4 stycznia 2013

Powrót do źródeł, czyli odchudzanie vol. 2. Ruszam od nowa!

Po wczorajszym poście podsumowującym rok 2012 wiele z Was pogratulowało mi sukcesów w odchudzaniu, za co jeszcze raz serdecznie dziękuję. Zmobilizowało mnie to jednak do ponownego przemyślenia mojej odchudzaniowej przygody i muszę się z Wami podzielić pewnymi przemyśleniami... Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkich ten post zainteresuje, dlatego od razu ostrzegam - będzie długi i dotyczył jedynie mojego odchudzania.


Czytając wczorajsze komplementy czułam się odrobinę jak hipokrytka - okej, nie da się ukryć, że w ciągu roku spadło mi 14,5kg, co jest ogromnym sukcesem, ale jednak o ile przez pierwsze pół roku tendencja szła ku górze - ćwiczyłam systematycznie, jadłam tak, jak trzeba, chudłam regularnie... O tyle od lipca zaczęły się schody.

W wakacje starałam się ćwiczyć jeszcze więcej, niż w roku akademickim - treningi trwały nawet ponad godzinę niemal codziennie, jednak jedzenie było już gorsze, co sprawiło, że waga stała w miejscu.

We wrześniu się zmobilizowałam i spadło mi 1,5kg. Obiecałam Wam nawet na blogu, że do końca roku zejdę poniżej 60kg, a może i osiągnę wymarzone 57kg...


A potem? Przerwa. W październiku odpuściłam - brak ćwiczeń, brak dbania o jedzenie. Wiązało się to z początkiem roku akademickiego, zamieszkaniem na stałe z Lubym (a więc świętowaliśmy to troszkę wspólnymi posiłkami), weselem na którym byłam w tym czasie, potem były moje urodziny, wcześniej urodziny Lubego... W związku z tym z początkiem listopada nadrobiłam kilogramy zrzucone we wrześniu.

Motywacja na chwilę wróciła i w listopadzie wróciłam do wagi z września, którą cały czas utrzymywałam, ale ćwiczenia nadal kulały, i to strasznie - w miesiącu pojawił się może jeden tydzień mobilizacji, gdy ćwiczyłam.

W grudniu miałam w planach ćwiczyć, ale Tata złamał nogę, więc miałam mniej czasu, bo przybyło obowiązków. Co prawda na wadze odrobinę spadło, 20 grudnia osiągnęłam moją najniższą wagę ever - 62,9kg - miałam też jeden tydzień intensywnych ćwiczeń, a potem przyszły Święta. O dziwo, ważąc się zaraz po Świętach, nadwyżka wyniosła niecałe 0,5kg, więc całkowicie w porządku.


Ale od 29-ego grudnia do jutra jestem u Lubego, gdzie jest istna tragedia... Nadal nie ćwiczę, codziennie jem coś słodkiego, słone przekąski i obfite (cholernie!) węglowodanowe kolacje (przyszła teściowa nas "rozpieszcza" jedzeniem)... Czuję się strasznie i naprawdę boję się wejść na wagę po powrocie, bo nie zdziwiłyby mnie nawet 2kg nadwyżki...

Moja przygoda z odchudzaniem rozpoczęła się rok temu, 13 stycznia 2012. W lutym, marcu i kwietniu chudłam najefektywniej i ćwiczenia były codziennym obowiązkiem. Potrafiłam wstać o 6 rano, żeby zdążyć poćwiczyć. W czerwcu stuknęło mi 10kg.

A potem, w ciągu kolejnych 6-ciu miesięcy, schudłam już jedynie 4-5kg - efektywność spadła o ponad połowę. Zakładając, że nie przytyłam tak tragicznie w ostatnim tygodniu, i ważę ok. 64kg (waga wrześniowa), do Wielkanocy, końca kwietnia, mogę spokojnie osiągnąć swój cel - 57kg i zrzucić 7kg. Rok temu było podobnie - ponad 7kg schudłam od 13 stycznia do 24 kwietnia.

Tak więc, koniec użalania się nad sobą, wymówek i wyrzutów sumienia. Ruszam od nowa, z pełną parą. Wiem, że zdrowe odżywianie i regularne ćwiczenia to nie tylko zrzucone kilogramy, ale przede wszystkim dobre samopoczucie i życie w zgodzie z samą sobą. Poza tym sprawne, ciągłe odchudzanie sprawia o wiele więcej radości i satysfakcji, niż męczące, rozwleczone odchudzanie na paraboli - kop motywacji i przerwa, kop motywacji i przerwa... Znów muszę wbić sobie do głowy myśl, że trzeba to zrobić raz, a dobrze, jak powiedział mi rok temu Luby, co było motorem mojego całego odchudzania.


