez nie uległa pogorszeniu. Wydaje mi się jednak, że po aplikacji zaczerwienienia nieco bledną. Skóra po jego zastosowaniu jest wyraźnie wygładzona i przyjemnie miękka.
Rilastil, mimo, że wcześniej nic o nim nie słyszałam, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. To łagodny, kojący, ale bardzo dobrze działający krem, z którym moja cera bardzo się polubiła. Nie sądzę, żebym zakupiła go sama z siebie, ze względu na dość wysoką cenę, ale jego działanie i wydajność na pewno świadczą na jego korzyść.
Poniżej "trochę" informacji od producenta:
Rilastil Deliskin krem do skóry delikatnej z problemami naczyniowymi:
Wzmacnia ścianki naczyń krwionośnych, zwiększając ich odporność i elastyczność.
Zmniejsza skłonność do powstawania rumienia i tzw. pajączków. Skutecznie koi podrażnienia i zapobiega nowym, a jego jasnoseledynowy kolor maskuje zaczerwienienia. Ogranicza szkodliwe skutki promieniowania UV i utrzymuje właściwy poziom nawilżenia skóry.
Zmniejsza skłonność do powstawania rumienia i tzw. pajączków. Skutecznie koi podrażnienia i zapobiega nowym, a jego jasnoseledynowy kolor maskuje zaczerwienienia. Ogranicza szkodliwe skutki promieniowania UV i utrzymuje właściwy poziom nawilżenia skóry.
Sposób użycia:
Po oczyszczeniu skóry, nanieść odpowiednią ilość kremu na twarz i
szyję, delikatnie wmasować aż do całkowitego wchłonięcia. Stosować dwa
razy dziennie, rano i wieczorem.
Wskazania: Skóra delikatna z problemami naczynkowymi.
Ostrzeżenia: Do użytku zewnętrznego. Należy unikać kontaktu z oczami. Chronić przed dziećmi.
Wskazania: Skóra delikatna z problemami naczynkowymi.
Ostrzeżenia: Do użytku zewnętrznego. Należy unikać kontaktu z oczami. Chronić przed dziećmi.
Opis składników aktywnych:
bursztynian rutyny - hamuje
aktywność enzymów powodujących niszczenie ścian naczyń krwionośnych,
dzięki czemu zmniejsza ich łamliwość, kruchość oraz przepuszczalność.
Zmniejsza skłonność skóry do zaczerwień i nadwrażliwości skóry.
olej słonecznikowy - działa natłuszczająco, odżywczo i regenerująco. Przeciwdziała odwodnieniu skóry.
wyciąg z rumianku - posiada właściwości kojące, łagodzące i przeciwzapalne.
wyciąg z winogron - ma działanie nawilżające, ochronne i łagodzące. Chroni lipidy skóry przed szkodliwym działaniem wolnych rodników. Zapobiega przedwczesnemu procesowi starzenia się skóry.
wyciąg z dziurawca - wzmacnia naczynia krwionośne. Działa przeciwzapalnie i bakteriobójczo.
wyciąg z arniki - łagodzi podrażnienia, uszkodzenia i stany zapalne skóry.
wyciąg z oczaru wirginijskiego - wykazuje działanie przeciwzapalne ściągające, bakteriobójcze. Poprawia krążenie podskórne i ukrwienie skóry. Wycisza dolegliwości skóry z tendencją do rozszerzonych naczynek. Działa ujędrniająco, nadaje skórze ładny koloryt.
wyciąg z kasztanowca - powoduje wzmocnienie naczynek krwionośnych, zmniejsza kurczliwość naczyń włosowatych, działa przeciwzapalnie i przeciwobrzękowo, ułatwia oczyszczanie skóry i nadaje jej matowość, chroni przed szkodliwym działaniem promieni UV.
wyciąg z bluszczu - zmniejsza obrzęki.
wyciąg z drożdży - pomaga skórze w zachowaniu jej fizjologicznej równowagi.
wyciąg z soi - zawiera dużo witamin z grupy B.
