I oto skończyłam! Jeszcze miesiąc temu pisałam Wam o tym, że zaczynam program ćwiczeń 30 Day Shred autorstwa Jillian Michaels, a tutaj już "po" :) Pora na moje przemyślenia i najważniejsze... efekty!
Najpierw moja mała "recenzja" i własna opinia o shredzie. Jeśli Was to nie interesuje, możecie od razu przeskoczyć na koniec notki, gdzie piszę o efektach ;).
Przygotujcie się na epopeję odnośnie shreda ;)
Podczas 30 Day Shred nadal trzymałam się diety (może lepsze jest tutaj słowo "uważałam na jedzenie", bo żadnej konkretnej diety nie stosuję), po każdych ćwiczeniach (które wykonywałam na czczo, zaraz po obudzeniu - ponoć takie dają największego kopa metabolizmowi) brałam prysznic i masowałam uda, pośladki, brzuch i ramiona szczotą-zabójcą z Rossmanna, którą niedługo tu zaprezentuję oraz smarowałam ciało dość regularnie (poza ostatnimi 10 dniami) serum wyszczuplającym i serum do biustu Eveline. Tak więc być może niektóre czynniki się zsumowały na osiągnięte efekty, ale jednak nie da się ukryć, że moim zdaniem, poza dietą, 85% sukcesu to kwestia shreda.
O programie: Program treningowy trwa 30 dni, z czego każde 10 przeznaczone jest na inny level (poziom). Teoretycznie nie powinno się w ciągu tych 30 dni zrobić ani dnia przerwy, ale czasami jest to niezależne od nas, choć dla chcącego nic trudnego - bardzo chciałam zrobić te 30 dni bez ani jednego dnia przerwy, ale jednak po świętach odwiedziliśmy na 2 dni mam-nadzieję-przyszłą-szwagierkę, a jako że ona mieszka w bloku, nie mogłam ryzykować, że sąsiadom z dołu tynk z sufitu odpadnie podczas gdy ja będę hopsać przy shredzie :P. Tak więc jeśli o mnie chodzi, cały cykl wykonałam z 1 dniem przerwy (z czego i tak jestem dumna, najgorsze było wstawanie ok. 5:45, aby poćwiczyć rano przed zajęciami rozpoczynającymi się o 8...).
Levele, jak łatwo wywnioskować, są 3 i każdy różni się od poprzedniego trochę wyższym poziomem trudności. Jednak "trudność" uznałabym za kwestię bardzo subiektywną, z tego co wiem, każdy inaczej ocenia poszczególne levele. Każda seria ćwiczeń składa się z 3 circuit (okrążeń?). Każdy circuit to 3 minuty ćwiczeń siłowych, 2 minuty cardio i 1 minuta abs, czyli ćwiczeń na brzuch. Każdy trening to w sumie 30min (rozgrzewka + 3 circuits + rozciąganie), jednak dla mnie po shredzie koniecznością był pysznic (pot naprawdę potrafi lać się ciurkiem), więc w sumie na trening i ogarnięcie się po nim potrzebowałam ok. 45-60min.
Jillian ćwiczy z dwiema innymi dziewczynami - Natalie i Anidą, Natalie wykonuje ćwiczenia na poziomie zaawansowanym, Anida - dla początkujących. Jilliam robi coś pomiędzy ;). I właśnie a propos samej Jilian - dużo nawija, motywuje i tłumaczy, co ja uważam za plus - podczas ćwiczeń mało co patrzę na ekran netbooka, głównie słucham jej instrukcji. Niektórzy ją uwielbiają, inni nienawidzą, ja raczej należę do grupy tych pierwszych ;). Mnie tam ona motywuje i naprawdę ją lubię.
Jeśli chodzi o
ekwipunek, do każdego levelu potrzebujecie właściwie tylko hantli - Jilian zaleca hantle o wadze od ok. 1,5-2,5kg. Ja stosowałam 2kg, ale przed shredem już trochę ćwiczyłam mięśnie rąk. Poza tym bardzo przyda się mata, bo wiele ćwiczeń wykonujemy na leżąco. Od siebie dodam, że warto do ćwiczeń podejść serio i kupić też dobre ubrania - ja bardzo doceniłam wygodne adidasy (na boso raczej nie dałabym rady tego robić) oraz dobry, sportowy stanik. Mam rozmiar (a raczej miałam, o tym w efektach...) 75FF i mój biust potrzebował mocnego wsparcia ;). Na eBayu kupiłam genialny biustonosz sportowy Shock Absorber (niecałe 100zł z wysyłką, w sklepie stacjonarnym w Polsce te biustonosze kosztują ponad 200zł) i biust podczas ćwiczeń tkwi posłusznie na swoim miejscu, dla mnie to stanikowe objawienie.
