31 grudnia 2013

Bardziej prywatne podsumowanie roku 2013

Rok temu na blogach królowało podsumowanie roku w kilku podpunktach, które chciałabym zrobić i w tym roku :). Podsumowanie roku 2012 znajdziecie tutaj, a tymczasem pora na podsumowanie kolejnego roku - 2013 :).


Dominujące uczucie w 2013 roku?
Ten rok miał wiele odcieni, ale w większości dominowało chyba po prostu szczęście, wielowymiarowe, na które składały się zarówno te malutkie, jak i wielkie radości :). Oczywiście nie obyło się też bez stresów i smutków, ale było ich zdecydowanie mniej, poza jednym ciężkim emocjonalnie miesiącem na początku roku. W sumie było dość podobnie do roku zeszłego: pierwszy trymestr roku był nieco trudny, za to cała reszta - w zasadzie cudowna :).

Co zrobiłaś po raz pierwszy w 2013 r.?
Biegałam! I mimo, że mój flow trwał 4 miesiące, jestem z tego dumna, bo nie porzuciłam biegania z lenistwa tylko ze świadomego przerzucenia się na inną dyscyplinę. Ale do biegania na pewno powrócę wiosną :).

Czego nie zrobiłaś w 2013 r.?
W niektórych dziedzinach zrobiłam dużo więcej, niż planowałam, w innych dużo mniej. Mogę napisać, że znowu nie schudłam, jak planowałam, ale w tym roku jakoś mi to nie przeszkadza, czuję się ze sobą całkiem dobrze :). Od stycznia za to po raz kolejny - reaktywacja - ale tym razem liczę na solidną motywację w postaci wizji siebie w sukni ślubnej :D.

Słowo roku?
Ślub, a raczej przygotowania do ślubu - jestem pewna, że w przyszłym roku wygra to samo słowo :D.

Przytyłaś czy schudłaś?
Utrzymałam wagę, a przy okazji zarówno nieco schudłam jak i przytyłam.

Miasto roku?
Jestem totalną domatorką, więc dla mnie odpowiedź raczej zawsze będzie brzmieć Kraków. Ważnymi miastami były też Nowy Jork i Filadelfia, gdzie na 3 miesiące uciekła moja Siostra.

Odwiedzone miejsca?
Jak wyżej - jestem domatorką i nie podbijam za bardzo nowych miejsc... ;).

Ekscesy alkoholowe?
Zero. Z ekscesów chyba już wyrosłam :D.

Włosy dłuższe czy krótsze?
Dłuższe.

Wydatki większe czy mniejsze?
Większe, ale na szczęście i finansowo jest nieco lepiej (tfu, tfu, odpukać!).

Wizyty w szpitalu?
Zero, uff! I moich i moich bliskich, niech tak zostanie na zawsze!

Miłość?
5 lat stuknęło! :) A na dłoni zagościł pierścionek zaręczynowy <3.

Osoba, do której dzwoniłaś najczęściej?
Wszystkich najważniejszych miałam w zasięgu ręki, mało dzwoniłam :).

Z kim spędziłaś najpiękniejsze chwile?
Z Narzeczonym.

Z kim spędziłaś najwięcej czasu?
Z Narzeczonym :).

Piosenka roku?
Brak...

Książka roku?
Mam Kindle'a i w końcu dużo czytam! Najbardziej ze wszystkich przeczytanych książek oczarowała mnie bardzo ciepła powieść "Marley i ja", zaczytywałam się też w trylogii "Spętani przez bogów" (3cia część ciągle przede mną). A za ogólną książkę roku, nie w moim rankingu osobistym, uznaję chyba "50 twarzy Grey'a" ;).

Serial roku?
Dexter - jak rok temu, tylko że w tym roku Dexter dobiegł (kiepskiego) końca. Najmocniej w mózg jednak wrył mi się 1 sezon American Horror Story, który mnie sparaliżował i do tej pory wywołuje u mnie nie strach, a lęk, szczególnie ten młody aktor, który gra we wszystkich sezonach - mogę zobaczyć jego zdjęcie i mieć przyspieszone z lęku bicie serca, nie mam pojęcia czemu aż tak bardzo dziwnie na mnie działa :P. Odkryłam, że po prostu jeden motyw z serialu bardzo mocno uderza w jeden z moich czułych punktów - spoiler alert - zawsze mocno emocjonalnie działają na mnie akcje pt. "jeden z uczniów zrobił masakrę na korytarzach szkoły zabijając mnóstwo kolegów i nauczycieli". Na kolejne sezony brakło mi odwagi i nerwów.

Stwierdzenie roku?
Brak.

Trzy rzeczy, z których równie dobrze mogłabyś zrezygnować?
Z nadmiaru jedzenia i lenistwa - zdecydowanie za mało się ruszałam i za dużo jadłam w ostatnich 2 miesiącach...

Najpiękniejsze wydarzenie?
Zaręczyny.

2013 jednym słowem? 
To pytanie zawsze nabija mi ćwieka... chyba tak jak wyżej - zaręczona! ;)

Na razie jestem poza domem, ale kiedy wrócę postaram się zrobić dla Was kosmetyczne podsumowanie roku 2013, które pojawi się na blogu pewnie w okolicach drugiego tygodnia stycznia :).