masło shea - tłuszcz charakteryzujący się dużym powinowactwem do warstw lipidowych naskórka, wspomaga ich ochronne działanie. Pielęgnuje skórę nie pozostawiając uczucia tłustości. Naturalny filtr słoneczny. Zalecany szczególnie do cer suchych i zniszczonych.
sodium pca - zapewnia prawidłowe nawilżenie warstwy rogowej skóry.
pantenol - łatwo wchłania się przez barierę warstwy rogowej. Działa aktywizująco na podziały komórek naskórka, przyspieszając gojenie i łagodząc podrażnienia. Działa przeciwzapalnie. Podwyższa wilgotność skóry i uelastycznia ją.
bisabolol - naturalny składnik rumianku o bardzo silnych właściwościach kojących, łagodzących i przeciwinfekcyjnych. Łagodzi podrażnienia skóry, chroni przed powstawaniem zaczerwienień i uczuleń, zapobiega powstawaniu stanów zapalnych.
witamina E - jest silnym antyutleniaczem. Ze względu na zdolność neutralizowania wolnych rodników chroni przed utlenieniem i zniszczeniem lipidów naskórka, włókien kolagenowych i elastycznych skóry, zapobiegają powstawaniu podrażnień i oparzeń słonecznych. Wygładza, ujędrnia, natłuszcza i nawilża skórę.
alantoina - wykazuje silne właściwości łagodzące i kojące. Zmniejsza pieczenie i zaczerwienienie skóry wrażliwej na działanie szkodliwych czynników zewnętrznych. Ma działanie nawilżające, powoduje wygładzenie i zmiękczenie skóry.
Pojemność : 50 ml
olej słonecznikowy - działa natłuszczająco, odżywczo i regenerująco. Przeciwdziała odwodnieniu skóry.
wyciąg z rumianku - posiada właściwości kojące, łagodzące i przeciwzapalne.
wyciąg z winogron - ma działanie nawilżające, ochronne i łagodzące. Chroni lipidy skóry przed szkodliwym działaniem wolnych rodników. Zapobiega przedwczesnemu procesowi starzenia się skóry.
wyciąg z dziurawca - wzmacnia naczynia krwionośne. Działa przeciwzapalnie i bakteriobójczo.
wyciąg z arniki - łagodzi podrażnienia, uszkodzenia i stany zapalne skóry.
wyciąg z oczaru wirginijskiego - wykazuje działanie przeciwzapalne ściągające, bakteriobójcze. Poprawia krążenie podskórne i ukrwienie skóry. Wycisza dolegliwości skóry z tendencją do rozszerzonych naczynek. Działa ujędrniająco, nadaje skórze ładny koloryt.
wyciąg z kasztanowca - powoduje wzmocnienie naczynek krwionośnych, zmniejsza kurczliwość naczyń włosowatych, działa przeciwzapalnie i przeciwobrzękowo, ułatwia oczyszczanie skóry i nadaje jej matowość, chroni przed szkodliwym działaniem promieni UV.
wyciąg z bluszczu - zmniejsza obrzęki.
wyciąg z drożdży - pomaga skórze w zachowaniu jej fizjologicznej równowagi.
wyciąg z soi - zawiera dużo witamin z grupy B.
masło shea - tłuszcz charakteryzujący się dużym powinowactwem do warstw lipidowych naskórka, wspomaga ich ochronne działanie. Pielęgnuje skórę nie pozostawiając uczucia tłustości. Naturalny filtr słoneczny. Zalecany szczególnie do cer suchych i zniszczonych.
sodium pca - zapewnia prawidłowe nawilżenie warstwy rogowej skóry.
pantenol - łatwo wchłania się przez barierę warstwy rogowej. Działa aktywizująco na podziały komórek naskórka, przyspieszając gojenie i łagodząc podrażnienia. Działa przeciwzapalnie. Podwyższa wilgotność skóry i uelastycznia ją.
bisabolol - naturalny składnik rumianku o bardzo silnych właściwościach kojących, łagodzących i przeciwinfekcyjnych. Łagodzi podrażnienia skóry, chroni przed powstawaniem zaczerwienień i uczuleń, zapobiega powstawaniu stanów zapalnych.