Gdy pojawią się znowu pierwsze efekty, planuję napisać posta o moim odżywianiu. Co do ćwiczeń, za niezbędne minimum uznaję 3 treningi w tygodniu. Optimum - 5 treningów. Nie chcę narzucać trybu codziennych ćwiczeń, bo w styczniu czeka mnie sesja, w lutym definitywne urządzanie mieszkania i może z tym być różnie. Ale postaram się dać z siebie wszystko. Trzymajcie kciuki!

PS1: Dla tych, które szukają więcej motywacyjnych obrazków, zapraszam na mój Pinterest :). Klik.
PS2: Dla tych, które chcą poczytać więcej o moim odchudzaniu, odsyłam do zakładki na górze bloga. Klik.
PS3: Dla dociekliwych - mam ok. 164cm wzrostu.

*Wszystkie zdjęcia i grafiki pochodzą z serwisu Pinterest.

60 komentarzy:

  1. ja tez wracam na treningi...zapuscilam sie troche ostatnio:)
    trzymam kciuki za Twoje odchudzanie:)
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam z niecierpliwością na posty o odchudzaniu i ćwiczeniach, a tymczasem lecę poprzeglądać poprzednie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się takie pisać np. raz w miesiącu :)

      Usuń
  3. Oczywiście trzymam kciuki! :)
    Ja sama ćwiczyłam wiosną i latem, niestety po przyjeździe do UK nie mam warunków i chęci do dalszych ćwiczeń.
    Mam nadzieję, że zmieni się to u mnie z czasem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Motywacja do ćwiczeń bardzo łatwo znika, u mnie wystarczy kilka dni przerwy i już powrót do ćwiczeń jest trudny... Na szczęście działa to też w drugą stronę - jak już 3 dni poćwiczę, jak trzeba, łatwiej się ogarnąć. Powodzenia! :)

      Usuń
  4. nie musisz się czuć źle, sukces jest a to, że czasami było gorzej czasami lepiej to normalne. Trudno jest trzymać dietę mieszkając z facetem coś o tym wiem, ale jakbyśmy odmówiły sobie przyjemności wspólnych wypadów na pizze to byłybyśmy nieszczęśliwymi zgorzkniałymi kobietami, więc nie warto;D trzymam kciuki za dalsze sukcesy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie nie czuję się źle, że spadło mi tempo odchudzania, ale jest różnica między spadkiem motywacji, a jedzeniem czego popadnie no i nie-ćwiczeniem, kiedy mam ku temu sposobność - to już budzi wyrzuty sumienia ;). U mnie właśnie wyraźnie trudniej się chudnie, gdy obok jest ukochany mężczyzna, ja przynajmniej mam tak, że lubię mu dogadzać i ciężko mi zjeść serek wiejski, gdy on wcina coś dobrego, np. smażonego :D Ale mam nadzieję znaleźć złoty środek :) Dziękuję!

      Usuń
    2. dokładnie mam to samo, mój jeszcze lubi przywlekać do domu różne smakołyki, no ale trzeba faktycznie złoty środek znaleźć, czasem sobie odpuścić:)

      Usuń
    3. Mojego do słodyczy nie ciągnie, ale uwielbia obfite kolacje, a ja zauważyłam, że najefektywniej się chudnie, jak jem małe i najlepiej białkowe kolacje... Trzeba będzie zacisnąć zęby, Luby niech się tuczy, ja będę się odchudzać :)

      Usuń
  5. uwielbiam posty na temat zywienia i cwiczen:) ja jestem wieczną maniaczką odchudzania, nigdy nie miałam nawet minimalnej nadwagi, ale brzuch to mój problem od zawsze:) najwiecej przytylam podczas wakacji, bo pracowalam w hotelu, jedzene bez limitu, kilka razy w tyg alkohol, zero cwiczen:< we wrzesniu poszlam na silownie i wrocilam do dawnej wagi, teraz czas spalic jeszcze z 4 kg tluszczyku,glownie brzuch i boczki i mam nadzieje ze przyszly rok zaczne bez postanowienia o plaskim brzuchu:) zycze powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, postaram się więc takie pisać od czasu do czasu, jak do tej pory :). Ja należę do tej drugiej grupy, która niestety przez niemal całe życie borykała się z nadwagą, w końcu problem zaczął u mnie zanikać :). Powodzenia dla Ciebie, z rozsądnym planem na pewno Ci się uda :) I oczywiście dziękuję!

