31 sierpnia 2013

Wygładzający peeling drobnoziarnisty od Lirene, czyli produkt na 5 z plusem!

Uwielbiam mocne peelingi, zarówno do ciała, jak i do twarzy. Niestety odkryłam, że moja skóra ma małe skłonności do naczynek i na jakiś czas zrezygnowałam z peelingów - enzymatycznych niestety nie uznaję. Jednak po jakimś czasie zauważyłam jednak, że więcej korzyści mojej skórze daje jej regularne peelingowanie, niż unikanie tego zabiegu. Skuszona niską ceną na promocji w Super-Pharm oraz dobrymi recenzjami na Wizażu, kupiłam wygładzający peeling drobnoziarnisty od Lirene z serii Dermoprogram. I był to strzał w dziesiątkę!


Peeling dostajemy w ładnej, błękitnej tubce o pojemności 75ml. Niby nie za dużo, ale mnie taka tubka przy stosowaniu peelingu średnio raz w tygodniu wystarczyła na około 3 miesiące, jak nie więcej. Na promocji zapłaciłam za niego mniej niż 10zł. Tubka jest delikatnie półprzeźroczysta, a więc widać, ile produktu nam zostało.


Sam peeling ma bardzo przyjemny, lekko morski(?) zapach - jednak nie jest to morskość odświeżacza do toalet, na którą jestem uczulona ;). Peeling zawiera wyciąg z lilii wodnej i cytryny, może ta kompozycja budzi we mnie morskie skojarzenia. Konsystencja to lekki żel, który ma zatopione w sobie mnóstwo malutkich drobinek, które są idealnie ostre. Żel nie spływa z twarzy, ale nie jest też "tępy" w rozprowadzaniu.


Producent zapewnia, że produkt nie wysusza i nie podrażnia i taka jest prawda. Nie zauważyłam, żeby podczas stosowania peelingu naczynka na mojej twarzy miały "gorsze dni", a wręcz przeciwnie. Peeling cudownie masuje i oczyszcza twarz, radząc sobie doskonale z martwym naskórkiem. Skóra po użyciu jest niesamowicie gładka i odświeżona, uwielbiam to uczucie!


Podsumowując, peeling raczej trafi do moich ulubieńców. Dla mnie ma idealny stopień ścierania, ładnie pachnie i cudownie odświeża moją cerę. Polecam!

24 sierpnia 2013

Cleanic Deo - dezodorant w chusteczce, czyli odświeżenie w 3 sekundy na upalne dni

Ten tydzień minął mi w mgnieniu oka... przyzwyczaiłam się już do pisania postów średnio co dwa, trzy dni i naprawdę zaczęło mi brakować bloga. Jednak w tym tygodniu brakowało mi czasu niemal na wszystko. Był szalony, w pierwszej połowie bardzo stresujący, w drugiej połowie za to chodziłam cały czas z głową w chmurach... w środę zakupiłam swoją suknię ślubną i nietrudno zgadnąć, jaki jest obecnie temat nr 1 w mojej głowie :). Wiem, że ślub dopiero za rok, ale wyprzedaże sukni są właśnie teraz, w zasadzie już się kończą... a po zakupie sukni poczułam, jakby na swoje miejsce trafił bardzo istotny puzel, którego brakowało w mojej ślubnej układance :). Bałam się, że po zakupie sukni poczuję pustkę i będę smętnie czekać do wiosny, aż znów będę mogła ruszyć z przygotowaniami... tymczasem jest na odwrót, dopiero teraz klaruje mi się wystrój sali, buty, biżuteria, welon, zaproszenia, bukiet, dekoracje... ach, ach, ach :)

***

Tyle słowem wstępu, pora zejść na ziemię :).
Mam dla Was recenzję produktu, jaki dostałam do testów od firmy Cleanic - Deo, czyli dezodorant w chusteczce.

Muszę przyznać, że do tego produktu podchodziłam sceptycznie. W tym roku nie czekał mnie żaden wyjazd, więc nie sądziłam, że chusteczki po prostu okażą mi się przydatne.


Produkt otrzymujemy w opakowaniu, jakie jest standardowe dla wilgotnych chusteczek. W każdym opakowaniu znajduje się 12 chusteczek. Chusteczki występują w dwóch wariantach zapachowych: Fresh i Soft. Jak zawsze mam problem z opisaniem zapachów... wg mnie pachną jak przeciętne, typowe dezodoranty o charakterze fresh i soft :D To ładny, nie za mocny, ale typowy zapach.

Chusteczki są dość niewielkiego rozmiaru, ale jedna całkowicie wystarcza na odświeżenie nawet dwóch pach, choć w tej kwestii nie ma co oszczędzać ;). Deo chusteczki sprawdziły się świetnie w upały. Często biorę prysznic wieczorem (wolę rano dłużej pospać :D), ale jako, że noce były gorące, rano chciałam się odświeżyć. Przecierałam się chusteczkami i nie musiałam już nawet używać dezodorantu.


Chusteczki są idealne do odświeżenia, a przy tym gwarantują też całkiem przyzwoitą ochronę! Według mnie to świetny atrybut na upały, bo nie wiadomo, kiedy poczujemy potrzebę odświeżenia. Nie zawsze jest też czas na prysznic, więc chusteczki sprawdzą się też kiedy np. potrzebujemy się przebrać w ciągu dnia i nie chcemy zakładać świeżej bluzki na nieco spocone ciało.