witamina E - jest silnym antyutleniaczem. Ze względu na zdolność neutralizowania wolnych rodników chroni przed utlenieniem i zniszczeniem lipidów naskórka, włókien kolagenowych i elastycznych skóry, zapobiegają powstawaniu podrażnień i oparzeń słonecznych. Wygładza, ujędrnia, natłuszcza i nawilża skórę.
alantoina - wykazuje silne właściwości łagodzące i kojące. Zmniejsza pieczenie i zaczerwienienie skóry wrażliwej na działanie szkodliwych czynników zewnętrznych. Ma działanie nawilżające, powoduje wygładzenie i zmiękczenie skóry.
Pojemność : 50 ml
Składniki (INCI): Aqua · Helianthus annuus · Glycerin · Steareth-2 · PEG-8 Beeswax
· PPG-15 Stearyl Ether · Chamomilla recutita · Butyrospermum parkii · Aluminum Starch
Octenylsuccinate · Steareth-21 · Methoxy-PEG-7-Rutinyl Succinate · Hordeum vulgare ·
Butylene Glycol · Dimethicone · Titanium Dioxide · Lysine · Sodium PCA · Carbomer
· Panthenol · Palmitoyl Hydrolyzed Wheat Protein · Triclosan · Ethyl Linolenate
· Phospholipids · Allantoin · Bisabolol · Glycine Soja · Hydrogenated Lecithin
· Ethyl Linoleate · Tocopheryl Acetate · Glycyrrhetinic Acid · Vitis vinifera · Saccharomyces
Lysate · Disodium EDTA · BHA · BHT · Hypericum perforatum · Arnica montana
· Hamamelis virginiana · Aesculus hippocastanum · Hedera helix · Parfum · CI 77289.
· PPG-15 Stearyl Ether · Chamomilla recutita · Butyrospermum parkii · Aluminum Starch
Octenylsuccinate · Steareth-21 · Methoxy-PEG-7-Rutinyl Succinate · Hordeum vulgare ·
Butylene Glycol · Dimethicone · Titanium Dioxide · Lysine · Sodium PCA · Carbomer
· Panthenol · Palmitoyl Hydrolyzed Wheat Protein · Triclosan · Ethyl Linolenate
· Phospholipids · Allantoin · Bisabolol · Glycine Soja · Hydrogenated Lecithin
· Ethyl Linoleate · Tocopheryl Acetate · Glycyrrhetinic Acid · Vitis vinifera · Saccharomyces
Lysate · Disodium EDTA · BHA · BHT · Hypericum perforatum · Arnica montana
· Hamamelis virginiana · Aesculus hippocastanum · Hedera helix · Parfum · CI 77289.
Cena: ok. 58,00 zł
Na początku troszkę uderzyła mnie ta ilość informacji, ale po chwili potraktowałam ją jak atut - mogłam dowiedzieć się sporo o produkcie jeszcze zanim zdecydowałam się na przetestowanie. Jak widać krem jest dość drogi, dostępny w aptekach i sklepie internetowym firmy, ale za to ma dużo składników aktywnych, co działa na jego korzyść. Jak sprawdził się w praktyce? Czytajcie dalej.
To, co mnie zaskoczyło na samym początku to fakt, że krem dostajemy w metalowej tubce 50ml, zapakowanej wcześniej w kartonik. Mam do takich pewne uprzedzenie, ponieważ kojarzą mi się typowo aptecznie i w dodatku lubią pękać. Krem jednak stosuję już ponad miesiąc, a z tubką nic złego się nie dzieje. Krem dość łatwo wydostać, a tubka nie ulega uszkodzeniu. Pod względem estetycznym jest nieźle - opakowanie jest dość ascetyczne, ale nie brzydkie. W końcu to dermokosmetyk, więc moim zdaniem nie na miejscu byłyby tu nadmierne aplikacje czy kolory.