      Usuń
  6. /wow, Ev, czytając tego posta, aż mnie dziwne, nawiedzone myśli przeszły. Czuję się jakbym czytała autentycznie o sobie. IDENTYCZNIE nam to poszło, łącznie ze wzlotami & upadkami. Nie no, serio, nadziwić się nie mogę. Mój regres też pojawił się w lipcu & potem raz bywało gorzej, raz lepiej. Grudzień to już katastrofa totalna + złamane żebro do kompletu ;) Ale też wzięłam tyłek w troki & od początku roku zrobiłam własną kuchenną rewolucję, spędzając całe noce na czytaniu & dokształcaniu się w dziedzinie żywieniowej. Czuję się już o niebo lepiej :)

    Trzymam kciuki oczywiście, jak zawsze! No i głęboko wierzę, że juz niebawem obie będziemy miały takie efekty, jakie sobie wymarzyłyśmy :-)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, no to faktycznie, idziemy łeb w łeb :) Współczuję złamanego żebra, na pewno Ci musi doskwierać... Dziękuję za wsparcie i też trzymam kciuki za Ciebie, mam jeszcze większą mobilizację, jak wiem, że ktoś jest na tym samym etapie, co ja :)

      Usuń
  7. też się ostatnio zapuściłam i od wczoraj trzymam dietę ( w sensie zdrowe żywienie) i wróciłam do ćwiczeń :)

    Trzymam za Ciebie kciuki :) skoro już raz Ci się udało to tym razem też się uda :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję powrotu na dobry tor i trzymam kciuki! :) Ja zaczynam powoli od jutra, a pełną parą od niedzieli lub poniedziałku :) I oczywiście dziękuję!

      Usuń
  8. Ja się zapuściłam okrutnie, a przez święta rodzice mnie tak rozpieszczali, że do dziś nie mam odwagi wejść na wagę. Koniecznie muszę się wziąć za siebie. Koniecznie informuj nas o swoich postępach, bo w pewien sposób działają na mnie motywująco (jak ktoś potrafi to ja też, prawda?) i będę je pilnie śledzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorzej jest wejść na wagę, spotka Cię albo gorzkie zderzenie z rzeczywistością, albo miła niespodzianka, bo może w praktyce nie jest tak źle ;) Po prostu to zrób.
      Postaram się na biężąco informować o postępach, mam nadzieję, że po pierwszym miesiącu już będę miała się czym chwalić :) Powodzenia dla Ciebie!

      Usuń
  9. ja ćwiczę systematycznie od ponad miesiąca, nie dość że są efekty w postaci rzeźbiących się mięśni to jeszcze endorfinki są wspaniałe:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Systematyczne ćwiczenia to jest to, wiem po sobie :) Też do tego wracam, koniecznie!

      Usuń
  10. Jakbym czytala o sobie... Slowo w slowo.
    Tylko ze wazylam wiecej niz Ty zaczynajac (po ciazy) i jestem troche wyzsza.

    Ja cwiczylam dopoki to bawilo moje dziecko - siedzial w bujaczku i sie cieszyl, ze mama robi wygibasy. Pozniej sie tym zaczal nudzic, raczkowal do mnie, teraz juz chodzi i nie cwicze wcale.
    Marna wymowka.
    A codziennie rano sobie wmawiam, ze wieczorem pocwicze... Sciana, sciana, sciana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, widzę, że ja, Ty i diggerowa mamy podobne przeżycia :)
      Z chudnięciem po ciąży to zupełnie inna sprawa, jeszcze jak maluszek Ci w tym "pomaga"... Najgorzej jest zacząć, treningi nie muszą być wcale długie, postaraj się po prostu znaleźć 3-4 razy w tygodniu pół godziny dla siebie. Powodzenia!

      Usuń
  11. Powodzenia!
    Ja jedyne co robię to w miarę zdrowo się odżywiam, na ćwiczenia brakuje mi już czasu (a w mieszkaniu kompletnie nie mam miejsca :/)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Zdrowe odżywianie to więcej niż połowa sukcesu :) A na ćwiczenia czas może wkrótce się znajdzie :)

      Usuń
  12. Życze wielu sukcesów i wytrwałośći! Ja także wracam do diety i ćwiczeń :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Widze,ze odchudzanie ruszylo pelna para na bloggerze :) ,sama pisze o tym u siebie :),trzymam kciuki kochana! Ja mam do zrzucenia 4 kg,zeby osiagnac wymarzona wage :)buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jednak w tym jest, że dobrze zacząć z nowym rokiem ;) U mnie to jednak raczej przypadek ;)
      Dziękuję i powodzenia dla Ciebie, z 4kg na pewno Ci się uda!