Nowość od Cleanic mocno przypadła mi do gustu i w przyszłe lato na pewno się w nie zaopatrzę :) Ba, może nawet będę je miała gdzieś pod ręką w dniu ślubu, żeby móc odświeżyć się w chwilach przerwy od szaleństwa na parkiecie... ;)

PS: Zapraszam Was do udziału w konkursie, w którym do wygrania są m.in. te właśnie chusteczki .Więcej szczegółów znajdziecie tutaj!

18 sierpnia 2013

In photos #5

Humor mi niestety od kilku dni niezbyt dopisuje, nazbierało się kilka spraw naraz... Najbardziej stresuje mnie kwestia jednego z załatwień ślubnych - niestety takiego, na który mam niewiele wpływu i jestem zdana na łaskę urzędników, albowiem chodzi o lokalizację ślubu cywilnego... Trzymajcie kciuki, żeby wszystko się szybko i bezproblemowo wyjaśniło!

Tyle z prywaty słownej, teraz zostawiam Was z lekkim niedzielnym instagramowym wpisem ;).

 wyprzedażowy zakup - klasyczne skórzane kozaki z Deichmanna, zamiast 279zł - 179zł // ulubiony podwieczorek ostatnich tygodni // nowo zaaranżowany kącik w mieszkaniu // próba biegania po lesie - niestety, musiałam zawrócić, bo z powodu podcinania drzew, był wstęp wzbroniony... // lato :) // tarta cytrynowa z bezą - spód nie do końca wyszedł, ale była pyszna! // pierwszy atrybut ślubny już mam - niebieskie i pożyczone :) // integracja firmowa // porządki w lakierach

mani i jeden z moich ulubionych fioletów, niestety już nie produkują tej serii... // przyjaciel i wybawca! // prezent od Teściów - zawartość do zobaczenia tutaj // nowy trening Focus T25 - love! Więcej tutaj // relaks w domu rodzinnym Narzeczonego // siedmiodniowy Essie // łosoś wędzony - moje pierwsze i na pewno nie ostatnie podejście // łososia ciąg dalszy  - tym razem sałatka // widok z okna

Ostatnie z zaburzonymi proporcjami, bo brakło zdjęć ;) // brzoskwinie i nektarynki - kolejny ulubiony sposób na podwieczorek // deszcz, wyczekiwany, wytęskniony! // niedzielny poranek // pierwsze podejście do gotowania na parze - od tej pory zarówno łososia, jak i kurczaka, przyrządzam tylko w ten sposób!

15 sierpnia 2013

Żele pod prysznic Balea - raj dla zmysłów! :) Hawajski ananas, brazylijskie mango i czekolada z figami

Jeszcze niedawno należałam do osób, które nie miały w swojej łazience nic z dobroci DMu. Jednak ten stan zaczął się u mnie stopniowo odmieniać i w obecnie jakieś 80% kosmetyków w mojej łazience to Balea właśnie! :)

Najpierw wygrałam jeden balsam do ciała w rozdaniu, później kupiłam sobie kilka kosmetyków na Allegro (możecie zerknąć tutaj), później wygrałam zestaw żel + balsam na fanpage'u Kokardi, a nie tak dawno temu Enka rozpieściła mnie cudowną paką, jaką udało mi się wygrać w rozdaniu. Patrzcie, jakie skarby były w środku:


Większość z nich oczekuje grzecznie na swoją kolej w łazienkowej szafce. W ruch jednak poszły żele pod prysznic o absolutnie cudownych zapachach. W sumie obecnie pod prysznicem stoją u mnie 3 opakowania żeli pod prysznic Balea i właśnie o nich mam zamiar napisać dzisiaj kilka słów.


Żele mają nieco większą pojemność 300ml. Wszystkie opakowania mają ten sam, nieco prostokątno-trapezowy kształt. Z pewnością przyciągają uwagę śliczną stroną graficzną - są bardzo kolorowe i naprawdę estetycznie się prezentują, wizualizując przy okazji swoją zawartość pod kątem zapachu. Wszystkie żele mają fajną, żelowo-kremową konsystencję. Nie jest zbyt rzadka, ani zbyt gęsta i dobrze się pieni. Nie przesuszają skóry. A co najważniejsze... zabójczo pachną!


Figi i czekolada - żel pochodzi chyba z jednej z edycji limitowanych, więc nie wiem, czy można go jeszcze dostać. Ma cudowny zapach - czekoladowy, ale połączenie z figami daje inny efekt, niż w większości "czekoladowych" kosmetyków. Dla mnie jest to czekolada, ale raczej gorzka, niż mleczna, doprawiona nieoczywistą nutą fig. Mam także balsam do ciała z tej serii i użycie duetu sprawia, że zapach utrzymuje się naprawdę długo. Latem wolę bardziej owocowe zapachy, ale cieszę się, że mam zachomikowaną jeszcze jedną butelkę - będzie na jesień! Jest to cudowna słodycz, ale absolutnie nie przesłodzona :).


Hawajski ananas - ten żel i jego brat o zapachu mango, to znów chyba edycja limitowana na tegoroczne wakacje. Obydwa są absolutnie cudowne! Uwielbiam używać ich po porannym treningu, bo nastrajają pozytywnie na resztę dnia. Zapach jest naprawdę apetyczny i przypomina prawdziwego ananasa. Nie wyczuwam w nim chemii. Jest słodki i intensywny, ale przy tym energetyczny. Niestety, nie wyczuwam kokosa, który ponoć znajduje się w tej kompozycji zapachowej. Jednak i tak uwielbiam ten zapach :).