Kolejnym zaskoczeniem był... kolor kremu. Ma on odcień jasnej zieleni. Jest trochę seledynowy, trochę pistacjowy. Pewnie kolor ma pomagać trochę w niwelowaniu zaczerwienień cery naczynkowej. Konsystencja przypadła mi do gustu. Krem jest dość lekki, ale przy tym treściwy. Do rozprowadzenia na całej twarzy wystarczy naprawdę odrobina (1/3 albo i 1/4 z tej ilości, jaką widać na ostatnim zdjęciu), przez co krem jest wydajny. Zapach również mi się podoba, choć jest nieco specyficzny i nie umiem go dokładnie opisać. Niczego mi nie przypomina, jest taki... "kremowy" i dość delikatny, choć z pewnością wyczuwalny. Po nałożeniu na twarz po chwili się ulatnia.
I w końcu, przechodząc do sedna - działanie. Mam cerę mieszaną, na policzkach i przy nosie lubią robić mi się zaczerwienienia (niektóre są już właściwie permanentne), przy nosie mam kilka malutkich pękniętych naczynek. Poza tym mam cerę wrażliwą i od czasu do czasu natrafiam na produkty, które mnie uczulają (płyny do demakijażu Ziaja po 1 użyciu potrafią wysuszyć mi skórę na powiekach na wiór...). Krem bardzo dobrze nawilża, koi skórę. Zaraz po aplikacji kremu odczuwam przyjemną ulgę. Czuję, że krem zostawia na skórze ochronny, otulający film, ale nie jest on absolutnie tłusty. W kilka minut po nałożeniu kremu mogę już nakładać podkład, z którym nie dzieje się nic złego. Krem nadaje się więc także pod makijaż. Jeśli chodzi o kwestię naczynek, bardzo wyraźnej poprawy nie zauważyłam, ale sprawa tez nie uległa pogorszeniu. Wydaje mi się jednak, że po aplikacji zaczerwienienia nieco bledną. Skóra po jego zastosowaniu jest wyraźnie wygładzona i przyjemnie miękka.
Rilastil, mimo, że wcześniej nic o nim nie słyszałam, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. To łagodny, kojący, ale bardzo dobrze działający krem, z którym moja cera bardzo się polubiła. Nie sądzę, żebym zakupiła go sama z siebie, ze względu na dość wysoką cenę, ale jego działanie i wydajność na pewno świadczą na jego korzyść.
21 września 2011
Ziaja HerbikaPlant - Krem Bionawilżający Biała Herbata do cery tłustej i mieszanej
Dzisiaj przedstawiam Wam mój faworyt, jeśli chodzi o kremy do twarzy - krem Ziaji z serii HerbikaPlant - krem bionawilżający biała herbata do cery tłustej i mieszanej.
Na początek przepraszam jeszcze za literówkę na zdjęciach, ale dopiero po obróbce wszystkich zauważyłam, że zgubiłam "a" w napisie "bionawilżający" ;)
A teraz do rzeczy:
Opis produktu wg producenta: Krem nawilżający, działanie: Intensywne nawilża skórę i reguluje aktywność gruczołów łojowych. Zmniejsza nadmierne złuszczanie się naskórka oraz skutecznie łagodzi podrażnienia. Stanowi doskonały podkład pod makijaż.
Plusem jest także to, że krem zawiera witaminy A+E oraz prowitamina B5 (D-panthenol).
Zacznę standardowo od opakowania. Krem dostajemy w lekkim, ale solidnym plastikowym słoiczku. Krem przeżył już niejedną podróż i upadek i dzielnie się trzyma ;) Kolor słoiczka jest jasnozielony, przyjemny dla oka.
Konsystencja kremu jest bardzo lekka, produkt absolutnie nie zostawia na skórze tlustego filmu. Łatwo i szybko się wchłania. Nadaje się pod makijaż - nakładam go po myciu twarzy rano, a już po kilku minutach mogę nakładać makijaż i nic się nie roluje. Trzeba tylko uważać, żeby nie przesadzić z ilością kremu - wystarczy mała ilość.
Lubię także zapach tego produktu. Jest lekki, trudny do określenia. Być może faktycznie czuć w nim odrobinę zielonej herbaty, ale nie mogę go konkretnie sprecyzować. Nie jest na pewno ciężki, chemiczny. Po chwili po nałożeniu przestajemy go wyczuwać.