W tym miejscu chcę też złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności w Nowym Roku! Niech spełnią się Wasze marzenia i zrealizują cele. Bądźcie radośni i szczęśliwi! :)

26 grudnia 2013

Co znalazłam pod choinką, czyli photo heavy ;)

To stało się już swego rodzaju tradycją. Na miesiąc przed Świętami Mama chodzi i lamentuje, że w tym roku to będzie naprawdę mało prezentów, a jak przychodzi Wigilia, prezenty nie mieszczą się pod choinką, a nawet na stole obok choinki ;). Prezenty w tym roku są niesamowicie trafione. Część z nich wybrałam sobie sama (spódniczkę czy perfumy), a część to była całkowita niespodzianka, ale jakże udana! :) Co jeszcze fajniejsze, kilka z nich przywędrowało wraz z moją Siostrą z Filadelfii bądź Nowego Jorku, gdzie spędziła ona ostatnie 3 miesiące :).


Na sam początek prezent imieninowy, który wybrałam sobie sama - cudowna torebka TOM&EVA. Jest idealna! Idealny rozmiar, sztywność, kolor i styl... :)


Przez długi czas nie mogłam się zapachowo dograć z moim Narzeczonym - lubiłam nosić słodkie i ciężkie zapachy, których on nie cierpi. Mój gust zapachowy się nieco zmienił i wybrałam perfumy, które podobają się nam obydwojgu - Lanvin Eclat d'Arpege. Nie dość, że zapach cudny, to jeszcze ta buteleczka i opakowanie...!


Z Ameryki przyleciał do mnie cudowny kalendarz. Jest niesamowicie praktyczny i bardzo cieszę się z powrotu do kalendarza papierowego, ponieważ ten na komórce to jednak nie to samo... Jestem sentymentalna i lubię przeglądać swoje stare kalendarze, szczególnie te, które noszą znamiona pamiętników :).


Jesienią namiętnie oglądałam drugi sezon MasterChefa. Ogólnie uwielbiam gotować i coraz bardziej doceniam książki kucharskie. Dlatego też pod choinką totalnie niespodziewanie znalazłam książkę zwyciężczyni tej edycji MasterChefa :). Niektóre przepisy są za bardzo "ę ą", ale sporo z nich na pewno zrealizuję! Po przeglądnięciu już widzę, że książka otwiera trochę głowę na nowe kuchenne eksperymenty :).


Pod choinką znalazłam też cudowny, subtelny naszyjnik, który wypatrzyłam kiedyś podczas zakupów z Mamą. Wg mnie jest niesamowicie kobiecy i na pewno będę po niego sięgać :). To niezbyt duża perełka na krótkim, wężykowatym łańcuszku. Kończy się mniej-więcej na wysokości kości obojczykowych, więc długość idealna.


Dostałam także zestaw biżuterii z Kruka, którą za bardzo fajną cenę można było dostać w SP przy zakupie perfum. Będzie na specjalne okazje, takiej klasyki nigdy za wiele :). (Przepraszam za paproszki na zdjęciu... :x)


Aniołek przyniósł mi też miniaturkę perfum Bvlgari Rose Essentielle. Ostatnio bardzo polubiłam różane zapachy i z chęcią będę go używać.


Z Ameryki przyleciały do mnie też cudowne kolczyki! Siostra idealnie trafiła - dwa czarne kolczyki trafią do "extra" dziurek w moim uchu, a inicjały moje i Narzeczonego będę nosić jako klasyczne kolczyki. Coś czuję, że przechodzę w nich 80% czasu w nadchodzących miesiącach :).


Z Narzeczonym dostaliśmy też cudowne magnesy! To aż 80 magnesów, na które składają się literki (małe i duże) plus wykrzykniki i znaczki &. Mamy z Narzeczonym swoje małe biziki i na pewno będziemy się komunikować za pośrednictwem lodówkowych magnesów :D Już kilka lodówkowych dialogów zdążyliśmy odbyć.


Moja poprzednia mata dogorywała już, ponieważ odbyłam na niej mnóstwo treningów. Była wykonana z pianki, która zaczęła się okrutnie strzępić i sypać, wobec tego po każdym treningu musiałam chwytać za miotłę, żeby posprzątać niebieskie gąbczaste okruszki. Nowa mata jest wykonana z neoprenu i na pewno nie będzie się kruszyć (Mamo, spisałaś się na medal! :)).




Pod choinką oczywiście znalazły się też słodkości - dwie Milki - jedna z Oreo, druga z kremem waniliowym. Trzecia - nowojorska czekolada - jest z toffee i solą morską, uwielbiam to połączenie, a w tej czekoladzie jest wyjątkowo udane!

Poza tym dostałam jeszcze świąteczną świecę we wzory jak z norweskiego swetra, czarną mini-spódniczkę szytą z koła i cudowne, wełniane nadkolanówki :). Na zdjęciach brak, ponieważ mimo swej ogromnej urody w rzeczywistości, prezenty te okazały się nie do końca fotogeniczne ;).

Dziękuję moim wszystkim Aniołkom! To były cudowne Święta, nie tylko ze względu na prezenty, ale przede wszystkim ze względu na wszystkie pozostałe ich aspekty... :)

19 grudnia 2013

Akademia Zmysłów L'Occitane - Lawenda [grudzień]

Z lawendą chyba jest tak, że albo się ją kocha, albo nienawidzi. Ja może nie nienawidzę, aczkolwiek podchodzę do niej jak pies do jeża. Doceniam jej uspokajające właściwości i relaksujący aromat, jednak nie odpowiada mi on w 100%. Lawendy nie można pomylić z niczym innym i chyba właśnie ta jej "dosłowność" mi w niej przeszkadzała. Jednak dzięki zestawowi od L'Occitane, oswoiłam się z zapachem lawendy i nawet go polubiłam... :)


Kiedy tylko otworzyłam grudniowe pudełko, uderzył mnie aromat lawendy. Kiedy odchyliłam żółty papier, zobaczyłam uroczy woreczek z suszkami lawendy, jej dwie gałązki oraz gwoździe programu - mydło w płynie w bardzo eleganckiej odsłonie wizualnej i mały żel antybakteryjny do rąk. Poszłam pochwalić się tym cudnym pudełkiem Mamie, której zaświeciły się oczy i z lekkim fochem stwierdziła, że powinnam była dać jej ten zestaw pod choinkę... chyba jestem złą córką :P. Mamie podarowałam woreczek z ususzoną lawendą, aby rozsiewał zapach w jej szafie :).