Brazylijskie mango - szczerze powiedziawszy, mango chyba w życiu nie jadłam i jego zapach znam tylko z produktów o tym zapachu. W sumie, trochę się go obawiałam, albowiem do tej pory miałam do czynienia raczej z bardzo chemicznymi i sztucznymi zapachami mango, które mnie odpychały. Nie w tym przypadku! Podobnie jak u ananasowego brata, żel pachnie energetycznie i absolutnie soczyście. Poprawia humor i przez niego mam ochotę spróbować tego owocu... :). Chyba nawet wygrywa u mnie w rywalizacji z ananasem!

Podsumowując, ja tam żele Balei baaardzo polubiłam. Czasami wolę zrobić odskocznię i użyć np. bardziej kremowego żelu lub po prostu czegoś bardziej neutralnego zapachowo. Jednak te żele mają wiele plusów, które sprawią, że chętnie sięgnę po kolejne edycje zapachowe. Cudowne zapachy, świetna szata graficzna, niska cena, fajna konsystencja i piana, brak wysuszenia... Czego chcieć więcej :).

13 sierpnia 2013

Konkurs - Gotowa na każde spotkanie!

Uwaga, uwaga! :) Mam dla Was nowy konkurs, do którego nagrody ufundowała firma Cleanic


Kilka zasad i informacji, czyli regulamin:
  • Organizatorem konkursu jestem ja, Ev, właścicielka bloga http://kotwkosmetyczce.blogspot.com.
  • Fundatorem nagród jest firma Cleanic.
  • Zwycięzcą zostanie 1 osoba, która wykona zwycięskie zadanie konkursowe.
  • Nagrodą jest zestaw kosmetyków marki Cleanic.
  • Konkurs trwa od 13 do 31 sierpnia 2013r., do godziny 23:59.
  • Wyniki ogłoszę na blogu w przeciągu 3 dni od daty zakończenia konkursu.
  • Zwycięzca jest zobowiązany wysłać mi swoje dane kontaktowe w przeciągu 72h od ogłoszenia wyników konkursu.
  • Nagroda zostanie wysłana przez przedstawiciela firmy Cleanic poprzez kuriera.
  • W konkursie będą brane pod uwagę tylko te prace, które nie zostaną zgłoszone również do innych edycji tego konkursu, organizowanego na innych blogach współpracujących z firmą Cleanic.
  • Wysyłając zgłoszenie konkursowe zgadzasz się na opublikowanie swojej pracy na moim blogu, tj. http://kotwkosmetyczce.blogspot.com oraz akceptujesz warunki regulaminu.
  • Jeśli nie jesteś osobą pełnoletnią, musisz posiadać zgodę rodzica/opiekuna na udział w konkursie.
  • Wysyłka nagród odbędzie się tylko na terenie Polski.
  • Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

Co trzeba zrobić, aby wziąć udział w konkursie? 
  • Musisz być publicznym obserwatorem bloga;
  • Musisz wykonać zadanie konkursowe, a następnie przesłać je drogą mailową na adres: kotwkosmetyczce@gmail.com.
Zadanie konkursowe:
Temat przewodni konkursu brzmi: "Gotowa na każde spotkanie". Puść wodze wyobraźni i wykaż się inwencją! :) Utwórz pracę - może być to stylizacja, zdjęcie, grafika lub też po prostu opis - które odpowiada na pytanie "Pokaż, co sprawia, że jesteś gotowa na każde spotkanie"!

Swoją pracę konkursową wyślij na adres kotwkosmetyczce@gmail.com, w wiadomości podając nick, pod jakim obserwujesz bloga. W temacie wpisz: "Konkurs Cleanic".

Nagrodzona zostanie najlepsza i najbardziej kreatywna praca, więc liczę na Waszą wyobraźnię! :) Powodzenia!

10 sierpnia 2013

Moja nowa treningowa miłość - Focus T25 by Shaun T

Ostatnio zrobiło się odrobinę głośniej na temat treningu, jakim jest Focus T25 stworzony przez Shauna T (to ten od Insanity), ze "stajni" Beachbody. Gdy tylko trafiłam na ten trening, od razu poczułam, że "to jest to" i przystąpiłam do działania.

Źródło: http://howdoigetfit.com/programs/focus-t25-shaun-t-s-new-program/

W tym roku ruszyłam z aktywnością fizyczną w kwietniu - zaczęłam biegać. Dopiero w lipcu dołączyłam do tego trening siłowy, co drugi dzień wykonując No more trouble zones uwielbianej przeze mnie Jillian. Dieta była niezła, ale często zwalałam naprawdę małymi grzechami - a to kawa mrożona, a to lód na deser, a to ciasto... niestety. Efektów na wadze więc nie odczułam, choć zarysowały mi się znów niektóre mięśnie (hello, biceps!).

Ostatnio upały jednak mocno dały w kość. Moje bieganie mocno ucierpiało na systematyczności. Jestem wyczerpana gorącem, bieganie nawet wieczorem wydaje mi się katorgą i nie biegałam już 2 tygodnie. Trochę żałuję, ale po prostu chyba potrzebuję małej przerwy.