I co najważniejsze - działanie - według mnie wszystkie obietnice producenta zostają spełnione. Używałam wielu kremów do twarzy, ale koniec końców zawsze wracam do tego. Ciężko mi określić mój typ cery - czasami przetłuszcza się, ale właściwie tylko na nosie. Nie jest także przesuszona - chyba że po niektórych produktach do mycia twarzy. Jednak zawsze po kontakcie z wodą potrzebuje kremu. Niestety, niedawno odkryłam też kilka popękanych naczynek na jednym policzku... Moja skóra jest tak różna, że jednak koniec końców kwalifikuję ją do mieszanej, choć może to błąd. Tak czy siak, od kremu wymagam przede wszystkim nawilżenia i ukojenia. Jeśli matuje przy okazji, to bardzo się cieszę. Ten krem z pewnością nawilża skórę w stopniu bardzo dobrym, wydaje mi się także, że matuje - choć jeśli nakładam go wieczorem, to potem już nie patrzę w lusterko, a rano z kolei od razu nakładam makijaż. Jednak ani raz nie zaobserwowałam nieestetycznego świecenia się skóry. Krem także łagodzi podrażnienia np. po mocnym peelingu czy jakimś nieudanym żelu do mycia twarzy. Krótko mówiąc - uwielbiam go, robi z moją skórą wszystko to, co powinien ;) W dodatku za tak niską cenę!
Kolejny raz nie zawiodłam się na Ziaji, którą uwielbiam :)
Co: Ziaja, HerbikaPlant - Krem Bionawilżający Biała Herbata do cery tłustej i mieszanej
Ile: ok. 6-7 zł / 50 ml
Jak: 10/10
PS: Po tygodniu stosowania odżywki silnie regenerującej Wibo, moje paznokcie chyba zaczęły szybciej rosnąć :) Dzisiaj dokupiłam olejek rycynowy, aby smarować nim skórki. Wstąpiłam też do Drogerii Natura, gdzie kupiłam lakier My Secret 104 czyli flaskies, które od dawna za mną chodziły ;)
Na początek przepraszam jeszcze za literówkę na zdjęciach, ale dopiero po obróbce wszystkich zauważyłam, że zgubiłam "a" w napisie "bionawilżający" ;)
A teraz do rzeczy:
Opis produktu wg producenta: Krem nawilżający, działanie: Intensywne nawilża skórę i reguluje aktywność gruczołów łojowych. Zmniejsza nadmierne złuszczanie się naskórka oraz skutecznie łagodzi podrażnienia. Stanowi doskonały podkład pod makijaż.
Plusem jest także to, że krem zawiera witaminy A+E oraz prowitamina B5 (D-panthenol).
Zacznę standardowo od opakowania. Krem dostajemy w lekkim, ale solidnym plastikowym słoiczku. Krem przeżył już niejedną podróż i upadek i dzielnie się trzyma ;) Kolor słoiczka jest jasnozielony, przyjemny dla oka.
Konsystencja kremu jest bardzo lekka, produkt absolutnie nie zostawia na skórze tlustego filmu. Łatwo i szybko się wchłania. Nadaje się pod makijaż - nakładam go po myciu twarzy rano, a już po kilku minutach mogę nakładać makijaż i nic się nie roluje. Trzeba tylko uważać, żeby nie przesadzić z ilością kremu - wystarczy mała ilość.
Lubię także zapach tego produktu. Jest lekki, trudny do określenia. Być może faktycznie czuć w nim odrobinę zielonej herbaty, ale nie mogę go konkretnie sprecyzować. Nie jest na pewno ciężki, chemiczny. Po chwili po nałożeniu przestajemy go wyczuwać.