A teraz już bardziej szczegółowo:
Level 1: Przyznałabym mu drugie miejsce pod względem trudności. Po pierwszym i drugim dniu miałam niemiłosierne zakwasy, ale potem już właściwie zniknęły i nie wracały. Najbardziej we znaki tutaj dawały mi się ramiona, na drugim miejscu uda. Po pierwszej serii ćwiczeń nie mogłam podnosić rąk do góry. Podczas tej serii na początku potrzebowałam dwóch kilkunasto-kilkudziesięcio sekundowych przerw, pod koniec dawałam sobie tylko jedną, 15-sekundową przerwę (po przysiadach z ciężarkami w circuit 1, przed pajacykami w części cardio - dla mnie zrobienie tego po sobie bez chwili przerwy wydaje się niemożliwe :P).
Level 2: Nienawidzę go :P. Nie wiem czemu, bardzo mnie ten level irytował, ale nadal dzielnie ćwiczyłam. Na początku potrzebowałam 2, nawet 3 krótkich przerw, pod koniec levelu robiłam 1-2 przerwy w czasie serii ćwiczeń. Dla mnie ten level był najtrudniejszy, a najbardziej znienawidzone ćwiczenie to "lunges" - nie mogłam koncentrować się na dobrym wykonywaniu ćwiczeń, bo traciłam równowagę, szczególnie przy wykroku do tyłu... Poza tym przy planku ślizgały mi się ręce i to też mnie zniechęcało.
Level 3: Dla mnie porównywalny do levelu 1. Nie wiem, czy naprawdę jest najłatwiejszy, czy to kwestia wyrobienia kondycji, ale od samego początku nie potrzebowałam ani chwili przerwy podczas wykonywania ćwiczeń. Jak dla mnie to chyba najfajniejszy level, chociaż zamieniłabym ostatnią serię abs na ostatnią serię abs z levelu 2 - jakoś mi ten boczny plank nie idzie... Poza tym przy ćwiczeniu kiedy "plankujemy" na hantlach znów miałam problem ze ślizgającymi się hantlami, co niestety nie pozwalało mi robić całości ćwiczenia na poziomie zaawansowanym...
Jako "ciekawostka" - nadal nie umiem robić "męskich" pompek! Czuję, że ręce mam silniejsze niż na początku, ale pompki mi nadal nie idą. Wiem, że wiele dziewczyn, które w ogóle męskich pompek nie umiały, uczyły się ich już pod koniec levelu 1. A ja nadal nie umiem i robię tylko damskie...
A teraz, skoro już napisałam wszystko, co miałam do napisania w kwestii "teorii", przejdźmy do "praktyki"...
Efekty! Niesamowicie czekałam na końcowe mierzenie i naprawdę byłam niesamowicie ciekawa, ile centymetrów i gdzie zgubiłam... Zobaczcie same. Poniżej podaję różnicę wymiarów, czyli o ile centymetrów dana część ciała zmalała:
Biust: 3cm (z 75FF do 75DD... :<)
Talia: 2cm
Brzuch: 2cm
Biodra: 2cm
Udo: 2cm (i z tego cieszę się najbardziej!)
Ramię: 0,5cm
Waga: ok. 2-2,5kg
Obecnie nie mam do dyspozycji swojej ulubionej wagi cyfrowej, a jedynie "strzałkową", więc pomiar nie jest 100% pewny. Chudłam nadal mniej-więcej w swoim tempie, ok. 0,5kg/tydz.
Spodziewałam się odrobinę lepszych rezultatów, ale nie mogę narzekać. Niepotrzebnie chyba porównywałam się do wyników innych blogerek (niektóre amerykańskie twierdzą, że zgubiły nawet po 12cm w talii O.o). Każdy jednak chudnie w swoim tempie i jak dla mnie dobre i 2cm miesięcznie ;).
Poza tym zauważyłam też różnicę w wyglądzie mojego ciała. Niektóre fałdki zniknęły (szczególnie na plecach), wyrzeźbiły mi się ramiona (moje utrapienie...), no i... uda! Do tej pory nic nie sprawiało, żebym widziała róznicę w grubości moich ud, aż przyszła pora na shred... Wydaje mi się, że uda i pupa naprawdę mi zmalały :) Poza tym znacznie zmniejszył mi się cellulit (ale to może być zasługa szczoty-zabójcy z Rossmanna i serum Eveline).
Podsumowując, dla mnie ćwiczenia Jillian są objawieniem i dłuuugo zastanawiałam się, co zrobię ze sobą po shredzie. Na ratunek przyszedł trening Ripped in 30 jej autorstwa i od jutra mam zamiar wcielić go w życie :)
PS: Zdjęciami przed/po Was nie uraczę, na razie jednak jeszcze za bardzo się wstydzę ;) Może na sam koniec odchudzania odważę się opublikować zdjęcia sprzed i po.