Teraz kilka słów o samym Focus T25. Podstawowe fazy programu to Alpha i Beta - każda z nich to 5 tygodni treningów. Osobno funkcjonuje także etap Gamma - trzeci, który chyba trwa krócej, ale niestety nie ma go jeszcze na Chomiku... Każdy tydzień wygląda tak samo - 5 filmików (i dni) treningowych + 6-ty streching. Ćwiczymy od poniedziałku do piątku, w sobotę jest dzień odpoczynku i pomiarów, a w niedzielę streching. W piątek wykonujemy 2 treningi jednego dnia. Co mnie tak zachęciło do tego treningu? To, że jest to jedynie 25min na maksymalnych obrotach!

Początkowo miałam do tego sceptyczne podejście, ale po chwili zastanowienia, gdyby wziąć wszystkie programy treningowe, jakie do tej pory robiłam - Jillian czy Chodakowskiej - w sumie nigdy nie ćwiczyłam tam 25min na maksymalnych obrotach. Owszem, bywały ciężkie momenty, ale stanowiły one max 25min treningu (może jedynie Killer Chodakowskiej góruje trochę nad innymi pod względem intensywności). Tak to bywało ciężko, nawet bardzo, ale nigdy przez całość treningu. Z kolei Insanity - które jest totalnym szaleństwem - zawsze mnie przerażało i nigdy nie podjęłam się zadania. 40-60min na maksymalnych obrotach brzmi dla mnie jednak zabójczo. Tak więc doszłam do wniosku, że może jednak jest prawda w tym, co mówi Shaun T i 25-minutowy trening może się równać 60-minutowemu treningowi. Bo nie znam żadnego treningu (poza Insanity), który przez chociaż 25 minut bez przerwy utrzymywałby moją wydolność na poziomie maximum, za to Focus T25 potrafi to zrobić.

Tak kończy się u mnie niemal każdy trening... :P

Obecnie kończę drugi tydzień Focusa. I uwielbiam to! Treningi są krótkie i bardzo różnorodne - zawierają zarówno ćwiczenia siłowe (wykorzystujące ciężar ciała, a w fazie Beta i Gamma także hantle lub taśmy) jak i aerobowe, a więc ciężko się nimi znudzić. To tylko 25 minut, podczas których dajesz z siebie wszystko i masz poczucie spełnionego obowiązku. Po tych ćwiczeniach jestem zmachana i mokra jak po żadnych innych treningach. Z przyjemnością wykonam obydwie fazy i o ile tylko wpadnie w moje ręce, także fazę Gamma. Ponadto to, co bardzo mi się podoba, to to, że każde z ćwiczeń wykonujemy przez ok. 30 sekund, powoli budując intensywność i trudność (np. wykroki 30 sek, wykroki z podskokiem 30sek, wykroki z podskokiem i dotknięciem kolana 30 sek, wykroki z podskokiem i dotknięciem podłogi 30 sek i analogicznie z budowaniem trudności np. w przysiadach, joggingu czy pajacykach). Na ekranie mamy pasek wyświetlający czas do końca treningu, a także do końca danego ćwiczenia. To naprawdę pomaga wytrwać i nie poddawać się.

Treningi w fazie Alpha:
- Cardio - jak nazwa wskazuje, czyste cardio przez 25min bez chwili wytchnienia, chyba najcięższy trening jak dla mnie
- Speed 1.0 - intensywny, szybki trening cardio przeplatany przerwami na streching
- Total Body Circuit - wszystko naraz, dużo ćwiczeń siłowych, trochę cardio, mnóstwo ćwiczeń w pozycji plank
- Ab Intervals - skupienie na rzeźbieniu mięśni brzucha z przerwami na cardio
- Lower Focus - skupienie na dolnych partiach ciała, siłowe przeplatane cardio
- Streching

Treningi w fazie Beta - tej fazy jeszcze nie ćwiczyłam, więc o typie treningów mogę wnioskować tylko z nazw, tutaj jednak zdecydowanie więcej nacisku idzie na siłowe, niż na cardio - trochę w przeciwieństwie do fazy Alpha:
- Core Cardio
- Speed 2.0
- Rip't Circuit
- Dynamic Core
- Upper Focus
- Streching

Postawiłam też na naprawdę dobre odżywianie i pilnowanie się. Nie będę sobie psuć jadłospisów jednym grzeszkiem w ciągu dnia. Ruszyłam na maksa od poniedziałku (pierwszy tydzień Focusa spędziłam w domu rodzinnym Narzeczonego, Teściowa zadbała, żebyśmy nie głodowali... ;)). Póki co jestem z siebie dumna i mam nadzieję, że tak zostanie :). Focus T25 skończę w okolicach moich urodzin - 21 października - i do tego czasu mam zamiar naprawdę mocno się pilnować i dobrnąć nareszcie do końca mojej odchudzaniowej przygody, robiąc sobie prezent urodzinowy :). Focus T25 będzie chyba pierwszym programem treningowym po 30 Day Shred, od którego zaczynałam, jaki planuję ukończyć w pełni trzymając się planu. A później kto wie, może odważę się w końcu zmierzyć z Insanity?

O efektach Focus T25 na pewno jeszcze napiszę!

7 sierpnia 2013

NOTD: Essie - Cute as a button

Dzisiaj o wyjątkowym rodzynku w moich lakierowych zbiorach - Essie Cute as a button. To mój jedyny Essiak w kolekcji, który mam dzięki Julicie :).


Cute as a button to chyba jeden z najpopularniejszych odcieni Essie. Jest to idealny, dziewczęcy kolor na lato. W zależności od światła, bywa bardziej różowy lub koralowy. Jest na swój sposób niepowtarzalny i bardzo lubię go nosić.