Mydło ma bardzo estetyczne opakowanie. Mimo, że w mojej łazience stoi całkiem ładny, szklany dozownik mydła z Ikei, z chęcią zastąpię go na jakiś czas opakowaniem L'Occitane. Mydła użyłam na razie jedynie w celach testowych, bowiem chcę je sobie zostawić na okres stricte świąteczny, a więc pójdzie w ruch na dobre za kilka dni :). Na plus z pewnością jest także jego pojemność - to aż pół litra!


 Antybakteryjny żel do rąk jednak od razu trafił do torebki i używam go, kiedy tylko jestem poza domem - na uczelni, czy po podróży w środkach komunikacji miejskiej. Żel ma nieco grudkowatą(?) formułę, jest dość gęsty, co dla mnie stanowi plus, bo nie przelewa się przez palce i z opakowania nie wydostanie się przypadkowo pół tubki. Spełnia swoje funkcje - bardzo dobrze odświeża ręce i usuwa bakterie (wierzę na słowo :D), przy okazji rozsiewając bardzo intensywny zapach lawendy. To ostatnie to równocześnie plus i minus - zapach jest piękny, nieco odświeżający, ale naprawdę intensywny i dłuuugo utrzymuje się na dłoniach.


Prowansja, czyli niejako źródło marki L'Occitane, bardzo kojarzy się z lawendą i stanowi ona symbol tego regionu. Nie wiedziałam nawet, że jest nazywana "błękitnym złotem" :). Od bardzo dawna znane są dobroczynne właściwości tego kwiatu, który w przeszłości służył m.in "odstraszaniu" chorób czy insektów. Lawenda często wykorzystywana jest w farmacji, perfumiarstwie czy aromaterapii. Lawenda równocześnie uspokaja, jak i pobudza, działa kojąco na nasz umysł - zestresowanemu pomaga się zrelaksować, zmęczonemu - pobudzić. Inhalacje pomagają w walce z przeziębieniem, kaszlem czy katarem, kąpiele z dodatkiem olejku pomagają przy reumatyzmie, lawenda koi też podrażnioną skórę, ma działanie dezynfekujące. Ponoć przynosi także szczęście! Naprawdę magiczna roślina... ;)


Grudniowe pudełko od L'Occitane znowu zachwyciło mnie stroną wizualną. Czerwone, listopadowe, leży sobie obok grudniowego - granatowego - i pilnują wszelkich drobiazgów, spoczywając na szerokim parapecie mojego salonu.

14 grudnia 2013

Perfumy szukają nowego domu! - Escada Magnetism & Beyonce Pulse

Perfumy to chyba najbardziej indywidualna kwestia pośród wszystkich możliwych około-kosmetycznych spraw. Rok temu spędziłam dobry miesiąc na szukaniu zapachu idealnego, a kiedy ostatecznie stanęłam przed półką perfum i tak wybrałam spontanicznie coś innego, niż dotychczas rozważane zapachy... w tamtej chwili to było "wow", myślałam, że to totalnie moje zapachy i przez pierwsze kilka psiknięć było idealnie. Ale mój Narzeczony tych perfum nie polubił a i mnie samej po pewnym czasie przestały odpowiadać. Powracam więc do szukania zapachu idealnego, a tymczasem moje dwa nie do końca trafione zakupy, oddaję w świat. Zapachy nadal szalenie mi się podobają, ale nie na mnie... :(


Mam nadzieję, że perfumy trafią do którejś z Was i sprawią dużo radości w noszeniu :). Wszystkie zainteresowane zapraszam do kontaktu mailowego: kotwkosmetyczce@gmail.com. Dopuszczam negocjację cen ;)

Escada Magnetism, 75ml, Eau de Parfum - zużycie widoczne na zdjęciu - 110zł z wysyłką

 Beyonce Pulse, 30ml, Eau de Parfum - zużycie widoczne na zdjęciu - 40zł z wysyłką

Komplet: 135zł z wysyłką

Może zrobicie sobie prezent pod choinkę? :)

10 grudnia 2013

NOTD: Wibo - nude ze złocistym pyłkiem

Dzisiaj szybki wpis, prezentujący Wam mój pierwszy lakier nude (od czasu jego zakupu kolekcja nieco się powiększyła ;) ). Niestety numerek starł się z naklejki, ale jest na swój sposób niepowtarzalny i na pewno bez problemu rozpoznacie go w szafach Wibo, lakier pochodzi z serii Express Growth i jest to ciepły, beżowy nude z mnóstwem złocistego pyłku.


Lakier, jak to na Wibo przystało, kosztował jakieś śmieszne pieniądze, a spisuje się u mnie bardzo dobrze. Konsystencja jest niemal idealna, pełne krycie uzyskuję przy dwóch warstwach. Ze względu na swój ciepły odcień, lakier może nie pasować każdej karnacji, ale wydaje mi się, że znaczącej większości będzie odpowiadał :). Ja osobiście bardzo go lubię, złoty pyłek dodaje mu niesamowitego uroku.


Lakier nadaje się zarówno na co dzień, jak i na nieco bardziej odświętne okazje - wg mnie złoto to zdecydowanie świąteczny kolor, a więc lakier będzie dobrym wyborem np. na Wigilijną kolację (choć ja postawię pewnie na klasyczną czerwień :)). 