I co najważniejsze - działanie - według mnie wszystkie obietnice producenta zostają spełnione. Używałam wielu kremów do twarzy, ale koniec końców zawsze wracam do tego. Ciężko mi określić mój typ cery - czasami przetłuszcza się, ale właściwie tylko na nosie. Nie jest także przesuszona - chyba że po niektórych produktach do mycia twarzy. Jednak zawsze po kontakcie z wodą potrzebuje kremu. Niestety, niedawno odkryłam też kilka popękanych naczynek na jednym policzku... Moja skóra jest tak różna, że jednak koniec końców kwalifikuję ją do mieszanej, choć może to błąd. Tak czy siak, od kremu wymagam przede wszystkim nawilżenia i ukojenia. Jeśli matuje przy okazji, to bardzo się cieszę. Ten krem z pewnością nawilża skórę w stopniu bardzo dobrym, wydaje mi się także, że matuje - choć jeśli nakładam go wieczorem, to potem już nie patrzę w lusterko, a rano z kolei od razu nakładam makijaż. Jednak ani raz nie zaobserwowałam nieestetycznego świecenia się skóry. Krem także łagodzi podrażnienia np. po mocnym peelingu czy jakimś nieudanym żelu do mycia twarzy. Krótko mówiąc - uwielbiam go, robi z moją skórą wszystko to, co powinien ;) W dodatku za tak niską cenę!
Kolejny raz nie zawiodłam się na Ziaji, którą uwielbiam :)
Co: Ziaja, HerbikaPlant - Krem Bionawilżający Biała Herbata do cery tłustej i mieszanej
Ile: ok. 6-7 zł / 50 ml
Jak: 10/10
PS: Po tygodniu stosowania odżywki silnie regenerującej Wibo, moje paznokcie chyba zaczęły szybciej rosnąć :) Dzisiaj dokupiłam olejek rycynowy, aby smarować nim skórki. Wstąpiłam też do Drogerii Natura, gdzie kupiłam lakier My Secret 104 czyli flaskies, które od dawna za mną chodziły ;)
6 września 2011
TAG: letni projekt denko
Zostałam otagowana przez Estellę z bloga Polish Makeup Bag, za co bardzo dziękuję :) Tag to "letni projekt denko" - polega na przedstawieniu 10 produktów lata, z którymi musimy, chcemy lub możemy się pożegnać. Mój tag będzie niestety bez zdjęć, bo obecnie jestem u Lubego i mam tylko kilka kosmetyków ze sobą. Poza tym dodam, że projekt denko to coś, co jest mi teraz potrzebne - czuję, że czas przystopować z zakupami i zużyć to i owo przed nowymi ;)
Zasady:
1. Umieść obrazek "letni projekt denko"
2. Wymień 10 kosmetyków tego lata: 3 do twarzy, 3 do ciała, 3 kolorowe + 1 dowolny (możesz dodać ich zdjęcia i krótką recenzję)
3. Powiedz, kto Cię otagował – podaj link do kanału
4. OTAGuj 10 blogów tym TAGiem, podaj do nich linki
5. Poinformuj blogi o otagowaniu :)
Kosmetyki do twarzy:
Kosmetyki do ciała:
Dowolony:
Do tagowania zapraszam:
http://vexgirl.blogspot.com/
http://kosme-tiki.blogspot.com/
http://lusterko-em.blogspot.com/
http://guinessi.blogspot.com
http://smieti.blogspot.com/
http://kobietamowi.blogspot.com/
http://sexiprzygodazwizazem.blogspot.com/
http://barwy-wojenne.blogspot.com/
http://daysincolours.blogspot.com/
http://idaalia.blogspot.com/
Zasady:
1. Umieść obrazek "letni projekt denko"
2. Wymień 10 kosmetyków tego lata: 3 do twarzy, 3 do ciała, 3 kolorowe + 1 dowolny (możesz dodać ich zdjęcia i krótką recenzję)
3. Powiedz, kto Cię otagował – podaj link do kanału
4. OTAGuj 10 blogów tym TAGiem, podaj do nich linki
5. Poinformuj blogi o otagowaniu :)
Kosmetyki do twarzy:
- Żel-krem do twarzy, Nivea Visage Young - Pure Effect, Control Shine! - Link do KWC - Krem kupiłam jeszcze jakoś w kwietniu, bo był na promocji do Drogerii Natura, a kiedyś go miałam i lubiłam. Obecnie została mi go reszta i chcę go jak najszybciej skończyć, bo - albo zmienili skład, albo moja cera się zmieniła - krem mi już nie służy tak jak kiedyś (stosowałam go rok wcześniej). Cerę obecnie mam mieszaną, ale czuję, że wymaga więcej nawilżenia niż matowienia. Krem dość dobrze matuje, ale z nawilżeniem jest gorzej. W dodatku ciężko się wchłania i stosuję go jedynie wieczorem, pod makijaż się nie nadaje. Kupiłam z sentymentu, chcę go skończyć i już nigdy do niego nie wracać ;)
- Żel do mycia twarzy, Under Twenty - Pro! Hydra, nawilżający żel oczyszczający - Link do KWC - Kupiłam go na wyjazd, ponieważ makijaż zmywam zawsze żelem do mycia twarzy, a potem "domywam" ewentualnie jakimś płynem do demakijażu (czasami też oliwką albo kremem Nivea). Znów kierowałam się sentymentem - szukałam żelu z serii Under Twenty, którego używałam chyba 3 lata temu - różowy, wiśniowy, energetyzujący (klik). Chyba go wycofali, bo nigdzie go nie widziałam. W zamian za to wzięłam żel nawilżający, bo moja skóra lubi mocne nawilżenie. Żel nawet nieźle myje, ale konieczne są po nim "poprawki" w domywaniu makijażu oczu i brwi. Skóra po nim jest ściągnięta, a nie nawilżona. Raczej szkodził niż pomagał, dlatego chcę go już zużyć (w czym pomaga mi Siostra ;) ).
- Balsam do ust, Isana - balsam z wanilią i mentolem - O tym balsamie nie będę się rozpisywać, bo pisałam o nim już w tej recenzji. Jest przyzwoity, ale nic poza tym. Powoli już mi się kończy, akurat teraz pojawiły mi się zajady (mój największy "ustny" problem :/ kąciki ust mi nawt nie pękają, po prostu robią się bardzo czerwone i trochę bolą, nie wiem co z tym robić... Maść na zajady kupiona w aptece nie pomaga, witamina B też nie za bardzo :( ), z którymi sobie nie radzi za dobrze. W kolejce po nim czeka balsam do ust Yves Rocher, który wygrałam u SexiChic - migdałowy *,*. Poza tym do domowego użytku planuję kupić wypatrzony niedawno w Rossmannie balsam do ust Einstein, jestem go bardzo ciekawa.
Kosmetyki do ciała:
- Dezodorant, Ziaja - Bloker - Link do KWC - Dezodorant kupiłam także jeszcze przed wakacjami. Problemów z nadmiernym poceniem nie mam, jednak chciałam wypróbować to cudo, które ma aż tak dobre oceny wśród wielu użytkowniczek. Na początku działał całkiem nieźle, pacha była sucha, a zapach był minimalny i nie tak przykry. Jednak wkrótce działanie zmalało, zapach był coraz bardziej wyczuwalny i w duże upały obok blokera musiałam stosować jeszcze "zwykły" dezodorant. W dodatku do dzisiaj piecze i swędzi po posmarowaniu pach. Na początku mnie zachwycił, z czasem zaczął przypominać działanie zwykłego antyperspirantu. Zużyję do końca, bo żal mi wydanych pieniędzy, ale chętnie wrócę do ulubionego dezodorantu Ziaja Soft.
- Mgiełka do ciała, Avon - Fiołek i liczi - Link do KWC - Mgiełkę kupiłam, bo moja koleżanka ze studiów ją miała i jest konsultantką Avon - tak to staram się unikać ich katalogów, bo kosmetyki mnie nie powalają, a ceny też nie są za niskie. Jednak zawsze na lato kupuję sobie jakąś mgiełkę, a zapach tej bardzo mi się spodobał. Fajnie odświeża, super pachnie, ale zapach niestety utrzymuje się krótko - zarówno na skórze, jak i na ubraniach :( Chętnie do niej wrócę za rok, ale już nie planuję kupować drugiej - na jesień i zimę wolę cięższe zapachy.