Konsystencji nie mam nic do zarzucenia, bardzo dobrze się rozprowadza, nie smuży, nie bąbelkuje. Pędzelek jest spłaszczony i szeroki, czyli coś, co uwielbiam! Malowanie to czysta przyjemność. Dwie warstwy zapewniają 100% krycia, choć końcówki potrafią leciutko prześwitywać, co czasami  powoduje, że nakładam trzecią warstwę lakieru.


Lakier pokazywałam Wam też na moim Instagramie, bowiem... wytrzymał u mnie równy tydzień (a nawet ponad) bez najmniejszego odprysku! Końcówki były minimalnie starte, właściwie nie do zauważenia. Gdyby nie odrost, pewnie mogłabym go nosić drugie tyle. Zwykle lubię zmieniać lakiery co 3 dni, ale jednak taka trwałość to bardzo pozytywne zaskoczenie :). Być może miał na to wpływ cały zestaw, czyli żel wapniowy Killys + 2x Essie + Seche Vite i dobra kondycja moich paznokci. Tak czy owak - wow!



4 sierpnia 2013

50 faktów o mnie

Tag krąży od jakiegoś czasu na YouTube, teraz wkroczył także i do blogosfery. Lubię je czytać, więc postanowiłam sama napisać co nieco o sobie... mam nadzieję, że nie będziecie znudzone :).