6 grudnia 2013

Około-mikołajkowe zdobycze :) Czyli dużo dobroci nie tylko kosmetycznych!

Jestem już dużą i chyba nie zawsze grzeczną dziewczynką, dlatego rano pod poduszką nie znalazłam żadnego podarku... jednak wszystko wynagrodził mi Rossmannowy Święty Mikołaj, ponieważ dzięki niemu kurier dostarczył mi dzisiaj cudną paczkę! Poza tym oczywiście w poniedziałek skorzystałam z Dnia Darmowej Dostawy i ogólnie ostatnie dni sprzyjały zakupom, więc dziś post o moich nowych, około-mikołajkowych nabytkach :). Będzie chronologicznie:


Pierwsze zamówienie złożyłam w zeszły weekend w księgarni Wydawnictwa Znak, korzystając z ich promocji i kodu rabatowego uprawniającego do zakupu książek aż 50% taniej! W dodatku wysyłka do Paczkomatów była za darmo, więc już w ogóle cudnie :) Kupiłam książkę, na którą polowałam od dawna - Kuchnię Filmową Pauliny Wnuk, czyli książkową wersję bloga From Movie To The Kitchen, który uwielbiam i polecam :).


Drugą zamówioną książką było Pyszne 25 Ani Starmach, która jest m.in. jurorką w MasterChefie. Czytałam o tej książce bardzo mieszane opinie, ale ja osobiście jestem oczarowana! Książka ma bardzo fajny spis treści i świetne, proste przepisy! Największym ich atutem jest szybkość wykonania i to, że niemal 99% z proponowanych składników to rzeczy, które zawsze mamy w domu lub kupimy w każdym ze sklepów. Osobiście nie cierpię ganiać po sklepach w poszukiwaniu jakiegoś wyjątkowego składnika czy wydawania na posiłki niebotycznych kwot. Szybko, tanio, prosto i smacznie - czyli tak, jak najczęściej chcemy gotować i jeść ;). PS: Książki odebrałam we wtorek wieczorem, o 22 gotowałam już krem krówkowo-bananowy! Wyszedł pysznie!


Podczas DDD zamówiłam kilka drobiazgów w Aptece Gemini, którą polecała Bella. Wzięłam parafinowy peeling do dłoni z Ziaji Pro (który z kolei polecała chyba Innoooka), bo uuuwielbiam peelingi do dłoni, a ten jest ponoć świetny (12,59zł). Do tego tani, ale skuteczny i ciężko dostępny stacjonarnie krem do rąk Anidy (4,09zł) oraz tonik Fitomedu (8,99zł), który zbiera bardzo pozytywne opinie na Wizażu.


W sklepie Goodies zrobiłam zapas zimowo-świątecznych wosków Yankee Candle. Jak widać na zdjęciu, wybrałam typowo sezonowe zapachy: Salted Carmel (najbardziej specyficzny, niby fajny, ale dziwny, już go palę :D), Christmas Cookie, Snow In Love, Christmas Eve, Christmas Memories i Spiced Orange. Woski kosztowały 6zł, a dwa z nich były na promocji po 4,50zł. Chciałam kupić zdecydowanie więcej (początkowe zamówienie było na ok. 100zł :D), ale się opamiętałam :D. Żałuję tylko, że tuż sprzed nosa wysprzedano mi Season Of Peace :(.


Jakiś czas temu z koleżankami robiłam zbiorowe zamówienie z Biochemii Urody, pierwsze w mojej historii ;). Ostatnio w ogóle bardziej ciągnie mnie do pielęgnacji, niż kolorówki, choć nigdy nie sądziłam, że to nastąpi :D. Kupiłam: 50g masła shea, peeling perłowy drobnoziarnisty, pomarańczowy olejek myjący do twarzy oraz dwie ściereczki do mycia twarzy.


Na sam koniec mój niemal "właściwy" prezent mikołajkowy, bo cudowna paczka od Rossmanna! Na zdjęciu brakuje gwoździa programu - cudownego, mięciutkiego szlafroczka, który w zasadzie od razu powędrował do prania, bo chcę go jak najszybciej zacząć nosić :D. Ten "prezent" zaskoczył mnie totalnie :) Jego kawałek uwieczniłam jedynie na Instagramie ;). Poza tym, w ogromnym, czerwonym okrągłym pudełku znalazłam: 
  • Isana Med Urea - żel pod prysznic
  • Isana Med Urea - emulsja do ciała
  • Isana Med Urea - krem do rąk (uwielbiam ich krem z mocznikiem, recenzowałam go tutaj)
  • Isana - krem do ciała owoc granatu i figa do skóry suchej (od dawna chciałam go kupić, ale ciągle mi było żal, bo miałam spore zapasy mazideł w domu)
  • Isana - kremowy żel pod prysznic masło shea i owoc pasji - cudowny zapach!
  • Isana - szampon do włosów brązowych
  • Isana - płukanka do włosów brązowych 
  • czekoladę z miodem, migdałami i nugatem :)

A Wy byłyście grzeczne? :D Co przyniósł Wam Święty Mikołaj i co zamówiłyście podczas Dnia Darmowej Dostawy? :)

PS: Zdjęcia robiłam dzisiaj, a każdy z nas wie, jakie warunki panują za oknem... jestem zaskoczona, że na w ogóle coś na nich widać :D

28 listopada 2013

Akademia Zmysłów L'Occitane - La Collection de Grasse [listopad]

W listopadzie w Akademii Zmysłów L'Occitane króluje linia La Collection de Grasse. Skupia się ona na zapachach, które potrafią naprawdę zaczarować. W prym wiedzie zapach, w którym główną rolę odgrywają Złoty Kwiat i Akacja.