      Usuń
  14. No to życzę powodzenia ! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiem, że to dziwna rada... ale może odpuść kompulsywne myślenie o diecie? W sensie, im więcej będziesz o tym myśleć, czego Ci nie wolno i mieć wyrzuty sumienia tym trudniej jest, przynajmniej w moim przypadku :) Bez względu na wszystko życzę Ci powodzenia i trzymam kciuki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie zaliczyłabym się do osób myślących kompulsywnie o diecie, co to, to nie :) Jednak w zdrowy sposób muszę o niej myśleć, bo to mi pozwala ją zachować - gdy przestaję myśleć o diecie po prostu przestaję na niej być :P Ale wg mnie to zdrowy system motywacji, o ile nie popada się w skrajności :)
      I oczywiście dziękuję!

      Usuń
  16. Kochana teraz to już na pewno osiągniesz swój cel, bo tak mało Ci brakuje :) Może akurat tyle czasu było Ci potrzeba i te pierwsze miesiące Nowego Roku są idealne na chudnięcie. Nie biczuj się za grzeszki, bo osiągnęłaś już bardzo, bardzo dużo! Mocno w Ciebie wierzę i trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Bądź dumna z tego co już osiągnęłaś, a osiągnęłaś wiele :) Życzę Ci powodzenia z całego serca!

      /Chciałabym mieć chociaż połowę takiego samozaparcia jak Ty... ;)/

      Usuń
    2. Ech, Dziewczyny, serdecznie dziękuję za takie słowa wsparcia :) To daje ogromnego kopa motywacyjnego, mam nadzieję, że naprawdę dam radę teraz dociągnąć to do końca. Dziękuję!

      Usuń
  17. Trochę (baaardzo) jakbym czytała o sobie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że to już kolejna z nas, która znalazła się w takiej sytuacji :D Nie pozostaje nic innego, jak wzajemnie się motywować i wrócić na dobry tor!

      Usuń
  18. Co wchodzi w skład Twojego treningu? Sama biorę się za siebie i mam w planach uczęszczać 2 razy w tygodniu na siłownie, a w pozostałe dni biegać/maszerować. Chcę też minimalnie zmienić żywienie -> brak białego pieczywa,ograniczyć słodycze, nie słodzić herbaty, jeść musli, itp. Co możesz mi poradzić jeśli chodzi właśnie o ćwiczenia? :)

    Buziaki i wszystkiego najlepszego w nowym roku!! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z własnego doświadczenia i obserwacji innych wiem, że każdy musi znaleźć taki rodzaj treningu, który sprawia przyjemność i motywuje, a to sprawa indywidualna. Mnie osobiście najlepiej ćwiczy się z gotowymi programami treningowymi - z Jillian Michaels i Ewą Chodakowską. Przez pierwsze pół roku odchudzania ćwiczyłam z Jillian - 30 Day Shred i Ripped in 30, w wakacje też z Jillian - No More Trouble Zones i Banish Fat Boost Metabolism, a jesienią przerzuciłam się na Chodakowską. Teraz mam w planach znów ćwiczyć z Chodakowską i wpleść w to ponownie Ripped in 30. Moje opinie na temat tych treningów znajdziesz w dziale odchudzanie u góry ;) Poza tym były też okresy, kiedy intensywnie kręciłam hula-hop czy skakałam na skakance i to też dawało super efekty.
      Myślałam też nad zapisaniem się na naprawdę fajną siłownię, ale wiem, że nie będzie mi się chciało wychodzić z domu, dlatego wolę domowe treningi. Na wiosnę, kiedy pogoda już się unormuje (śnieg przestanie nas zaskakiwać :P), planuję zacząć biegać :). Ogólnie tak, jak pisałam - polecam Ci taką formę wysiłku, jaka sprawi Ci największą frajdę, ale nie zapominaj też o treningach siłowych na budowanie mięśni, bo to też liczy się obok spalania tłuszczu :).
      Mam podobne postanowienia co do spożywanych pokarmów, choć np. herbaty nie słodzę już od jakichś 2-3 lat :)
      Dziękuję serdecznie i wszystkiego najlepszego także dla Ciebie! :)

      Usuń
    2. Wczoraj zrobiłam sobie ćwiczenia rozciągające. Może tym też trochę wymodeluję sylwetkę. Dzięki za wszystkie rady :)

      Usuń
    3. Dobry początek, powodzenia :) I nie ma za co :)

      Usuń
  19. ja potrzebowalam około 1,5 roku, aby po zamieszkaniu z moim D doprowadzic swoje odzywianie do porzadku! Jadlam niemal tyle co on, strasznie zgubne!