1.       Mam zielone oczy.
2.       Przez 4 lata byłam z moim Narzeczonym w związku na odległość (blisko 200km), teraz już na szczęście mieszkamy razem :).
3.       Jestem typową humanistką, prawdopodobnie dlatego, że w swoim życiu trafiałam na naprawdę wspaniałych i wyjątkowych moim zdaniem polonistów, od podstawówki po liceum.
4.       Nie zdawałam matury z polskiego z racji olimpiady, do której przystąpiłam w 2 klasie liceum. Okres klasy maturalnej to była dla mnie błogość :).
5.       Od dziecka uwielbiałam jeździć autem jako pasażer…
6.       …jednak odkąd mam prawo jazdy (w grudniu będą 4 lata) uwielbiam być kierowcą. Nadal jednak lubię być pasażerem np. w autobusach czy pociągach.
7.       Nigdy nie miałam złamanej ręki, nogi, ani nic innego. Nie byłam też nigdy w szpitalu. Mam nadzieję, że będzie tak do końca życia :P.
8.       Nie przepadam za kolorem zielonym, chyba, że w naturze.
9.       Jak to mawiają moi rodzice, zawsze mam płacz na końcu nosa i dawniej płakałam co najmniej raz w tygodniu, o cokolwiek, czy to ze smutku, wzruszenia czy złości (standardem  był płacz na pożegnanie po weekendzie spędzonym z Lubym). Teraz trochę mi to przeszło, ale nadal bardzo często chce mi się płakać, gdy np. ktoś na mnie krzyczy bez powodu albo muszę się z kimś o coś kłócić. Czasami po prostu nad tym nie panuję, a niestety bywa to uciążliwe, kiedy zachce mi się płakać, np. kłócąc się w urzędzie lub na uczelni :P.
10.   Kiedyś podpalałam, ale tylko Djarumy, było to w gimnazjum/liceum (i paczka starczała mi na miesiąc albo i dłużej). Od trzeciej liceum nie miałam papierosa w ustach.
11.   Jestem ogrooomną fanką Harry’ego Pottera, należałam do ogólnopolskiego fanklubu i bardzo duża część mojego życia wiąże się z ludźmi, których dzięki temu poznałam.
12.   Będąc młodszą, uwielbiałam pisać opowiadania, jednak właściwie żadnego nigdy nie dokończyłam.
13.   Uwielbiam słodkie, cięższe smaki i zapachy: wanilia, kokos, śmietanka…
14.   Przez okres gimnazjum i połowy liceum byłam prawdziwą „metalówą”, nosiłam glany w największe upały itp.
15.   Od zawsze uwielbiałam rock, a przez wiele lat wybierałam jeszcze cięższe brzmienia – Metallica, Iron Maiden, Black Sabbath i wiele innych. Do tej pory ta muzyka jest ogromnie bliska mojemu sercu i potrafię mieć motylki w brzuchu słuchając Metalliki.
16.   O ile wielu cudownych znajomych i przyjaciół poznałam dzięki internetowemu forum fanów Harry’ego Pottera, o tyle Narzeczonego spotkałam dzięki internetowemu forum fanów Metalliki.
17.   Będąc w liceum uwielbiałam chodzić na wszelkie koncerty. Były takie dwa lata, w ciągu których nie opuściłam ani jednego koncertu Comy i Kultu w Krakowie, a ponadto byłam na koncercie Metalliki w Chorzowie w 2008 roku – pojechałam tam całkiem sama, bardzo spontanicznie, ale to dłuższa opowieść ;). W dodatku czystym przypadkiem znalazłam się tuż pod sceną i cały koncert podziwiałam z ok. 5-ego rzędu.
18.   Mam słabość do słodyczy, jednak trochę się „oduczyłam” ich jeść dzięki odchudzaniu i teraz nie ciągnie mnie do nich aż tak bardzo.
19.   Uwielbiam herbaty smakowe, owocowe, ziołowe, czerwone, zielone – za to nigdy nie piję czarnej (chyba, że zimą, z sokiem malinowym, cytryną i miodem). Nie lubię też earl-grey.
20.   Miałam 3 razy przekłuwane uszy (pistoletem u kosmetyczki), jednak zawsze ropiały podczas gojenia i koniec końców dziurki zarastały. W 1 klasie liceum przekłułam sobie uszy sama, wielką igłą do cerowania. Zrobiłam tak standardowe dziurki i dwie „dodatkowe”. Wiem, że było to mega niemądre, ale nie miałam żadnych powikłań i tylko jedna z 4 dziurek jest krzywa :P.
21.   Jestem zodiakalną wagą i przeważnie opisy wag zgadzają się z moim charakterem. Gdybym urodziła się dzień później, byłabym skorpionem, których raczej nie lubię, choć nie chcę generalizować ;).
22.   Urodziłam się w 7 miesiącu ciąży i ważyłam ok. 1700g, było ze mną naprawdę krucho i pierwsze 2 miesiące życia spędziłam w szpitalu, ale wywalczyłam swoje i oto jestem :).
23.   Pierwszy akt urodzenia miałam wypisany na imię Urszula, jednak w ostatniej chwili zadzwoniła babcia i krzycząc, oznajmiła, że to okropne imię i nie może tak być.  Jestem więc Ewą i uwielbiam swoje imię – Urszula mnie też się zbytnio nie podoba, choć Ula nie brzmi tak źle ;).
24.   Jestem ogromnie zżyta z rodziną, ale tylko tą "nuklearną" - mama, tata, siostra. Naprawdę, ogromnie ;).
25.   Nigdy nie byłam typem imprezowiczki, za to zawsze byłam dość cicha, spokojna i przede wszystkim typem domatorki. Tak mi już raczej zostało.
26.   Mimo, iż ogólnie jestem raczej wielką panikarą, w sytuacjach zbiorowego lęku np. przed egzaminem, sprawdzianem lub innymi podobnymi sytuacjami, ja jestem oazą spokoju, podczas gdy inni panikują. Chyba nauczyłam się tego w gimnazjum, kiedy moja najlepsza  przyjaciółka była jeszcze większą panikarą i któraś z nas musiała być odważniejszą :D.
27.   Kiedyś byłam ogromnie nieśmiała, nadal trochę mi to pozostało, ale jednak wiem, że w życiu trzeba czasem stawić czoła niektórym sytuacjom i się przełamać ;).
28.   Całe życie miałam nadwagę i dopiero w styczniu rok temu wzięłam się porządnie za siebie. Do dziś zrzuciłam 15kg, chcę jeszcze 5kg, ale idzie mi to bardzo opornie :P. Przez to wszystko stałam się małym freakiem na punkcie zdrowego stylu życia.
29.   Bardzo lubię chodzić na wysokich obcasach, ale jesienią, zimą i wiosną – uwielbiam botki i kozaki na wysokim obcasie, za to w sandałkach lub czółenkach nie jest mi już tak wygodnie i latem noszę wysoki obcas tylko na specjalne okazje.
30.   Jestem uzależniona od Internetu i mojego smartfona.
31.   Mam obsesję sprawdzania, czy mam przy sobie portfel i telefon. Dawniej potrafiłam w ciągu jednej 15-minutowej podróży autobusem, 5 razy sprawdzić czy są w torebce. Teraz z tym walczę i sprawdzam tylko na początku i na końcu.
32.   Jestem dość dokładna, skrupulatna i upierdliwa :P. Nie we wszystkich kwestiach, ale jednak w wielu…
33.   Nigdy się nie spóźniam, w przeciwieństwie do mojej siostry. Zawsze wszędzie jestem za wcześnie, w domu zwykle jestem gotowa na co najmniej 5 minut przed wyjściem i tak czekam i nie wiem, co z sobą zrobić… mieszkając naprzeciwko przystanku autobusowego, zawsze jestem na nim pierwszą z oczekujących na autobus.
34.   Ja i moja siostra jesteśmy wielkimi przeciwieństwami ;). Ona głośna, towarzyska, roztrzepana, spóźnialska, zapominalska (nie traktuję tego, jako wady, już przywykłam :D), wygadana, typ przywódcy… ja niemal wszystko na odwrót :). Ale bardzo się kochamy i dobrze dogadujemy.
35.   Mam za sobą epizod z Oazą i wielką religijnością. Było to jednak trochę w ślady mojej siostry i po pewnym czasie to wszystko zaczęło mnie bardzo denerwować i odpuściłam. Teraz uważam się za wierzącą, niepraktykującą.
36.   Uwielbiam gotować i piec.
37.   Mam niezbyt ładny charakter pisma, mimo, że walczyłam o to, żeby pisać ładniej. Nie bazgrzę jak kura pazurem, ale nie są to ładne, okrągłe, równe literki. W dodatku moje pismo momentami przypomina pismo mojej mamy, szczególnie literka M, która u niej nigdy mi się nie podobała :D.
38.   Jestem także antytalenciem plastycznym… chodziłam na kółko plastyczne w gimnazjum, bo uwielbiam takie sprawy i miałam 6 z plastyki za chęci i zapał, ale na pewno nie za talent.
39.   Do ok. 18ego roku życia z warzyw tolerowałam tylko ogórki, a pomidorów wręcz nienawidziłam. Teraz lubię wiele warzyw, a pomidory kooocham!
40.   Kiedy byłam raczkującym szkrabem, zrzuciłam tacie na głowę młotek, kiedy on naprawiał coś pod schodami.
41.   Mój Narzeczony jest moim pierwszym i, mocno w to wierzę, ostatnim mężczyzną :).
42.   Nie lubię zmywać naczyń i obierać ziemniaków.
43.   Nie umiem jeździć na rolkach i chyba nigdy się nie nauczę - nie potrafię w nich nawet ustać kilku minut, co dopiero przejechać.
44.   Okropnie boję się śmierci i choroby moich bliskich, ale staram się o tym nie myśleć, bo potrafię złapać dużego doła.
45.   Jeszcze jako małe dziecko miałam filozoficzne rozkminy: „dlaczego jestem na świecie? Dlaczego jestem w moim ciele, a nie w ciele X? dlaczego mam mój rozum, a nie rozum X? co będzie po śmierci?”. Były to moje własne lęki i z nikim o tym nie rozmawiałam, za to naprawdę potrafiły mnie te myśli mocno zasmucić.
46.   Kiedyś jeździłam konno, z małymi przerwami. W sumie jeździłam ok. 5-6 lat, przestałam jednak ze względu na wywindowane ceny i niechęć do mojej instruktorki.
47.   Odkąd nauczyłam się pisać, pisałam pamiętniko-dzienniki. Przestałam to robić dopiero w liceum, jednak nadal zdarza mi się opisać wyjątkowo ważne dni.
48.   Uwielbiam jeansy, choć nie jestem typem dziewczyny, która w ogóle nie nosi spódnic czy sukienek.
49.   Od zawsze miałam i nadal mam słabość do długowłosych facetów.
50.   Jestem naturalną blondynką, jednak zawsze chciałam mieć brązowe włosy i od ok. 15-ego roku życia je farbuję.