Zapach zawdzięczamy Karine Dubreil i pochodzi on z Grasse - ponoć najpiękniej pachnącego miasta świata, które znajduje się w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże. Zwane jest stolicą perfum, a jego perfumiarska tradycja sięga XVI wieku.


Zapach Grasse skomponowany przez Dubreil ma ilustrować koniec lata i nadchodzące uśpienie przyrody. Za nazwą złotego kwiatu kryje się mimoza, kwitnąca tam w grudniu, a towarzyszy jej delikatna akacja, której zapach przypomina aromat białych kwiatów.


Miałam przyjemność poznać ten zapach za pośrednictwem cudownego, złocistego żelu pod prysznic oraz perfurmowanego mleczka do ciała. Żel pod prysznic wygląda niczym magiczny eliksir, bowiem zatopiony jest w nim złoty pyłek. Przyznam szczerze, że buteleczki wyglądają i pachną tak pięknie, że bardzo oszczędnie dozuję sobie ich używanie. Jak dla mnie, nie jest to zapach na codzień, ale na wyjątkowe okazje, kiedy chcę się poczuć bardzo kobieco i odrobinę wytwornie.


Zapach niesie ze sobą wyraźne kwiatowe nuty, ale nie jest to nazbyt świeży, lekki zapach, ale właśnie bogaty, na swój sposób wyrafinowany. Tak pachnie elegancka, pewna siebie kobieta, a nie delikatna dziewczynka ;). Mimo, iż z jesienią i zimą kojarzą mi się np. nuty piżma czy wanilii, których tutaj brakuje, zapach wydaje się odpowiedni właśnie dla tej pory roku. Zostawiam go na wyjątkowe chwile - Święta, randkę z Narzeczonym... Rozważałam nawet zachowanie tego duetu na dzień mojego ślubu, ale jednak tego dnia chcę pachnieć czymś zupełnie nowym i wyjątkowym :).


Mleczko do ciała i żel pod prysznic zamknięte są w uroczych, prostokątnych buteleczkach, które zdobią moją łazienkę. Jedyny minus stanowi fakt, iż są one wykonane z bardzo twardego plastiku, a więc zużycie ich do końca może stanowić niemały problem...

Pisząc o listopadowym pudełku nie mogę pominąć cudownej oprawy wizualnej - świąteczne, bordowe pudełko od L'Occitane totalnie mnie urzekło i cierpię, bo nie mam pojęcia, jak mogę je zagospodarować :(.

26 listopada 2013

TAG: Kierowcą być

Tag zapiłam od Sroki i Anwen, ale mimo, że nie ma nic wspólnego z tematyką bloga, nie mogłam mu się oprzeć, bo jazda samochodem nigdy nie była mi obojętna... :)

Źródło

1. Za którym razem zdałaś/eś prawo jazdy?
Za pierwszym razem, na szczęście! Okropnie się stresowałam. W dodatku przez cały okres oczekiwania na wezwanie mnie do egzaminu patrzyłam po egzaminatorach i upatrzyłam sobie jedną kobietę, która za często się przewijała - po prostu non stop kogoś oblewała. Naprawdę sprawiała wrażenie nieprzyjemnej i tylko ona była tą, na którą na pewno nie chciałam trafić. I co? Oczywiście trafiłam na nią :D. Przez całą jazdę miałam TYLKO lewoskręty i myślałam, że umrę na zawał, ale na szczęście zdałam :). Choć pomogła też moja "mowa końcowa", bo po zaparkowaniu ona zapytała mnie o jedną sytuację na drodze, a ja jej opowiedziałam o wszystkich moich błędach i że zrobiłam tak, a powinnam była inaczej, ale że to wina stresu... ;)

2. Ile lat masz już prawo jazdy?
W grudniu będą 4 lata, na kurs zapisałam się jeszcze przed ukończeniem 18 lat :).

3. Jakie kategorie prawa jazdy posiadasz?
Kategorię B i choć kiedyś bardzo chciałam jeździć autobusem albo nawet tirem, nie planuję innych.

4. Jakim samochodem odbyłaś/eś swoją pierwszą samodzielną jazdę?
Najprawdopodobniej starym Cinquacento mojej Siostry.

5. Za co dastałeś/aś pierwszy mandat?
Pierwszy mandat zdarzył mi się w lutym tego roku za przekroczenie prędkości... Jechałam 70 km/h w miejscu, gdzie było 50km/h. W dodatku to było na trasie Krosno-Kraków (konkretnie w Jaśle), prawie umarłam na zawał :D. Nigdy więcej! Od tej pory jeżdżę dość grzecznie i w mieście staram się przestrzegać przepisów (czyt. jeżdzę zwykle o 10km więcej, niż pozwalają przepisy, ale ponoć przy takim przekroczeniu mandatu się nie dostaje :P).

6. Twój ulubiony zapach do samochodu.
Nie używam, choć niektóre mi się całkiem podobają, o ile nie są zbyt duszące.

7. Jaki rodzaj muzyki suchasz jeżdząc autem?
Radia. Dawniej RMF FM, obecnie mam fazę na Eskę Rock, ale lubię też bardzo Radio Kraków. Na dłuższych trasach czasami słucham płyt, głównie z rockiem. Uwielbiam słuchać głośnej muzyki w samochodzie (odkąd mam auto z cudownymi głośnikami), ale tylko czasami i tylko gdy ja prowadzę, ale nigdy w sytuacjach wymagających skupienia. Np. ZAWSZE muszę wyłączyć radio przed parkowaniem.