    U mnie dieta akurat nie kuleje, ale aktywnosc fizyczna i zapal do niej owszem.

    powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, widzę, że takie problemy to standard :P Mam nadzieję, że uda mi się wyjść z tego błędnego koła.
      Z tą aktywnością fizyczną jest tak, że jak już się zacznie, to idzie z górki, najgorzej się wkręcić ;)
      Dziękuję!

      Usuń
  20. Wierzę, że już niedługo uda ci się dojść do Twojej wymarzonej wagi! Trzymam kciuki! Ja też muszę się w końcu wziąć za siebie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie i też życzę powodzenia! :)

      Usuń
  21. Trzymam kciuki ! Ja teraz zimą też się trochę zapuściłam, jakoś na wiosnę i w lecie lepiej mi się ćwiczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. ja oczywiście również trzymam kciuki za Ciebie :) nie ma opcji, żeby się nie udało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdercznie :) :* Mam nadzieję, że faktycznie tak będzie ;)

      Usuń
  23. Życzę powodzenia. Ja ze swoja waga walczę od kiedy wróciłam do PL to jest od 2007. niestety juz mi się zdarzyło +20kg, ale ten rok zlikwiduje to co mi zostało;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Życzę powodzenia i wytrwałości, na pewno Ci się uda! :)

      Usuń
  24. Ja cały czas się staram trzymać formę. Nie wiem jakim cudem, ale po świętach uciekły gdzieś trzy kilogramy. Chyba przedsesyjny stres mnie zżera. ;p

    OdpowiedzUsuń
  25. dalej trzymam kciuki :D ja we wakacjie sie tak porzadnie wezme za siebie no moze troche wczesniej jak bede miala wiecej luzu w szkole :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) U mnie w wakacje jest dość kiepsko w kwestii jedzeniowej, choć na ćwiczenia więcej czasu i siły, jakoś wolę zimę/wiosnę na zrzucanie kg ;)

      Usuń
  26. Właśnie dziś też podjęłam się pewnego programu ćwiczeń, myślę że Tobie idzie naprawdę nieźle. Będę zaglądała do Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i powodzenia dla Ciebie! :) A jaki to program? :>

      Usuń
    2. Dzięki!
      30 minut dziennie przez 30 dni- nazywa się 30day shred by Jillian Michaels. Dodałam post o tym z linkiem do ćwiczeń, jeśli będziesz miała czas to zapraszam do mnie:)

      Usuń
    3. Heh, też zaczynałam swoją przygodę od Shreda, nawet mam o nim post na blogu... ;)

      Usuń
    4. To przejrzę wstecz Twój blog:)

      Usuń
  27. I ja się przyłączam :) od jutra zaczynam Chodakowską ostatnią płytę z Shape jaką udało mi się dorwać a dziś jeszcze rowerek :)
    Cel - 5 kg nabyte od czasu mieszkania z Lubym ;p
    jestem jeszcze ciut niższa od Ciebie więc te 5 kilo daje różnicę :)
    mieszkając z Lubym często gotuję pod niego - co dla figury jest czasem zagładą (on ma przemianę materii z kosmosu - je co chce i waga ani drgnie)
    dopiero jakiś czas temu nauczyłam się robić lżejszą wersję dla siebie lub jem pół obiadu (zupę lub drugie). Poza tym postawiłam na sosy bezśmietanowe itp. - zamiast tego luby dostaje np. więcej makaronu - ja mam lekki sos a on jest zadowolony :)
    Takie szybkie co mi do głowy przychodzi :)
    Zmykam pedałować a za Ciebie trzymam mocno kciuki :)
    I dodaję do obserwowanych - mam nadzieję że kolejne Twoje wpisy będą mnie porządnie motywować :)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie do dzielenia się swoimi opiniami! :)Odpowiedzi na pytania zamieszczone w komentarzach będę zamieszczać pod tym samym postem!
Wszystkie reklamy oraz komentarze "zapraszające" będą usuwane.