2 sierpnia 2013

(Duuuże) Denko 2/2013


Poprzednie denko pojawiło się na blogu w maju, a więc jak łatwo się domyślić, to denko będzie duuuże... jakoś tak ciągle czegoś miałam resztkę, którą chciałam dorzucić do tego posta i tak czekałam i czekałam... efekty poniżej ;).


O dziwo, uzbierało się sporo kolorówki, a jeszcze kilka produktów mam na wykończeniu...
- Lakier do paznokci Oriflame - perłowy beż, kupiła go moja mama i w sumie chyba od dwóch lat nie malowałam nim paznokci (ona też nie), więc powędrował do kosza. Był niezły, ale kolor nie ten.
- Lakier do paznokci Golden Rose Graffiti - fioletowy pękacz, był ze mną dość długo, ale teraz już zrobił się z niego wielki glut i przestał pękać...
- Sally Hansen Dries Instantly - mój pierwszy przyspieszający wysychanie topcoat. Był genialny, bardzo go polubiłam, ale chyba przestali go sprzedawać... przynajmniej jakiś czas temu nie mogłam go nigdzie znaleźć. Teraz przerzuciłam się na Seche Vite, który uwielbiam jeszcze bardziej!
- Szminka Lasting Finish Rimmel 170 Alarm - czysta czerwień, ale ja niestety niezbyt dobrze czuję się nosząc taki kolor na ustach. Długo leżała, więc w końcu ją wyrzuciłam.
- Szminka Carlo di Roma - kupiła ją gdzieś moja siostra, kolor był fantastyczny, ale jednak zdecydowanie za długo przeleżała bez używania - chyba dawno minął jej termin ważności.
- Catrice korektor Re-Touch Light-Reflecting Concelaer - był naprawdę świetny, miałam napisać jego recenzję, ale... nie zdążyłam. Skończył mi się w okamgnieniu, mimo, że używałam go tylko pod oczy w małych ilościach. Jego słaba wydajność spowodowała, że nie kupiłam ponownie...
- Lakier do paznokci Lemax - kupiony przez siostrę, rozwarstwił się, poza tym kolor w ogóle nie "mój"...
- Lakier Essence z LE Ballerina Backstage - z wymianki, nosiłam kilka razy, jednak to nie mój odcień, a sam lakier jest dość stary... wywalam.
- Nail Tek Foundation II - świetna odżywka i świetna baza, bardzo polubiłam i pewnie nieraz do niej wrócę, na razie jednak daję paznokciom odpocząć od formaldehydu.


- AA Help Krem-żel do mycia twarzy - ulubieniec, to moja kolejna zdenkowana tubka, więcej tutaj.
- Decubal Eye Cream - bardzo dobry i wydajny krem, zdecydowanie się polubiliśmy, więcej tutaj.
- Avon Planet Spa krem do stóp z kwasami aha - bardzo dobry krem do stóp, recenzja chyba się niedługo pojawi :).
- Decubal Face Cream - kolejny bardzo dobry produkt od Decubal, recenzja tutaj.
- L'Occitane krem do twarzy Immortelle - zapowiadał się całkiem nieźle, ale cena pełnowymiarowego opakowania powala, więcej tutaj


- Isana mydło w płynie Sensitiv - mydło jak mydło, całkiem fajne w dobrej cenie, nie przesuszało dłoni :).
- Nivea żel pod prysznic water lily & oil - ładnie pachniał, był wydajny, dobrze się pienił, nie przesuszał czyli wszystko, co lubię.
- L'Ocitanne żel pod prysznic Verbena - to samo, co odnośnie żelu Nivea. Zapach bardzo oryginalny i ładny. Więcej tutaj.
- Joanna Naturia truskawkowy peeling myjący - wygrałam w którymś rozdaniu, przyjemniaczek, fajnie pachniał, ale jak dla mnie za mało zdzierał ;).
- Płyn do higieny intymnej Lactacyd hydro-balance - mój pierwszy Lactacyd i kompletnie nie trafiony, zużyłam, bo żal mi było wyrzucić. Mył, ale przy tym powodował lekkie pieczenie... boję się teraz wypróbować klasyczną wersję.