8. Co jest dla ciebie "Must Have" w twoim aucie?
Okulary przeciwsłoneczne, ręcznik papierowy i płyn do szyb przeciw parowaniu - moje nowe autko ma jakieś dziwne fazy i średnio raz w miesiącu muszę mu wytrzeć szybę takim preparatem, bo inaczej mega smuży.

9. Jak często sprzątasz swoje auto?
Wedle zachcianek... :D Ale przyznam, że dość rzadko, pewnie będzie z 2-4 razy w roku... ale też nie bałaganię znadto, np. nigdy nie zostawiam w nim papierków czy butelek po napojach.

10. Jaka była twoja najdalsza podróż samochodem jako kierowca?
Krosno-Kraków, ok. 200km :). Lub też Krosno-Nowy Sącz-Kraków, ale w Nowym Sączu mieliśmy kilkugodzinny postój.

11. Czy zdarzyło ci się kiedyś złapać gumę i zmieniać przebitą oponę?
Mnie osobiście nie, za to zdarzyło mi się to kiedy podróżowałam jako pasażer z moją Siostrą czy Mamą. I to głównie ja byłam tą od zmieniania opony, choć przeważnie wcześniej czy później przyjeżdżał na pomoc Tata :P.

12. Mapa papierowa czy nawigacja?
I to i to, zależy od warunków. W poprzedniej komórce miałam o wiele lepszą nawigację, a w obecnej jakoś nie mogę się z nią polubić, więc zwykle posługuję się Maps Google bez nawigacji lub po prostu drogowskazami :). Ale ogólnie wybrałabym raczej nawigację, choć i tak zawsze najpierw sprawdzam trasę na sucho na mapie, jeśli jadę w nieznane mi miejsce.

13. Czy lubisz podróżować jako pasażer?
Tak, od zawsze lubiłam. Choć zależy z kim i czym :D. Dawniej uwielbiałam jeździć wszędzie z moimi rodzicami, ale np. nigdy nie lubiłam jeździć z moją Siostrą. Obecnie z żadnym z członków rodziny jeździć nie lubię, ale uwielbiam podróżować autokarem.

14. Preferujesz spokojna czy szybką jazdę autem?
To zależy :D. Lubię czuć się bezpiecznie (pod względem wypadków i ewentualnego patrolu policyjnego), więc zwykle w mieście nie szarżuję. Jednak na pustych, prostych drogach i autostradach lubię poszaleć, ale nigdy nie jechałam więcej niż 135 km/h. Jak napisała Sroka - lubię jazdę dynamiczną, o :D. Więcej niż 70/80 km/h w mieście nie pojadę, ale nie jeżdzę też 50km/h... ;)

15. Czy zawsze zwracasz uwagę na znaki?

Staram się, ale na codzień jeżdżę znaną mi trasą, więc raczej nie. Za to na obcych drogach pilnuję przede wszystkim ograniczeń prędkości.

16. Co najbardziej denerwuje cię u innych kierowców?
Dawniej nienawidziłam "rasizmu" - ja mam lepsze auto, więc mogę cię wyprzedzić. Ogólnie nie jestem typem osoby, która dużo trąbi czy przeklina. Nie cierpię osób jeżdżących za wolno, gdy dozwolone jest jechać szybciej, osób najeżdżających na d****. Nie cierpię też, kiedy ktoś łamie przepisy narażając bezpieczeństwo innych kierowców, np. nie zwraca uwagi na jakieś zakazy czy nakazy.

17. Jaką porą roku najbardziej lubisz jeździć autem i dlaczego?
Każdą, jeśli warunki atmosferyczne są sprzyjające ;). Najmniej jednak zimą, bo mam słabe ogrzewanie i często jest ślisko.

18. Jazda w dzień, czy w nocy?
Jako pasażer nocą, jako kierowca - w dzień, jednak komfort jest o wiele lepszy.

19. W czasie upału otwarta szyba czy klimatyzacja?
W starym aucie nie miałam klimy, więc szyba :D. W nowym mam klimatyzację, ale jeszcze nie miałam okazji jej używać, muszę ją dać do odświeżenia.

20. Jaki jest twój wymarzony samochód?
Jak byłam młodsza, marzyłam o terenówce, odkąd poznałam realia miasta, chcę zgrabne, ale "dynamiczne" autko. Mam sentyment do Toyoty Yaris bo na niej się uczyłam i naprawdę ją lubię. Obecnie jednak mam Fiata Bravo (hatchback) i to moje najukochańsze autko do tej pory, cudownie mi się nim jeździ i mogłabym je wymienić po prostu na nowszy rocznik.
Do auta normalnego chętnie przyjęłabym gratis w postaci Smarta, pod moją uczelnią bardzo by się przydał :D.

24 listopada 2013

Wyniki rozdania z Firmoo :)

Miło mi ogłosić, że okulary w rozdaniu z Firmoo wygrywa... MaRuda!


Gratuluję! :) Wkrótce skontaktuje się z Tobą przedstawicielka Firmoo i przekaże wszystkie instrukcje oraz kod rabatowy.

Ponadto, kupon uprawniający do 50% zniżki na okulary Firmoo z serii classic (bez kosztów wysyłki) otrzymują:


braworka
Magdalena M
E.
Natalia D
M.

Wkrótce dostaniecie ode mnie maile z kodem rabatowym :).

18 listopada 2013

Denko 4/2013

Muszę przyznać, że ostatnio zużywanie kosmetyków idzie mi o wiele lepiej, niż ich kupowanie ;). Może to kwestia zmiany priorytetów, kiedy trzeba się powoli samemu utrzymywać, a może po prostu "wyrosłam" z kupowania co popadnie.