- Żel pod prysznic, Original Source - Kaktus i Guarana - Link do KWC - O nim również już pisałam - post możecie przeczytać tutaj. Uwielbiam go i chętnie wypróbuję inne produkty z tej serii (następny w kolejce jest żel orange & ginger), jednak tutaj sprawa ma się podobnie do mgiełki - na jesień po prostu zmieniają mi się preferencje zapachowe i z energetyzujących, świeżych zapachów wolę przeskoczyć na te bardziej kremowe, otulające.
- Tusz do rzęs, Maybelline - The Falsies Black Drama Volum' Express -Link do KWC - Tusz ten towarzyszył mi przez całe lato i nawet się polubiliśmy, jednak daleko mu do żółtego "brata". Obecnie czekam aż się skończy, bo chcę wypróbować nowe tusze (w drodze mam Yves Rocher, a z niecierpliwością czekam, aż będę mogła przetestować tusz I Love Extreme z nowości Essence!). Nieco pogrubia i podkręca, ale na pewno nie daje efektu sztucznych rzęs.
- Podkład w płynie SPF 10, Avon - Ideal Shade - Link do KWC - Nie do końca może podkład ten zasługuje na projekt denko z serii "letniej", ponieważ w lecie podkładu raczej nie stosuję ;) To moja trzecia buteleczka tego podkładu i bardzo go lubię, jednak czas wypróbować coś innego. Ten z Avonu dobrze wyrównuje koloryt skóry, nie zostawia efektu maski i co najważniejsze - ma dobry kolor, który nie ciemnieje na twarzy i dopasowuje się do koloru skóry. Pewnie kiedyś jeszcze do niego wrócę, na razie jeszcze zostało mi pół buteleczki do zużycia, jednak nie mogę się doczekać testów podkładu z Catrice, który planuję kupić.
- Puder rozświetlający, Sensique - Shine Powder - Na KWC go nie znalazłam, ale pisałam o nim już tutaj. Kupiłam go jako rozświetlacz, ale okazał się dość mocno kryjący i idealny do nakładania na całą twarz. Całkiem go lubię, za tą cenę na pewno warto wypróbować. Jednak przerzuciłam się na lżejsze pudry, najlepiej sypie. Do poprawek w ciągu dnia używam pudru Rimmela, ten wg mnie jest za ciężki do "przypudrowania noska" np. na uczelni ;)
Dowolony:
- Rozświetlacz, Essence - Shimmer Powder - Link do KWC - Krótko i na temat - bardzo lubię ten rozświetlacz, ale czekam, aż go zużyję, aby móc z czystym sumieniem kupić sobie rozświetlacz z nowej limitki Essence Vampire's Love - wydaje mi się, że będzie jeszcze lepszy ;) Dlaczego nie mogę mieć dwóch? Bo jestem osobą, która uważa, że kosmetyki typu róż/rozświetlacz/bronzer/puder/podkład wystarczą mi w ilości 1 (pudry 2 - jeden sypki, jeden w kamieniu). Róże też mam dwa, ale tego z Wibo chyba nigdy nie zużyję (i kolor już mi się znudził), a ten z Essence - LE Ballerina - podbił moje serce ;) Tak czy siak, dwa rozświetlacze to dla mnie stanowczo za dużo (zużywałabym je chyba 5 lat...).
Do tagowania zapraszam:
http://vexgirl.blogspot.com/
http://kosme-tiki.blogspot.com/
http://lusterko-em.blogspot.com/
http://guinessi.blogspot.com
http://smieti.blogspot.com/
http://kobietamowi.blogspot.com/
http://sexiprzygodazwizazem.blogspot.com/
http://barwy-wojenne.blogspot.com/
http://daysincolours.blogspot.com/
http://idaalia.blogspot.com/
Etykiety:
Avon,
dezodorant,
Essence,
krem do twarzy,
Maybelline,
mgiełka do ciała,
Nivea,
podkład,
puder w kamieniu,
rozświetlacz,
Sensique,
TAG,
tusz do rzęs,
Under Twenty,
Ziaja,
żel do twarzy
Subskrybuj:
Posty (Atom)