- Szamon do włosów babydream - wielofunkcyjny ulubieniec. Myłam nim pędzle i używałam do zmywania olejów z włosów. Więcej nie będę pisać, bo chyba każda z nas go zna :).
- Odżywka do włosów Nivea Long Repair - hit, hit, hit! Żadna inna odżywka jej póki co u mnie nie zdetronizowała. Recenzja tutaj.
- Szampon do włosów Joanna Argan Oil - szampon jak szampon, niezły, ale szału nie robił. Recenzja tutaj.
- Odżywka do włosów Joanna Argan Oil - mooocno  przeciętna, a nawet mniej, ja się z nią nie polubiłam i nie kupię ponownie. Więcej tutaj


- Płyn do soczewek Bausch + Lomb Bio True - w sumie nie kosmetyk, ale jakoś się przyplątał. Płyn jak płyn, ja między nimi nie widzę żadnej różnicy :D.
- Pasta do zębów Aquafresh - w zasadzie to zużyliśmy chyba 2 tubki. Pokazuję, bo wyjątkowo lubię pasty Aquafresh, a szczególnie w tym opakowaniu! W Polsce chyba nie jest dostępne, ja kupuję tą pastę na stoiskach z niemiecką chemią. Właściwie baaardzo rzadko kupuję jakąkolwiek inną.
- Zmywacz do paznokci Isana - absolutny ulubieniec, nie kupuję innych zmywaczy! Chyba muszę napisać jego recenzję :).
- Dezodorant Nivea Fresh Natural - niezły, dosyć lubię kulki Nivei, ale niestety, upałom nie dał rady. Wrócę do niego jesienią, na razie potrzebuję czegoś "mocniejszego" (używam Rexony w sprayu i jest b. dobra!)

Uff, to już wszystko :). Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Następnym razem postaram się wrzucać ciut mniejsze denka. Już teraz mam minimum 3 kosmetyki na wykończeniu, więc kolejny taki post może będzie już za miesiąc?

1 sierpnia 2013

Wakacyjny konkurs z Rossmannem - wyniki!

Przez cały lipiec miałyście czas wysyłać zgłoszenia na zdjęciowy wakacyjny konkurs z Rossmannem. Wczoraj skończył się miesiąc, a w związku z tym, także konkurs :).

Na samym początku przedstawiam wszystkie prace konkursowe (wg kolejności przysyłania zgłoszeń):

nika88: Do wykonania pracy konkursowej pt. "Wakacyjny konkurs z Rossmannem" wykorzystałam nawilżane chusteczki oczyszczające z Alterry, które zabrałabym na wakacje do Paryża, ponieważ pomogłyby mi one nie tylko w oczyszczaniu twarzy z makijażu, ale także w odświeżeniu rąk podczas pobytu poza miejscem zakwaterowania, starciem rozlanej kawy na stoliku, przetarciu ubrudzonej lodami buzi dziecka oraz odświeżeniu twarzy z kropelek potu pojawiających się na skroniach podczas intensywnego zwiedzania tego pięknego miasta.

INES: W mojej wakacyjnej kosmetyczce nie może zabraknąć lakieru do włosów z filtrem UV marki Isana. Chroni włosy przed promieniami słonecznymi, a dzięki formule "natural spray" można ułożyć mokre włosy zaraz po wyjściu z jeziora.

Bożena: Zdjęcie przedstawia mój koszyk na owoce. Oczyszczenie, nawilżenie, orzeźwienie i kolory. To jest coś, co Polki lubią najbardziej.

Ola J: Wybrałam szampon marki Babydream, ponieważ jest to kosmetyk, którego nigdy nie brakuje w mojej łazience, używa go zarówno moja córka, jak i ja, a od września włoski będzie miał nim myte młodszy brat Felicji, który niedługo się urodzi.

Lady GreenDream: Mimo, że nie jestem jeszcze mamą, ani już dzieckiem...mam dwa moje ukochane niezbędniki nad morze: dmuchaną kaczkę i olejek Babydream fur Mama - najbardziej funkcjonalny kosmetyk na każde wakacje - a zwłaszcza na szaleństwa na plaży -odżywia i nawilża ciało przed i po opalaniu, chroni włosy przed słońcem i słoną wodą, pięknie pachnie i jest uroczy jak moja kaczka plażowa :)))

iv90: Wybrałam brzoskwiniowy krem Alterra, ponieważ idealnie wyrównuje koloryt mojej cery i nie obciąża skóry twarzy, jak tradycyjne podkłady. Dzięki niemu latem mogę czuć się pięknie, pewnie i atrakcyjnie

muminek526: Jest to zdjęcie żelu pod prysznic firmy Wellnes & Beauty. Wybrałam właśnie ten, ponieważ kocham mandarynki i kąpiel z nim to czysta przyjemność i relaks, nie ważne czy w basenie z wodą czy z kuleczkami moich dziewczynek.

A teraz pora na zwycięzcę... werdykt nie był łatwy, ale nagroda wędruje do... Lady GreenDream! Gratuluję i już piszę do Ciebie maila :)