Muszę przyznać, że z zawartości swojej toaletki i łazienki jestem zadowolona i rzadko jest tak, że chcę kupić coś w drogerii, a brakuje mi pieniędzy. Kupuję to, czego mi brakuje, co jest potrzebne, a wyjątek od reguły stanowią jedynie lakiery do paznokci, które kupuję wedle zachcianek ;) (ale staram się ograniczać!). Koniec jednak z zachciankowym kupowaniem peelingów, balsamów, maseł, błyszczyków, szminek, cieni do powiek itd. Przyszło samo, bezboleśnie ;). Ewentualnie raz na kilka długich tygodni kupię sobie coś z kolorówki dla przyjemności, tak jak było to np. z Tatuażami Maybelline, ale w takim wypadku czekam na naprawdę fajną promocję.

Tyle na temat moich postępów w ogarnianiu kosmetycznego nadmiaru i drodze w stronę minimalizmu. Czas na kolejne denko!


Balea - szampon do włosów i odżywka z mango i aloesem - ten duet nie przypadł mi do gustu. Zapach mnie nie powalił, szampon był dość rzadki, ale fakt faktem - dobrze mył. Jednak odżywkę zużyłam w bólach, jest dla mnie za mało treściwa i bardzo mało dawała moim włosom, rozpieszczonym solidniejszymi produktami. Wiem, że wiele blogerek duet ten uwielbia, ja jednak z ulgą przyjęłam moment, kiedy w końcu te dwie butelki sięgnęły dna.
PS: Teraz używam duetu kokosowego i jest o niebo lepszy, uwielbiam!

Balea - żele pod prysznic Hawaii Pineapple i Brazil Mango - super na lato, bardzo się z nimi polubiłam, ale cieszę się, że znalazło się miejsce na bardziej otulające zapachy,a letnie owocki idą do kosza. Więcej o żelach tutaj.


Avon - podkład rozświetlająco-antystresowy, odcień Ivory - kupiłam go w styczniu na fajnej promocji, z sentymentu, z myślą o mieszaniu ze zdecydowanie za ciężkim dla mnie Revlonem. Bardzo go lubię, nie wykluczam, że wrócę do niego od czasu do czasu (o ile będę miała dostęp do Avonu). Moja siostra i mama zużyły chyba dziesiątki buteleczek tego produktu, kiedy Avon był dość modny ;).

Hean - baza pod cienie do powiek Stay On - bardzo dobry produkt, lubiłam jej konsystencję i właściwości. Nie dałam rady zużyć jej do końca przed upływem daty ważności (z którego to powodu poszła do kosza). Chętnie kupię ponownie.

Essence - LE Crazy About Colour - lakier do paznokci kupiony wieki temu, to chyba jeden z moich pierwszych lakierów :D. Zrobił się glutowaty i nie cierpiałam go zmywać, bo całe palce farbował na zielono.

Topcoat Seche Vite - ukochany topcoat, zużyłam niemal do dna, dzięki ratowaniu go Seche Restore.


Lady Speed Stick - dezodorant w sztyfcie o zapachu Wild Fresia - jakoś lubię dezodoranty tej marki. Dobrze chronią, ładnie pachną, choć akurat z wersją w sztyfcie się nie polubiłam - sztyft lubił się łamać i kruszyć, poza tym osadzał się strasznie na staniku i bluzkach.

Balea - krem do rąk Beautiful Berries - lekki, całkiem dobrze nawilżający, o cudownym zapachu!

Balea - 1-minutowa kuracja nawilżająca(?) mango i aloes - zdecydowanie lepsza od odżywki, dla mnie to po prostu ulepszona wersja odżywki. Chwila na włosach sprawiała, że były miękkie i lejące.

Cleanic -  rumiankowe chusteczki do higieny intymnej - co tu dużo pisać, bardzo je lubię, nie podrażniają i odświeżają.

Magic Foot Peel - zabieg zrobiłam jeszcze pod koniec sierpnia. Efektami jestem zachwycona, ale sama nie uwieczniłam ich na zdjęciach i na blogu, bo chyba wszystko o tym produkcie zostało już napisane ;). Dołączam się do zachwytów, efekty są genialne! Marzy mi się jeszcze jedna para na przyszłoroczne wakacje, ale cena jest zaporowa, niestety :(. Chyba kupię jakiś tańszy odpowiednik na eBay'u lub Allegro.


AA Wrażliwa Natura, krem pod oczy - bardzo go lubię, ale raczej na lato i na dzień, teraz szukam czegoś treściwszego. Recenzja tutaj.

Lirene, peeling drobnoziarnisty wygładzająco-oczyszczający - świetny peeling, bardzo go polubiłam, recenzja tutaj. Pewnie do niego wrócę.

BeBeauty, płyn micelarny do demakijażu i tonizacji twarzy i oczu - kupiłam go z dużym opóźnieniem, kiedy krążyły pogłoski o jego wycofaniu. Świetny produkt za małe pieniądze, pod koniec opakowania zrobiłam sobie z niego dwufazówkę dolewając oliwki Babydream i w takiej wersji spodobał mi się jeszcze bardziej :D.

BeBeauty, delikatny żel-krem łagodzący do mycia twarzy - kupiłam jako alternatywę dla mojego ukochanego żelu z AA (klik). Miałam napisać recenzję, ale jakoś nie mogłam się do tego zabrać... żel całkiem dobrze mył, nie podrażnił mnie (a akurat żele do mycia podrażniają mnie baaardzo często), ale - no właśnie, jest jedno jak dla mnie duże ALE - jego zapach był dla mnie nie do zniesienia. Bardzo mocny, sztuczny i wcale nie przyjemny, jak dla mnie. Wracam do AA Help.


Facelle, płyn do higieny intymnej Sensitive - zużyłam do zmywania olei z włosów, całkiem dobrze się sprawdził, ale  bardzo przypomina mi po prostu szampon Babydream, więc wróciłam do Babydreama ;)

Isana, kremowy balsam do ciała z olejkiem arganowym - bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, może do niego wrócę (choć pewnie będę wolała testować nowości ;)). Recenzja tutaj.

Woda różana - kupiłam ją dawno temu na Allegro, nawet nie wiem, jakiej jest firmy... Bardzo ją polubiłam, uwielbiam nią tonizować skórę i odświeżać twarz rano. Jak tylko nadarzy się okazja, kupię ponownie.


Luksja, płyny do kąpieli Caramel Waffle i Lemon Pie - uwielbiam, cudowne zapachy, niesamowite umilacze kąpieli :). Niewielka ilość wystarczy do wytworzenia średniej ilości piany (osobiście nie lubię za dużo bąbelków). Na pewno będę do nich wracać! Obecnie używam jagodowej muffinki z tej serii, ale jest wg mnie zdecydowanie gorsza, wafelek karmelowy to faworyt ;)

To by było na tyle, znowu uzbierało się tego dużo, co niezmiernie mnie cieszy :).

14 listopada 2013

Firmoo'we rozdanie - okulary dla Was!

Niedawno pokazywałam Wam moje cudne fioletowe okulary, jakie dostałam od sklepu Firmoo - klik. Z okularów nadal jestem bardzo zadowolona i super mi się je nosi. Przypominam, że każda z Was może kupić swoje pierwsze okulary za darmo, płacąc jedynie za wysyłkę. Wszystkie szczegóły znajdziecie tutaj.


Dzięki uprzejmości Firmoo jedna dowolna para okularów z linii classic może powędrować do którejś z Was!



Co trzeba zrobić?
1. Musisz być publicznym obserwatorem mojego bloga.
2. Mile widziany lajk na facebooku :)
3. Wybierz okulary z TEJ strony i podaj link do wybranego modelu w komentarzu.
4. Zostaw komentarz według wzoru poniżej:

1. Obserwuję jako:
2. Wybieram okulary: (link)
3. E-mail: 

To wszystko :) Rozdanie trwa do 21 listopada 2013r. do godziny 23:59. Zwycięzca zostanie o wygranej poinformowany mailowo, a wysyłka i wszelkie formalności nastąpią po stronie Firmoo.
PS: Zgłaszać mogą się osoby mieszkające w Polsce oraz w innych krajach, które znajdują się na wysyłkowej liście Firmoo - klik!


Ponadto 5 z Was otrzyma kupon uprawniający do zakupów w Firmoo o 50% taniej, bez ponoszenia kosztów wysyłki! :) (również okulary z serii classic).

Powodzenia!

2 listopada 2013

NOTD: Essie - Butler Please (kobalt idealny)

W sklepie internetowym eZebra  można znaleźć ok. 30 kolorów Essie w świetnej cenie - 9,99zł! Takiej promocji oczywiście nie można się oprzeć, więc niemal od razu po dowiedzeniu się o promocji, złożyłam zamówienie :).


Dylemat był wielki, najchętniej wzięłabym każdy kolor z dostępnych w ofercie, ale tegoroczne stypendium na konto jeszcze nie trafiło, więc trzeba oszczędzać... :D W związku z tym zdecydowałam się na 3 kolory: Where's my chaffeur, Butler please i Virgin Orchid.


Butler Please chodził za mną odkąd tylko zobaczyłam go na zdjęciach promocyjnych (kolor należy do zeszłorocznej zimowej kolekcji). Uwielbiam kobaltowy kolor i nie natrafiłam jeszcze na żaden lakier w dokładnie takim odcieniu. Dlatego, kiedy zobaczyłam, że ten kolor również jest dostępny w świetnej cenie na eZebrze, nie wahałam się ani chwili :).


Lakier posiada słynny, bardzo wygodny, szeroki pędzelek. Jednak aplikacja nie należała do najprzyjemniejszych... Lakier jest dość gęsty i konsystencją przypominał mi nieco zgęstniały "pękacz" Grafitti z Golden Rose. Lakier odrobinę się ciągnął i robił prześwity, na co pomagało jedynie nakładanie go nieco grubszą warstwą.


Co ciekawe, podczas schnięcia, lakier matowiał! Nie miałam szans sprawdzić, jakie dokładnie jest jego finalne wykończenie, ponieważ w obawie o niedoschnięcie 2 grubszych warstw, czym prędzej nałożyłam topcoat Insta-Dri ;). Na szczęście z topcoatem lakier wysechł szybko i bezproblemowo, później nie zrobiły się żadne odciski ani nic podobnego. Jedynie na 2 paznokciach pojawiły się bąbelki, ale to wina topcoatu, a nie lakieru - nie za bardzo lubię się z Insta-Dri. Dlatego też zakryłam zbąbelkowany topcoat innym topcoatem - Hello Holo z Essence ;).


Kolor, zgodnie z oczekiwaniami, to cudowny, bardzo głęboki odcień kobaltu. Mimo, że sceptycznie podchodzę do większości niebieskich odcieni na paznokciach (poza błękitem i mocnym granatem), ten mi się szalenie spodobał. Na nieco krótszych paznokciach (nie wierzę, że to piszę, jestem fanką długich migdałków :D) wygląda świetnie. Bardzo pasuje mi do rockowego stylu ;).


Trwałość zwykle u Essie  jest bardzo dobra, ale ten lakier trzymał się u mnie nieco krócej niż inne kolory (ok. 2 dni krócej, w sumie wytrzymał 4 dni). Mimo nie najlepszej aplikacji, kolor tak szalenie mi się podoba, że nie żałuję zakupu :).